Reparacja wojenna dzieli posłów
Sprawa powrotu do problemu reparacji
wojennych od Niemiec wywołała burzliwą dyskusję i
podzieliła posłów sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych.
14.11.2003 | aktual.: 14.11.2003 15:14
W komisji odbyło się pierwsze czytanie poselskiego projektu uchwały Sejmu zobowiązującej rząd do "wyegzekwowania od Niemiec należnych Polsce reparacji wojennych z tytułu strat i szkód", jakie Polska poniosła w czasie II wojny światowej.
Występując w imieniu autorów projektu Jerzy Czerwiński (RKN) podkreślił, że ostatnio coraz częściej wysuwane są przez stronę niemiecką roszczenia dotyczące majątków utraconych po II wojnie światowej na polskich ziemiach zachodnich i północnych. Ocenił, że rząd polski nie zareagował na nie w odpowiedni sposób.
Według posła, zaszłości majątkowe z okresu II wojny światowej nie zostały uregulowane formalnoprawnie do dzisiaj. Jego zdaniem, oświadczenia władz PRL z 23 sierpnia 1953 r., w którym rząd zdecydował o zrzeczeniu się spłaty odszkodowań przysługujących Polsce, nie można traktować jako zgody na zrzeczenie się całości reparacji ze strony całych Niemiec, bo - jak dodał - ówczesna Niemiecka Republika Federalna nie była uznawana przez państwo polskie.
W opinii Czerwińskiego, dokument ten potwierdza tylko zrzeczenie się odszkodowań wojennych w stosunku do Niemieckiej Republiki Demokratycznej i potwierdza decyzję władz ówczesnego ZSRR o rezygnacji z reparacji od NRD. Dodał, że z reparacji z b. zachodniej strefy okupacyjnej nie zrezygnowano.
Czerwiński powiedział, że wnioskodawcy oczekują od rządu określenia skali reparacji, jaka suma się Polsce należy, bo w literaturze pojawią się różne szacunki, nawet 480 mld dolarów.
Jego zdaniem, minimum satysfakcjonującym stronę polską powinno być zobowiązanie się władz niemieckich do tego, że same zaspokoją roszczenia majątkowe wysuwane przez obywateli niemieckich pod adresem państwa polskiego.
Bogdan Klich (PO) ocenił, że Polskę i Niemcy od 13 lat łączy wspólnota interesów, a ostatnio w Sejmie zauważa się tendencję do "podważania pozytywnych wymiarów współpracy polsko-niemieckiej". Według niego, zgłaszając kolejne tego rodzaju inicjatywy posłowie biorą na siebie odpowiedzialność za podgrzewanie temperatury w stosunkach polsko-niemieckich i nakręcanie spirali wzajemnych roszczeń, która może obrócić się przeciwko nam.
Klich przypomniał, że według ustaleń Konferencji w Poczdamie roszczenia odszkodowawcze Polski miały zostać zaspokojone przez Związek Radziecki z części należnych mu odszkodowań, a ZSRR zrzekł się na rzecz Polski pretensji do całego mienia poniemieckiego na terenie państwa polskiego.
Poseł PO podkreślił, że polska doktryna prawna uznaje, iż majątek poniemiecki na ziemiach zachodnich i północnych stanowi reparację wojenną - zaspokojenie polskich roszczeń odszkodowawczych w stosunku do Niemiec.
Według niego, stanowisko rządu z 1953 r. jest w zasadzie zamknięciem polskich roszczeń. "Jeśli uznaje się ciągłość prawną między PRL a III RP, należy przyjąć, że Polska zaspokoiła swoje roszczenia w stosunku do Niemiec" - dodał. Podkreślił też, że w 1953 r. Polska zrzekła się roszczeń w stosunku do całych Niemiec.
Ta wypowiedź wywołała ożywione reakcje. Tylko Aleksander Małachowski (UP) i Marian Curyło (Samoobrona) poparli Klicha. Antoni Macierewicz (RKN), Marian Piłka (PiS), Janusz Dobrosz (LPR), Maciej Giertych (LPR), Antoni Stryjewski (RKN) byli "zdziwieni", "zmartwieni" a nawet "przerażeni" jego wystąpieniem.
Zdaniem Macierewicza, decyzja rządu z 1953 r o zrzeczeniu się reparacji była wynikiem presji władz radzieckich, nie ma charakteru traktatu międzynarodowego i nie ma mocy wiążącej.
Poseł RKN ocenił też, że Polska znajduje się w ciężkiej prawnej i politycznej sytuacji wobec Niemiec. Powołując się na orzeczenie niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego z Karlsruhe z 1992 r. powiedział, że według niemieckiej doktryny prawnej roszczenia majątkowe z racji wywłaszczeń po II wojnie światowej są nadal ważne i Polska jest zobowiązana do ich zrekompensowania.
Dobrosz uznał, że większość polskich polityków i publicystów "jest w sprawach polskich prokuratorami, a w sprawach niemieckich adwokatami". "Po stronie niemieckiej taki sposób myślenia byłby skazany na czerwoną kartkę od prawicy do lewicy" - dodał.
Według niego, Polska mając racje moralne (w kwestiach wiążących się z II wojną światową, m.in. reparacji wojennych) nie chce mieć racji prawnych, a Niemcy nie mając racji moralnych chcą mieć prawne.
Dobrosz podkreślił, że oświadczenie z 1953 r. nie miało "placetu" ani Rady Państwa, ani ówczesnego Sejmu. Pytał, jakie to było źródło prawa międzynarodowego. Dobrosz dodał, że rozumie, iż strona niemiecka wykorzystuje to oświadczenie, ale nie może pojąć, że i w Polsce przyjmuje się je jako pewnik.
Komisja zwróci się do ekspertów prawa międzynarodowego o opinie dotyczące kwestii reparacji; mają być one wykorzystane w dalszych pracach nad projektem uchwały.(iza)