Rodzeństwo terroryzuje kamienicę w Stargardzie Szczecińskim

Patrycja S. i jej brat Jarek zatruwają życie spokojnym lokatorom. – 12-latka biegała po klatce schodowej z nożem. Rzucała nim w sąsiadów i ludzi na ulicy, dobrze, że chybiła – mówi Maria Babicka (75 l.), mieszkanka kamienicy. Po tym incydencie Patrycję przewieziono do szpitala w Szczecinie, gdzie przebadano ją psychiatrycznie. Lekarze stwierdzili u niej skłonność do agresji. I na tym się skończyło.

Do stałego repertuaru dzieci należy też rzucanie z góry jajkami i pomidorami w przechodniów lub sąsiadów. Najgorzej ma 84-letnia sąsiadka, mieszkająca naprzeciwko rodzeństwa. – Ostatnio ten młody bandyta o mały włos mnie nie zepchnął ze schodów – mówi Helena Bochomaz (84 l.).

Sąsiedzi mówią, że próbowali interweniować u matki nastolatków setki razy. Bez skutku. – Moje dzieci są chore, mieszkańcy sami sobie są winni, że doprowadzają do takich sytuacji – mówi bezczelnie Katarzyna S.

Także policja i władze nie dały sobie jeszcze rady z rodzeństwem. - Mieszkańcy wystosowali pismo do komendanta w sprawie wybryków dzieci. Cały materiał dowodowy trafił do sądu dla nieletnich w Stargardzie - mówi Łukasz Famulski, rzecznik stargardzkiej policji.

- Apelujemy o anonimowe zgłaszanie chuligańskich wybryków do straży miejskiej i policji. Podstawą do wszczęcia postępowań jest bowiem przyłapanie tych wyrostków na gorącym uczynku. Wtedy możemy wszcząć procedury eksmisyjne, a także drogę sądową, aby umieścić nieletnich w zamkniętych ośrodkach wychowawczych - wyjaśnia z kolei Zdzisław Rygiel, sekretarz miasta Stargard Szczeciński.

Tylko czy to mieszkańcy są od tego, by wyłapywać chuliganów? Czy może przedstawiciele władzy?

Polecamy wydanie internetowe Fakt.pl:
Gwóźdź do trumny Waśniewskiej