Ręce do góry
Ponad sto tysięcy ludzi głośno śpiewających i wznoszących do góry ręce. Mecz? Nie. Czuwanie Odnowy w Duchu Świętym. W tym roku niezwykle trudne.
24.05.2007 | aktual.: 25.05.2007 13:57
Marcin Kleczkowski przyjechał aż z Augustowa. Właśnie drzemie pod ogromnym żółtym transparentem BETEL. Jego wspólnota jechała dwoma autobusami przez całą noc. Przed nimi kilkanaście godzin w prażącym niemiłosiernie słońcu i długi powrót. Warto tak tłuc się po Polsce, nie przesypiając dwóch nocy? – Jestem człowiekiem, który najchętniej siedziałby w domu i zajmował się swoimi sprawami. A naprawdę mam co robić – uśmiecha się. – Taki wyjazd wybija z rytmu. Sprawia, że muszę się przełamać, ruszyć w drogę. Chcę doświadczyć wspólnoty. Nabrać wiatru w żagle. – To ciekawe. Wielu, by nabrać wiatru w żagle, jedzie do Augustowa – rzucam – a wy przyjeżdżacie pod Jasną Górę. Śmiejemy się, ale wiemy, o jaki wiatr chodzi. O powiew, który czuli na plecach spacerujący po rozpalonym do czerwoności piecu trzej młodzieńcy. O Ruach: oddech, tchnienie Ducha Świętego.
Sobotni poranek, 19 maja. Na niebie ani jednej chmurki. Nad tłumem ogromny napis: BĄDŹ GORĄCY. Pan Bóg bardzo dosłownie potraktował hasło tegorocznego czuwania. Z nieba leje się żar, na trawie wyrasta las parasoli. Ludzie chroniący się w ich cieniu słuchają świadectw. Wysoko na murach przy mikrofonie Stanisława Iżyk, od lat związana z toruńską wspólnotą „Dom zwycięstwa”, łagodnym, pewnym głosem opowiada o potrzebie radykalnego oddania się Jezusowi. Bez wahania. Bez zastrzeżeń. Bez reszty.
Twarze w dłoniach
Wysoko na ołtarzu błyszczy monstrancja. Trwa adoracja. Sto tysięcy ludzi klęczy w absolutnej ciszy. Słychać karetki pogotowia jadące na drugim końcu miasta.
Ciszę rozdzierają przejmujące słowa. Osoba prowadząca modlitwę pyta: – Czy zgadzasz się ze względu na imię Jezusa na poniżenie, wytykanie palcami, prześladowanie? Czy zgadzasz się pójść jak owce między wilki?
Jestem tu dziś „służbowo”, ale słysząc bardzo trudne i wymagające słowa, czuję ciarki przechodzące mi po plecach. – Czy zgadzasz się być ofiarą? Czy zgadzasz się pójść za Bogiem, aż po męczeństwo? Patrzę na rozmodlony tłum. Momentalnie znikają uśmiechy. To nie przelewki. – Czy zgadzasz się pójść aż po męczeństwo? – niesie echo. Na znak potwierdzenia obok mnie wstaje kilkadziesiąt osób. Wielu pozostaje na kocach. Zakrywają twa- rze dłońmi. Walczą z tchórzostwem? Płaczą?
Ludzie w kompletnej ciszy modlą się o ewangeliczny radykalizm. Proszą, by sól nie straciła smaku i nie została wyrzucona. Na potwierdzenie prowadzącym spotkanie „otwiera się” słowo o nieurodzajnym drzewie figowym. „Wytnij je. Po co jeszcze ziemię wyjaławia?” – mocno brzmią słowa w głośnikach. – Jeszcze na rok je pozostaw. A ja okopię je i obłożę nawozem. Może wyda owoc?
Wyrwani z ciepełka
– Pan wyrywa nas z przyjemnego przebywania w gniazdkach naszych wspólnot, wyrywa nas ze „świętego spokoju”. Wysyła nas do chorych, ubogich, cierpiących. Uwielbiajmy Go, choć nie wiemy jeszcze, dokąd nas pośle. Uwielbiajmy Go, choć może w twej chwili bardzo się boimy – zachęcają animatorzy.
Tłum wznosi ręce i śpiewa słowa pieśni szczecińskiej Wspólnoty Miłości Ukrzyżowanej: „Powiedz Panie, czego chcesz, a moją rozkoszą będzie być posłusznym”. Łatwo zaśpiewać. Trudniej wykonać. – Co wniosła w naszą religijność odnowa charyzmatyczna? – zastanawia się biskup Bronisław Dembowski, delegat Konferencji Episkopatu Polski ds. Odnowy w Duchu Świętym. – Przede wszystkim modlitwę uwielbienia. W czasie naszych modlitw najczęściej prosimy i przepraszamy. A ruch charyzmatyczny dopowiada: dziękujcie i błogosławcie!
Sprawdzanie wiatru
Wielokrotnie przyjeżdżałem na charyzmatyczne czuwania. Do dziś pamiętam charakterystyczne migawki z tych spotkań. Pamiętam Josepha-Marie Verlinde, francuskiego mnicha, który przeszedł długą, bolesną drogę wschodnich duchowości. Na Jasnej Górze modlił się: „Widzę aniołów stróżów spacerujących między wami. Towarzyszy wam ogromny tłum”. Pamiętam, jak Philippe Madre, francuski lekarz ze Wspólnoty Błogosławieństw, zawołał: „Jezus daje nam odczuć, że jest już blisko. Bardzo blisko człowieka, ale też blisko w czasie”. Nie bawił się w świadka Jehowy, nie żonglował datami. Jego słowom towarzyszyło wiele uzdrowień. Niewidomi odzyskiwali wzrok, chorzy na stwardnienie rozsiane na oczach tłumu… tańczyli. Pamiętam modlitwę o deszcz. Od trzech tygodni w Polsce nie spadła ani kropla. To klęska suszy – alarmowały gazety. Prowadzący modlitwę kapłan zdziwił się: dlaczego nie prosicie Jezusa? Próba wiary. Dwieście tysięcy ludzi zaczyna nieśmiało szturmować niebo. Po chwili pojawia się na nim czarna chmura i… leje jak z cebra.
Prawdziwe wylanie Ducha Świętego – żartują prowadzący.
Takie opowieści można by włożyć między bajki, gdyby nie to, że zdarzyły się naprawdę. Łatwo machnąć na nie ręką. To krucha i delikatna materia. Wielu kpi z takich doświadczeń. – Kto tego nie doświadczył, nic nie zrozumie. Nic a nic. Trudno o tym opowiedzieć, bo słowa są wobec tej tajemnicy bezradne – opowiada dominikanin arystokrata o. Joachim Badeni. Pamiętam scenę sprzed lat. Kapłani prowadzący spotkanie modlili się za chorych. Z głośników popłynęły słowa: „Pan Bóg dotyka teraz osoby cierpiące na ogromne migreny. Prosimy tych, którzy czują wyraźną poprawę o podniesienie ręki”. Siedząca nieopodal dziewczyna nieśmiało podniosła dłoń. Przestała ją boleć głowa. Chłopak siedzący na karimacie obok rzucił z ironią: „A ty co, Justyna? Wiatr sprawdzasz?”.
Odnowa umiera
Ci, którzy szukali w tym roku znaków i cudów, bardzo się rozczarowali. Usłyszeli trudne, wymagające słowa. Na zdeptanej murawie ustawiały się długie ogonki do spowiedzi. Księża zostali przyparci do muru. Dosłownie. Spowiadali, stojąc oparci o rozgrzane cegły Jasnej Góry. Obok nich powiewały transparenty: „Effatha” Maków Mazowiecki, „Brama Pana” Ostrołęka, „Studnia Jakuba” Tomaszów Mazowiecki. Przez głośniki płynęła modlitwa: „Czy przyjmujesz drogę, którą przeszedł Jezus? Drogę, która prowadzi przez odrzucenie, cierpienie i krzyż?”.
Na widok ludzi wstających na znak potwierdzenia, po mojej głowie zaczęła krążyć uporczywa myśl: Polska Odnowa umiera. Krocząc śladami Mistrza, wchodzi w swój Wielki Piątek. Jest rozsyłana „z cieplutkich wspólnot” do ubogich i chorych. Będzie „okopana i obłożona nawozem”. Na potwierdzenie słyszę słowa o ziarnie, które musi obumrzeć, by wydać owoc. Odnowa umiera. Czeka na kolejny etap: zmartwychwstawanie.
Marcin Jakimowicz