ŚwiatRefat Czubarow: kiedyś wrócę na Krym

Refat Czubarow: kiedyś wrócę na Krym

Wielu mieszkańców Krymu wciąż wierzy, że kiedyś wróci on do Ukrainy, i to szybciej niż można by przypuszczać - mówi Refat Czubarow, przewodniczący Medżlisu, organu samorządu Tatarów krymskich, któremu Rosja zakazuje wjazdu na półwysep.

Refat Czubarow: kiedyś wrócę na Krym
Źródło zdjęć: © AFP | MAX VETROV

Gdy rok temu uzbrojeni ludzie zajęli parlament Autonomicznej Republiki Krymu w Symferopolu, nikt nie przypuszczał, że zapoczątkują rosyjską okupację półwyspu, a Tatarzy ze zdumieniem patrzyli, jak ukraińskie wojsko nie stawia oporu wobec Rosjan - dodaje Czubarow. Tatarzy stanowią 12 proc. ludności Krymu.

Kiedy po raz ostatni był pan w swoim domu na Krymie?

Refat Czubarow: Pod koniec czerwca 2014 r. Z Krymu pojechałem do Azerbejdżanu na posiedzenie Zgromadzenia Parlamentarnego OBWE. Po powrocie na Ukrainę przeprowadziłem posiedzenie Medżlisu, które odbyło się już poza Krymem, w Heniczesku w obwodzie chersońskim i próbowałem wjechać na półwysep 5 lipca. Na tzw. granicy wręczono mi pismo, w którym ostrzeżono mnie przed uprawianiem działalności ekstremistycznej. Powiedziałem, że pozwę ich do sądu i chciałem kontynuować podróż, jednak zostałem otoczony przez żołnierzy i zatrzymany. 40 minut później przyjechała inna grupa ludzi na czele z zastępcą krymskiej filii rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa, który przekazał mi zawiadomienie o zakazie wjazdu na Krym.

To jednak działo się już po formalnym przyłączeniu Krymu do Rosji. Aneksję zapoczątkowało zajęcie przez tzw. zielone ludziki parlamentu w Symferopolu. Jak wspomina pan ten czas?

R.Cz.: Nikt z nas nie był gotowy na taki rozwój wydarzeń. Przez pierwszy tydzień panowało straszliwe napięcie. Zaczęliśmy rozumieć, że nawała, która nadciąga nad Krym, wykorzysta dla usprawiedliwienia swojej agresji wszelkie możliwe środki. Zaczęliśmy się obawiać głoszonych przez prezydenta Rosji Władimira Putina haseł o potrzebie obrony praw ludności rosyjskojęzycznej. Docierały do nas sygnały, że obrońcy tych praw mogą organizować napaści na miejsca zamieszkane przez Tatarów. Zagrożenie było realne: w tym czasie na Krymie pojawili się rosyjscy Kozacy, wielu z nich miało broń. Nie wierzyliśmy jednocześnie, że taka sytuacja może trwać długo. Nikt zresztą w to nie wierzył. Pozostawałem wówczas w stałym kontakcie z ambasadorami państw zachodnich na Ukrainie i wszyscy prosili mnie, byśmy nie podejmowali żadnych kroków i nie poddawali się prowokacjom, bo świat wkrótce znajdzie rozwiązanie tej sytuacji.

Jaka sytuacja panuje na Krymie obecnie? Co mówią pańscy rodacy, którzy tam pozostali?

R.Cz.: Tatarzy krymscy byli jedyną zorganizowaną wspólnotą, która otwarcie i masowo wystąpiła przeciwko wprowadzeniu na Krym rosyjskich wojsk. Całkowicie zbojkotowali referendum o przyłączeniu Krymu do Rosji i zwracali się o pomoc do organizacji międzynarodowych. Teraz za to płacimy, gdyż władze rosyjskie takiego zachowania nie wybaczają i starają się rozprawić z nami, w pierwszej kolejności atakując nasze organy, w tym Medżlis. Wywierane są naciski na muzułmańskich duchownych, nasi działacze są porywani i stają przed rosyjskimi sądami. Panuje otwarty terror. Ponad 130 Tatarów ukarano sądownie tylko za to, że 3 maja ub. roku zgromadzili się na granicy Krymu, by powitać przywódcę Tatarów krymskich Mustafę Dżemilewa. Aresztowano Achtema Czyjhoza, mego zastępcę w Medżlisie. Nowe władze Krymu starają się jednocześnie przekupywać Tatarów, by mieć możliwość pokazania światu, że znajdują porozumienie ze wszystkimi, w tym z nami.

Czy wobec takiej polityki wielu Tatarów zdecydowało się na opuszczenie Krymu?

R.Cz.: Oficjalne statystyki prowadzone przez administracje obwodowe w kontynentalnej części Ukrainy mówią o ok. 20 tysiącach ludzi, którzy wyjechali w obawie o swoje bezpieczeństwo. Połowa z nich to Tatarzy. Ten proces wciąż trwa. Wyjeżdżają głównie młodzi, którzy przenoszą się na uczelnie na Ukrainie. Rodzice odsyłają z Krymu chłopców, gdyż obawiają się, że zostaną wezwani na służbę w rosyjskiej armii. Dzieje się tak mimo naszych apeli, by nie poddawać się i pozostawać na swojej ziemi.

26 marca ub. r., dzień przed zajęciem parlamentu w Symferopolu, Tatarzy zorganizowali tam ogromną demonstrację na rzecz jedności z Ukrainą. Wielu uważało wówczas, że to wy będziecie główną osią oporu wobec sił prorosyjskich. Tak się jednak nie stało.

R.Cz.: Nikt nie był wtedy gotowy na otwartą agresji ze strony Rosji. Gdy mówiliśmy, że nie zgodzimy się na okupację, wychodziliśmy z założenia, że Ukraina będzie broniła swoich granic. Zszokowani patrzyliśmy, jak kilkanaście tysięcy doskonale wyszkolonych ukraińskich żołnierzy na Krymie nie okazuje wobec Rosjan żadnego sprzeciwu. Tatarzy nigdy nie walczyli o swoje prawa, używając przemocy, i nigdy tego nie planowali. Nie mogliśmy przecież wyjść z widłami czy pałkami przeciwko ordzie, która dysponuje najnowocześniejszą bronią. Dałoby to jej możliwość wyniszczenia naszego narodu.

Czy planuje pan powrót na Krym? Kiedy może to nastąpić?

R.Cz.: Stanie się to o wiele wcześniej, niż przypuszczaliby niektórzy w Symferopolu i w Moskwie. Wrócę nie tylko ja, ale i tysiące krymskich Tatarów oraz inni ludzie, którzy nie godzą się dziś z rosyjską okupacją Krymu. Nie mogę jednak wymienić konkretnej daty. Wrócimy, kiedy Zachód zrozumie, że broniąc Ukrainy, broni siebie, kiedy zastosuje wobec Rosji najostrzejsze sankcje i osłabi ją tak, jak to tylko możliwe. Oczekujemy, że Zachód wzmocni nasze bezpieczeństwo poprzez dostawy broni i pomoże ukraińskiej gospodarce. Ukraina musi nie tylko przetrwać toczącą się obecnie wojnę, ale i podjąć działania, które wzmocnią wiarę ludzi we własne siły. Bez wsparcia Zachodu będzie to niemożliwe.

Czy liczycie także na wsparcie Polski?

R.Cz.: Polska należy do państw Unii Europejskiej, które w związku ze swoim położeniem geograficznym i doświadczeniem historycznym nie mogą pozwolić sobie na powielanie błędów z przeszłości. Polska, kraje bałtyckie i w pewnym stopniu także Rumunia, mobilizują pozostałych do działania, mobilizują ducha europejskiego. Nie przeciw Rosji, lecz przeciw imperializmowi. Oczekujemy, że będzie to nadal trwało.

Rozmawiał w Kijowie Jarosław Junko

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (58)