Relacja WP.PL ze Śląska: stan poparzonych górników się pogarsza
W siemianowickim Centrum Leczenia Oparzeń znajduje się teraz w sumie 19 poparzonych górników z kopalni Mysłowice-Wesoła. Siedmiu z nich jest w stanie ciężkim, w tym czterech - niestabilnym i krytycznym.
Stan górników w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich się nie poprawia, wręcz się pogorszył.
- Teraz hospitalizujemy już 19 osób, jeden górnik został przewieziony tutaj z innego szpitala rejonowego. Jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Niestety w tym momencie czterech pacjentów jest w stanie krytycznym, a trzech w stanie stabilnym, ale ciężkim - mówił podczas konferencji Marek Kawecki, specjalista chirurgii ogólnej. - Wycięliśmy martwicę oparzeniową, założyliśmy specjalne opatrunki o działaniu przeciwbakteryjnym, ale stan pacjentów w stanie krytycznym się pogarsza. Rokowania są ostrożne, zespół ciągle pracuje bardzo ciężko.
- Chcemy uratować jak największą liczbę pacjentów, ale jedyną gwarancją jaką mogę dać to ta, że pracujemy nad ratowaniem tych ludzi, nie mogę zagwarantować, że się uda – mówił lekarz.
- Dziś do godziny 9 odbywały się konsultacje z specjalistami wojewódzkimi, m.in. chirurgiem ogólnym, chorób płuc, chirurgiem plastycznym - mówił w czwartek o 13 Mariusz Nowak, dyrektor Centrum Leczenia Oparzeń. – Jesteśmy cały czas w kontakcie ze specjalistami, według ich opinii leczymy górników w dobry sposób i będziemy to kontynuować – mówi Nowak.
Rodziny górników czekają na wieści
Przed szpitalem w Siemianowicach Śląskich na informacje o swoich bliskich czekają rodziny poparzonych górników. O ile na początku była ulga, że krewni przeżyli wypadek w kopalni, tak teraz czuć ciągłe napięcie i zdenerwowanie – stan poszkodowanych we wszystkich przypadkach nie jest dobry. Poparzenia sięgają nawet 87 proc. ciała, a stan tych najbardziej poszkodowanych się ciągle pogarsza.
- 87 proc. ciała Bogdana jest poparzone, ma też poparzone płuca. Dla nas nie jest żadnym pocieszeniem, że syn jest bohaterem, że wyniósł kolegę na plecach z tego piekła – mówi Bogdan Lenza, ojciec jednego z górników. – To jest w kodeksie ratowniczym, żeby kolegów ratować. Ale u syna tylko twarz prawie nie poparzona, cała reszta… oparzenia drugiego, trzeciego stopnia. Kochał tę pracę, został też ratownikiem. Mam wielką nadzieję, że wyjdzie z tego – mówi.
Poza intensywną terapią na oddziale oparzeniowym przebywa teraz 12 górników, którzy skorzystali już z hiperbarii. Wszystkie działania, które przy ich stanie są dopuszczalne, zostały wykonane.
– Pacjenci mają włączoną rehabilitację, poruszają się, zaczynają funkcjonować normalnie – mówi doktor Justyna Glik. – W przypadku oparzeń rehabilitacja zaczyna się od pierwszego dnia, tak się udało i w tym przypadku.
Lekarze mówią krótko: „chcemy im pomóc, ale nic nie możemy zagwarantować”. Górnicy mają zbyt rozległe poparzenia, by przeszczepić im skórę z innych części ciała. Lekarze postanowili więc „wyhodować” im nową skórę – pobrali niewielki, kilkucentymetrowy kawałek, po trzech tygodniach preparat do transplantacji będzie gotowy.
Rodziny zaś czekają na chociaż minimalną poprawę obecnego stanu górników. - Jedyne co zostało to nadzieja i modlitwa - mówią. Tylko część z nich jest w stanie rozmawiać z mediami. – 83 proc. powierzchni ciała mojego syna jest niewydolna, jest poparzony. Nadzieja zawsze umiera ostatnia, prawda? Syn sam wychowuje wnuczkę, jakbym jej miała wyjaśnić, że i on odszedł? Najpierw matka, teraz ojciec? Nie, będzie dobrze, musi być – mówi Zenona Pośpiech, matka jednego z najbardziej poszkodowanych górników. - Lekarze tutaj są kompetentni, mówią prawdę i ostrzegają nas wszystkich, ze musimy być gotowi na najgorsze.
– Nikt nas nie poinformował o wypadku, dopiero ze szpitala. Jak żona weszła, to akurat wieźli syna na badania. Zapytała tylko „Karol, widzisz mnie?”, bo miał całą twarz poparzoną, aż czarną. On nie umiał mówić, tylko odjęknął coś w odpowiedzi – mówi Zbigniew Kwaśniewski, ojciec jednego z górników.