PolskaReferendum na Węgrzech to sukces i ostrzeżenie

Referendum na Węgrzech to sukces i ostrzeżenie

Niska frekwencja w referendum akcesyjnym na
Węgrzech jest ostrzeżeniem dla Polski. Wybory te to także i sygnał, że społeczeństwa środkowowschodniej Europy widzą szansę, jaką jest integracja z UE – twierdzą politycy SLD i UP. Nadal zdecydowanie przeciwny wstąpieniu Polski do UE jest klub LPR. W sobotnim referendum na Węgrzech wzięło udział nieco ponad 45% uprawnionych do głosowania. Prawie 84% z nich poparło
członkostwo Węgier w Unii.

14.04.2003 | aktual.: 14.04.2003 15:26

”Węgrów mogło zdemobilizować to, że w ich kraju wynik referendum akcesyjnego jest wiążący już wtedy, gdy frekwencja wyniesie ponad 25%” - tak niską frekwencję w węgierskim referendum skomentował premier Leszek Miller.

W poniedziałek, w Polskim Radiu premier podkreślił, że Węgrzy "nie postawili sobie tak wysokiej poprzeczki" jak Polska, która uznała, że do tego, by wynik referendum był wiążący potrzebna jest ponad 50-procentowa frekwencja.

"Mogło to demobilizować wielu obywateli Węgier, którzy uznali, - biorąc pod uwagę rozmaite sondaże, nastrój, przekonanie, że kwestie są rozstrzygnięte - że niekoniecznie trzeba się fatygować do urn referendalnych. I to mogło demobilizować" - powiedział Miller.

Minister ds. europejskich Danuta Huebner stwierdziła tymczasem, że to dobra wiadomość, że kolejne państwo i kolejne społeczeństwo opowiedziało się za przystąpieniem do Unii Europejskiej.

”Niska frekwencja w referendum akcesyjnym na Węgrzech jest ostrzeżeniem dla Polski i sygnałem, że należy poprzeć dwudniowe referendum; za takim rozwiązaniem opowie się Unia Pracy” - powiedział tymczasem szef klubu UP Janusz Lisak.

_ "Bardzo się cieszę, że referendum w kolejnym kraju wypadło pozytywnie. Tu mamy potwierdzenie, że społeczeństwa środkowowschodniej Europy widzą szansę, jaką jest integracja z UE i mam nadzieję, że nasze społeczeństwo postąpi analogicznie"_ - powiedział Lisak.

Podkreślił przy tym, że bardzo źle by było, gdyby w polskim referendum była frekwencja równie niska, jak na Węgrzech.

_ "My nie mamy tak liberalnych zapisów, jak Węgrzy i powtórzenie takiej frekwencji w naszym przypadku byłoby bardzo, bardzo niedobre. Ten sygnał należy traktować jako ostrzegawczy. Musimy zrobić wszystko, aby maksymalna liczba chętnych wzięła udział w referendum. Jest to dla mnie dodatkowy czynnik przemawiający za tym, żeby jednak opowiedzieć się za dwudniowym referendum"_ - powiedział Lisak.

”To bardzo ważny i dobry sygnał” - tak wyniki referendum akcesyjnego na Węgrzech skomentował szef klubu SLD Jerzy Jaskiernia. Dodał, że należy zastanowić się nad tym, jak sprawić, by w polskim referendum frekwencja była wyższa - jednym ze sposobów może być dwudniowe referendum. Zaznaczył, że "doświadczenia węgierskie wskazują, że nawet tak spektakularne wydarzenie, jak referendum europejskie nie zawsze automatycznie przyciąga społeczeństwo", a więc rząd, organizacje pozarządowe oraz zwolennicy i przeciwnicy wejścia Polski do Unii powinni pomyśleć o tym, jak zachęcić Polaków do uczestnictwa w referendum.

Dla wiceszefa klubu Ligi Polskich Rodzin Romana Giertycha wynik referendum akcesyjnego na Węgrzech nie jest żadnym zaskoczeniem. Jego zdaniem, w polskim referendum większość będą stanowić przeciwnicy wejścia do Unii.

_ "Na Węgrzech przeważali zwolennicy Unii, właściwie nie było żadnej siły politycznej kontestującej Unię i to było absolutnie do przewidzenia”_ - powiedział Giertych. - ”U nas będzie może nie odwrotna relacja, ale więcej przeciwników niż zwolenników".

Według Giertycha, zwolennicy wejścia Polski do Unii chcą, by frekwencja była niska i chcą "odstręczyć swoich zwolenników od pójścia do urn". Stąd - jak ocenił - "właściwie brak jakiejkolwiek kampanii" przed referendum. (iza)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)