Ratujmy emerytury
Wypłatom emerytur z Otwartych Funduszy Emerytalnych grozi w najbliższych latach bałagan.
10.03.2008 | aktual.: 10.03.2008 12:35
Pomysł Ministerstwa Pracy jest taki: od 2009 roku emerytury gromadzone w II filarze, czyli w Otwartych Funduszach Emerytalnych, przez pięć lat będą wypłacać właśnie te fundusze. Po pięciu latach wypłatami zajmą się zakłady emerytalne. Na razie takie zakłady nie istnieją, ale ich stworzeniem będą zainteresowane zapewne banki albo firmy ubezpieczeniowe.
Zakłady emerytury wypłacą nam emerytury na podstawie średniej przewidywanej długości życia. Przykładowo: jeśli w OFE uzbieralibyśmy 100 tysięcy złotych, zakład podzieli te pieniądze przez średni przewidywany czas, jaki pozostanie nam do śmierci (dziś według GUS to 243 miesiące), i na tej podstawie wyliczy nam miesięczną emeryturę (przy naszych- założeniach byłoby to 411 złotych).
Diabeł tkwi w szczegółach
Pomysł wydaje się prosty. Jednak organizacje pozarządowe i otwarte fundusze emerytalne mają do niego wiele zastrzeżeń. Jeden z najważniejszych dotyczy braku możliwości dziedziczenia emerytury po śmierci małżonka. Zgodnie z projektem, jeśli emeryt umrze w ciągu- trzech lat od przejścia na emeryturę, małżonek dostanie większość oszczędności męża lub żony. Jeśli umrze później, małżonek już żadnych pieniędzy nie odziedziczy. Dostanie za to rentę z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. – To może dramatycznie obciążyć budżet państwa – podkreśla Agnieszka Durlik-Khouri z Krajowej Izby Gospodarczej.
Inny problem to ta sama wysokość świadczeń dla mężczyzn i kobiet, co oznacza, że mężczyźni, przechodząc na emeryturę później, z wyższymi średnimi zarobkami, będą dopłacać do emerytur kobiet. Eksperci podkreślają, że w ten sposób pożegnamy się z zasadą, że w OFE zarabia każdy sam na siebie, a wartość zgromadzonego kapitału równa się wartości wypłacanych później świadczeń.
Przedstawiciele OFE ostrzegają, że jeśli rządowy projekt nie zostanie uchwalony do połowy roku, mogą nie zdążyć z wdrożeniem przewidywanych zmian. W tym całym zamieszaniu pocieszające może więc być jedynie to, że w początkowym okresie wypłaty z OFE będą dotyczyć tylko niewielkiej grupy osób (jedynie kobiet, bo to one jako pierwsze nabędą prawa emerytalne).
Zdaniem ekspertów najgorsza sytuacja czeka nas jednak za kilkanaście lat. I to nie ze względu na zły system wypłat emerytur z OFE, bo jego błędy z czasem uda się naprawić. Większym kłopotem okażą się niewielkie oszczędności gromadzone przez Polaków w III filarze. Jak wynika z ostatnich danych Komisji Nadzoru Finansowego na koniec 2007 roku, Polacy mieli zaledwie 915,5 tysiąca indywidualnych kont emerytalnych przy średniej rocznej wartości wpłat na IKE 1719 złotych. To bardzo mało, zwłaszcza że dziś emeryci dostają z ZUS nawet 90 procent uzyskiwanych zarobków (procentowo najwięcej dostają najmniej zarabiający), tymczasem w przyszłości każdy z nas, niezależnie od wysokości zarobków, otrzyma najwyżej 50–60 procent średniego wynagrodzenia.
Zachęcajmy, by nie bidować
Eksperci alarmują, że rząd musi natychmiast zacząć zachęcać Polaków do oszczędzania na emeryturę. Poza kampanią promującą IKE wysuwane są różne pomysły, jak wprowadzenie ulgi podatkowej polegającej na odliczeniu wpłat na IKE w PIT albo zwiększenie limitów wpłat na konta emerytalne. Dziś w ciągu roku w IKE można odłożyć jedynie 4022 złote. Wyższe emerytury moglibyśmy sobie zapewnić, zwiększając również możliwości inwestycyjne OFE. Dziś bowiem OFE pieniądze wszystkich klientów inwestują w ten sam sposób. – Tymczasem oszczędności osoby mającej 20 lat należy inwestować inaczej (na przykład w akcje) niż oszczędności 50-latka (raczej w obligacje). Dziś fundusze nie mogą też przeprowadzać inwestycji za granicą i kupować w Polsce nieruchomości. W efekcie na naszym boomie mieszkaniowym zarabiają obecnie nie Polacy, ale przyszli emeryci, na przykład z Niemiec.
Krzysztof Szczepaniak