Rezerwiści w Iraku odmówili wykonania rozkazu
Dowództwo wojsk USA w Iraku wszczęło
śledztwo w sprawie plutonu wojsk rezerwy, który odmówił
wykonania misji konwojowania dostaw paliwa do bazy na północ od
Bagdadu.
Dziewiętnastu żołnierzy odmówiło wykonania rozkazu, tłumacząc, że misja jest zbyt niebezpieczna; niektórzy określili ją jako "samobójczą". Paliwo zostało ostatecznie dostarczone przez inny oddział.
Jak powiedział przebywający w Iraku kongresman Bennie Thompson, rezerwiści domagali się m.in. eskorty helikopterów. Mówili też, że ciężarówki, którymi mieli jechać, były z złym stanie technicznym i nie miały kuloodpornej osłony.
Jak podały rodziny żołnierzy, zostali oni aresztowani i odstawieni pod bronią z koszar do namiotów. Dowództwo armii potwierdziło fakt niesubordynacji, ale nazywa go tylko "czasowym złamaniem dyscypliny" i "odosobnionym incydentem". Poinformowało też, że "nikt nie jest już aresztowany".
Prasa amerykańska zwraca jednak uwagę, że incydent potwierdza wcześniejsze sygnały o problemach z wyposażeniem żołnierzy w odpowiedni sprzęt i z morale wojsk rezerwy i Gwardii Narodowej w Iraku.
Konwój z paliwem miał się udać do miejscowości Tadżi na północ od Bagdadu, w tzw. trójkącie sunnickim, czyli najbardziej niebezpiecznym regionie Iraku. Właśnie tam najczęściej dochodzi do ataków na siły USA.