PolskaRecydywa pani doktor

Recydywa pani doktor

Pijany rajd opolskiej lekarki: najpierw potrąciła na przejściu dla pieszych kobietę i uciekła z miejsca wypadku, a potem poszła... przyjmować pacjentów w swoim prywatnym gabinecie.

09.03.2004 | aktual.: 09.03.2004 09:08

Wczoraj o godzinie 13.10 policja otrzymała zgłoszenie, że na skrzyżowaniu niedaleko Uniwersytetu Opolskiego srebrny peugeot 206 potrącił na pasach pieszą. 22-letnia studentka ma wstrząs mózgu i potłuczenia.

- Przechodziłem przez Czaplaka, kiedy zobaczyłem, że na pasach na Oleskiej w górę wyleciała jakaś dziewczyna potrącona przez samochód - opowiada świadek wypadku. - Podbiegłem do niej i zacząłem sprawdzać, jakie ma obrażenia. Z samochodu wysiadła kobieta, która też podeszła do leżącej na asfalcie dziewczyny i zaczęła ją podnosić. Zachowywała się dziwnie. Sprawiała wrażenie, jakby była zdziwiona, że tamta dziewczyna leży na pasach. Pewnie chciałaby, aby po prostu wstała i sobie poszła, nie robiąc afery. Taksówkarz, który też się zatrzymał, zaczął odganiać tę kobietę od poszkodowanej i kazał jej przestawić auto, aby nie tarasowało ruchu. Ona wsiadła i odjechała samochodem w stronę "Okrąglaka".

W pościg za peugeotem ruszył taksówkarz oraz współpracownik "NTO", który w tym czasie dojechał w pobliże wypadku. - Zobaczyłem ją na wysokości "Okrąglaka", kiedy chyba po nawrocie na skrzyżowaniu jechała znowu w kierunku centrum - opowiada współpracujący z "NTO" Sebastian Sułkowski. - Ruszyłem za nią, dzwoniąc z komórki na policję. Przy stadionie "Odry" skręciła w "dzielnicę kwiatów" i zaczęła kluczyć tamtymi ciasnymi uliczkami. W pewnym momencie chciała nawet wysiąść z auta, ale zobaczyła, że ją obserwuję, zamknęła z powrotem drzwi i pojechała. Dwa radiowozy dopadły ją na Chabrach, tuż przy przejściu dla pieszych ze światłami.

Okazało się, że uciekinierką jest 52-letnia Krystyna K., lekarz ginekolog z Opola. Policjanci podali jej alkomat. Miała duże problemy z prawidłowym dmuchnięciem w aparat. W końcu jednak udało się i urządzenie pokazało najpierw niecałe dwa, a po drugim badaniu ponad dwa promile alkoholu.

Przewieziona na miejsce wypadku, Krystyna K. została rozpoznana przez świadków jako sprawczyni potrącenia. Później radiowozem przewieziono ją do polikliniki policyjnej na badanie krwi. W szpitalnej poczekalni Krystyna K. rzuciła się na naszego fotoreportera, próbowała wyrwać mu aparat. Na odsiecz ruszyli policjanci, którzy odciągnęli kobietę i uchronili w ten sposób naszego współpracownika od zniszczenia sprzętu.

Po pobraniu krwi do analizy Krystyna K. opuściła poliklinikę. - Było zrobione badanie alkotestem, pobrano krew, kobieta ma stałe zameldowanie, świadkowie zostali przesłuchani, a więc nie było podstaw do jej zatrzymania - tłumaczy Agnieszka Mielnicka, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Opolu.

Krystyna K. najpierw kilkakrotnie przespacerowała się pod komendą, potem upuściła torebkę, a kiedy się pozbierała, ruszyła szybkim, acz nieco chwiejnym krokiem w stronę centrum. Nasi fotoreporterzy dalej towarzyszyli pijanej kobiecie w jej wędrówce przez miasto, gdyż zmierzała ona w stronę... swojego prywatnego gabinetu na ulicy Grunwaldzkiej.

W poczekalni były już pacjentki. Krystyna K. tuż przed wejściem do budynku włożyła do ust gumę do żucia i jakby nigdy nic weszła do swojego gabinetu. W tym momencie powiadomiliśmy policję. Zanim nadjechał radiowóz, pani doktor zdążyła przyjąć jedną pacjentkę.

- Nie byłam na badaniu, tylko po receptę, ale nie zauważyłam niczego podejrzanego - powiedziała nam po wyjściu z gabinetu młoda kobieta. - Wcześniej już bywałam u tej lekarki i nigdy nic mi się nie rzuciło w oczy. - Mnie się już kiedyś wcześniej przy wizycie wydawało, że pani doktor jest jakaś niewyraźna - powiedziała nam natomiast jedna z kobiet w poczekalni.

Widząc, co się dzieje, z wizyty zrezygnowały trzy pacjentki czekające na swoją kolej. Jedna była już jednak w środku. Policjanci przerwali wizytę i poprosili lekarkę do sąsiedniego gabinetu. Kiedy funkcjonariusze zobaczyli, że kobieta jest faktycznie pijana, wezwali kolegów z drogówki, aby przebadali ją alkomatem.

- Powiedziała, że już dzisiaj tyle razy dmuchała, że więcej nie będzie - powiedział nam po kilkunastu minutach policjant drogówki, wychodząc z gabinetu. - My więcej zrobić nie możemy, bo ona nie popełniła żadnego przestępstwa drogowego.

Kiedy policja odjechała, nakazując wcześniej, aby lekarka nie przyjmowała już pacjentów, Krystyna K. opuściła żaluzję w poczekalni i zamknęła drzwi na klucz. Po paru minutach jednak widzieliśmy, jak do drzwi poczekalni puka jakaś kobieta, a lekarka wpuszcza ją do gabinetu.

Wczorajsze wyczyny pani doktor K. to już kolejna jej wpadka z alkoholem. Prawie dokładnie rok temu, 24 stycznia 2003 roku, przyjmowała pacjentki w przychodni na ulicy Licealnej w Opolu, mając we krwi 2,5 promila alkoholu. Wyleciała za to dyscyplinarnie z pracy w przychodni.

Krystyna K. odpowiadała także przed sądem grodzkim za przebywanie w stanie nietrzeźwym w miejscu pracy oraz stanęła przed sądem lekarskim. Ten sąd może ukarać lekarza upomnieniem, naganą, zawiesić lekarza w prawie wykonywania zawodu na pół roku albo zakazać prawa wykonywania zawodu na zawsze. Krystynę K... upomniano.

- Wymierzając taką, karę sąd brał pod uwagę, że była już ukarana przez sąd grodzki, straciła pracę, poddała się leczeniu i przyznała do winy, wyrażając skruchę - wyjaśnia Małgorzata Łuszczyńska-Ostrowska, przewodnicząca Okręgowego Sądu Lekarskiego w Opolu. - Poza tym wówczas pani doktor nie wyrządziła swoim zachowaniem nikomu krzywdy, a niektóre pacjentki nawet nie zorientowały się, że jest pod wpływem alkoholu. Jeżeli teraz sprawa trafi do sądu lekarskiego, to na pewno kara będzie, niestety, surowsza. Więcej nie chciałabym komentować, bo nie znam szczegółów sprawy.

Jak się dowiedzieliśmy, Krystyna K. nie tylko przyjmuje pacjentki w prywatnym gabinecie, ale także powróciła niedawno do pracy w publicznej służbie zdrowia. Pracuje od stycznia na pół etatu w przychodni przy Wojewódzkim Specjalistycznym Szpitalu Ginekologiczno-Położniczym w Opolu.

- Pani doktor jest po leczeniu i do tej pory nie było do jej postawy żadnych zastrzeżeń, bo natychmiast bym o tym wiedziała - zapewnia Aleksandra Kozok, dyrektor szpitala. - To osoba chora, której należało pomóc, a nie wdeptywać w ziemię. Była w poniedziałek w pracy do godziny 12.00 i zachowywała się normalnie. Ani personel, ani pacjentki niczego nie zauważyli, więc widocznie piła alkohol już po pracy, o ile faktycznie tak było, bo ja jeszcze oficjalnie o niczym nie wiem. Gdyby się to jednak potwierdziło, co państwo mi mówicie, to na pewno pani doktor nie będzie już pracowała.

Michał Wandrasz

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)