Raul Lozano dla WP: Internauci dali mi kredyt zaufania
Internauci Wirtualnej Polski wybrali Raula Lozano, selekcjonera reprezentacji Polski w siatkówce mężczyzn, "Człowiekiem Roku 2006". Trener, w rozmowie z Wirtualną Polską, nie kryje zadowolenia z wygrania plebiscytu i wyróżnienia przez Internautów. Opowiada też o ostatnim roku swojego życia, ocenia naszych siatkarzy i mówi o tęsknocie za żoną i 10-letnim synem.
16.01.2007 | aktual.: 17.06.2008 12:57
WP: Agnieszka Niesłuchowska: Internauci portalu Wirtualna Polska wybrali pana „Człowiekiem Roku 2006”. Jak zareagował pan na wyróżnienie w obcym kraju?
Raul Lozano: Jestem zaszczycony, choć jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że w kolejnym roku pracy w Polsce z reprezentacją nie mogę zawieść pokładanych w nas nadziei. To wyróżnienie jest jednocześnie kredytem zaufania jaki udzielają mi i zespołowi Internauci.
WP: Tuż za panem, w rankingu Wirtualnej Polski – „Człowiek Roku 2006” – uplasował się również sportowiec – trener polskiej reprezentacji w piłce nożnej – Holender Leo Beenhakker. Czy nie dziwi pana, że wygrał pan z trenerem najpopularniejszej w Polsce dziedziny sportu – piłki nożnej?
- Z pewnością to dodatkowy powód do dumy. Ale nie byłoby tego wyróżnienia, gdyby nie sukces zespołu. Pamiętajmy przy tym, że w Brazylii, gdzie piłka nożna jest niemalże religią, najlepszym sportowcem w kraju uznano nie piłkarza, ale właśnie siatkarza. Podobnie było z trenerem (najlepszym sportowcem 2006 roku w Brazylii został Giba - mistrz świata w siatkówce. Natomiast za najlepszego trenera roku uznano Bernardo Rezende, który doprowadził drużynę narodową siatkarzy do tytułu mistrza świata - przyp. red.). Myślę, że to zasługa przede wszystkim drużyny, która na moje wyróżnienie w równym stopniu zapracowała.
WP: Jak pan ocenia minione 12 miesięcy swojego życia?
- Był to okres ciężkiej pracy. Jeszcze raz chcę podziękować wszystkim, którzy podjęli ze mną ten wysiłek. Nie tylko samym zawodnikom, członkom sztabu szkoleniowego, ale w równym stopniu działaczom Polskiego Zwiąku Piłki Siatkowej i Polskiej Ligi Siatkówki, oraz prezesom klubów, którzy dali reprezentacji czas na to, by mogła przygotować się do Mistrzostw Świata.
WP: Niejednokrotnie mówi pan, że ucieka przed popularnością. Czy rzeczywiście polscy kibice tak potrafią zmęczyć?
- To nie jest męczące, przeciwnie. To ogromnie miłe. Nigdy i nigdzie nie spotkałem się w swej pracy trenerskiej z tak ogromną popularnością. Ale nie jestem też człowiekiem, który jej szuka.
WP: Pamięta pan pierwszy trening z polskimi siatkarzami? Jak wtedy oceniał pan nasz zespół, a jak widzi go pan teraz? Czego im brakowało, a co udało się panu wprowadzić?
- Doskonale pamiętam. Ale muszę chyba wszystkich zaskoczyć. Nie był to jakiś szczególny trening. To z czego najbardziej się cieszę, to to, że udało mi się przekonać ich do wspólnej pracy. Sami zawodnicy uwierzyli, że to co i jak będziemy robić na treningu przełoży się na grę.
WP: Doceniany jest pan za dyscyplinę i żelazne zasady jakie wprowadził pan do zespołu. Co sportowcom najtrudniej było zaakceptować w pana regulaminie?
- Zawodnicy zaakceptowali wszystko, to profesjonaliści.
WP: Czy ma pan receptę na to jak pokonać w przyszłości Brazylijczyków, którzy wygrali z nami w Mistrzostwach Świata? A może wystarczającą nagrodą jest dla Polski drugie miejsce?
- Recepta jest jedna – ciężka praca na treningach, o wiele cięższa niż Brazylijczyków. Tylko wówczas uda nam się dorównać im poziomem gry. A poza tym pamiętajmy, że dla Polski to był pierwszy finał wielkiej imprezy od niepamiętnych czasów. Dla Brazylijczyków zaś kolejny w ostatnich dziesięciu latach.
WP: Jakie ma pan plany na najbliższy rok, co chciałby pan osiągnąć jako trener?
- Chciałbym abyśmy pokazali wszystkim, że ten medal i sukces wyzwolił w nas jeszcze większą chęć do pracy, i dzięki niemu gramy jeszcze lepiej.
WP: Czy dobrze czuje się pan w Polsce? Co panu najbardziej podoba się naszym kraju? Co umie pan już powiedzieć po polsku? Czy dużą barierą w kontakcie z zawodnikami jest język?
- W Polsce czuję się znakomicie. Spotykam się z ogromną życzliwością i sympatią. I właśnie te przejawy sympatii sprawiają, że to ludzi lubię tutaj najbardziej. No i oczywiście waszą kuchnię. Podoba mi się również Warszawa i Kraków. A jeśli chodzi o język, to wypracowaliśmy w zespole taki specyficzny sposób komunikowania, który pozwala nam się porozumiewać bez większych przeszkód w trakcie spotkania. Poza tym zawodnicy albo już mówią, albo uczą się włoskiego, więc na pewno wiele rozumieją. Gdy jednak muszę coś bardziej wytłumaczyć np. w czasie treningu bądź na odprawie, wówczas członkowie sztabu szkoleniowego pomagają mi. WP: Z jakiej nagrody, jaką dostał pan w swoim życiu, jest pan najbardziej dumny?
- Każde z wyróżnień jest czymś wyjątkowym. Oczywiście z racji rangi i okoliczności dumą napawa mnie odznaczenie Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, którym zostałem uhonorowany przez Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Szczególne są dla mnie także wyróżnienia, w których przyznaniu decydujący głos mają kibice.
WP: Jak znajduje pan czas na rodzinę?
- Nie jest łatwo znosić rozłąkę z rodziną. Tęsknię bardzo za synem, gdy jestem w Polsce. Teraz jestem na urlopie w Argentynie, więc siłą rzeczy chcę nadrobić ten czas, choć wiem, że nie da się zrobić w pełni.
WP: Czy pana syn myślał kiedyś o pójściu w pana ślady?
- Mój syn, który ma dziesięć lat interesuje się bardziej koszykówką. Ta gra jest prostsza od siatkówki, sprawia mu więcej przyjemności. Chętnie jednak ogląda mecze siatkarzy i kibicuje Polsce.
Z Raulem Lozano rozmawiała Agnieszka Niesłuchowska