Rok po tsunami
26 grudnia zeszłego roku trzęsienie ziemi, mające siłę 9,3 stopnia
w otwartej skali Richtera, wywołało w basenie Oceanu Indyjskiego
dziesięciometrową falę powstrząsową - tsunami, która spowodowała
śmierć co najmniej 231 tysięcy ludzi i niewyobrażalne zniszczenia.
Liczba zabitych i zaginionych według ostatnich, nadal niepełnych, danych, wynosi 231 tysięcy ludzi. W wyniku trzęsienia ziemi i fal tsunami śmierć poniosło lub zaginęło ponad 7 tys. cudzoziemców. Dane te oparte są na oficjalnych informacjach, przekazywanych przez rządy państw i kraje regionu kataklizmu. Za zaginionych uznawani są ludzie, którzy znajdowali się w rejonie kataklizmu. Mimo upływu roku od tragedii, dane te nadal pozostają niepełne.
Potężne fale, wyzwolone trzęsieniem ziemi i sięgające wysokości trzech pięter, spustoszyły północną Sumatrę, wybrzeża Tajlandii, Malezji, Indii, Sri Lanki. Całkowicie zmiotły z powierzchni ziemi liczące niemal 150 tysięcy mieszkańców sumatrzańskie miasto Banda Aceh. Zdaniem Caritasu, faktyczna liczba zabitych może sięgać nawet 400 tysięcy.
Skala klęski żywiołowej okazała się niespotykana. Później oceniono, że trzęsienie, które wywołało tsunami, było drugim co do wielkości zanotowanym w historii, a jego zasięg i siła były faktycznie dużo większe od wstępnych szacunków.
Kataklizm spowodował niewyobrażalną tragedię mieszkańców rejonów, które objął. Wśród ofiar tragedii dwie trzecie stanowiły kobiety i dzieci. Do tej pory nie ustalono ostatecznej liczby ofiar - nadal za zaginione uznaje się ponad 45 tysięcy osób, nadal też nie zidentyfikowano kilkuset ciał ofiar. Wśród zabitych i zaginionych znalazło się też około siedmiu tysięcy zagranicznych turystów, spędzających okres świąteczny w nadmorskich kurortach regionu.
Skutki kataklizmu okazały się straszliwe - zdewastowane ziemie, groźba epidemii, tragedie rodzin, poszukujących bliskich. Tysiące niezidentyfikowanych ciał, tysiące sierot. Miliony ludzi, którzy utracili dach nad głową. Brak wody pitnej, leków, żywności. Lokalne konflikty, utrudniające akcję pomocy.
Światowa społeczność natychmiast odpowiedziała na wołanie potrzebujących: w sumie zadeklarowano pomoc - rządową i pozarządową - o wartości dwunastu miliardów dolarów. Już w kilka dni po tragedii, do ofiar zaczęła docierać międzynarodowa pomoc.
W akcji uczestniczyła też Polska - zarówno finansowo, jak i wysyłając na miejsce ekspertów, pomagających m.in. w identyfikacji zwłok. Kilkanaście milionów złotych dla ofiar trzęsienia ziemi i tsunami w Azji Południowo-Wschodniej zebrały organizacje humanitarne: Caritas, Polski Czerwony Krzyż i Polska Akcja Humanitarna.
Potrzeby są jednak o wiele większe - według danych ONZ, w strefie kataklizmu tylko odbudowa domów może kosztować kilkanaście miliardów dolarów. O wiele większych nakładów finansowych wymaga odbudowa miejsc pracy - mieszkańcy zdewastowanych wsi w większości żyli z połowu ryb; w tragedii sprzed roku utracili podstawowe narzędzie pracy: wszystkie łodzie rybackie. Brak także istotnych dochodów z turystyki.
W czasie, jaki minął od tragedii, zrobiono bardzo wiele - nadal jednak zbyt mało, by zatrzeć skutki niszczącej fali. W indonezyjskiej prowincji Aceh, która ucierpiała najbardziej, po roku nadal ponad 60 tysięcy ludzi mieszka w namiotach.
W sferze politycznej tsunami złagodziła konflikt w Aceh, gdzie tragedia zmusiła separatystów islamskich do współpracy z rządem i odwrotnie - rząd do spojrzenia innym okiem na rebeliantów. Na krótko przed rocznicą kataklizmu, ostatni rebelianci w Aceh złożyli broń, a armia wycofała stamtąd oddziały, zwalczające partyzantkę.
Inaczej potoczyły się sprawy w Sri Lance - tam tragedia zaogniła konflikt pomiędzy Syngalezami a Tamilami na północnym wschodzie kraju, podsycając wzajemną nieufność i podejrzenia.
W rok po uderzeniu tsunami region - mimo zapowiedzi rządów - nadal nie dysponuje spójnym systemem ostrzegania przed podobnym kataklizmem w przyszłości. Pierwsze urządzenia - specjalne boje połączone z czujnikami umieszczonymi na dnie morza - zaczną działać nie wcześniej niż w styczniu przyszłego roku.