Ratownictwo polskie w rozsypce
Państwowe ratownictwo medyczne tworzone jest
już blisko dziesięć lat. Nadal nie dorównuje europejskim
standardom. Jak twierdzą eksperci, na jego dostosowanie potrzeba
co najmniej trzech lat - czytamy w "Życiu Warszawy".
25.07.2007 | aktual.: 25.07.2007 03:38
Według świadków, na miejsce katastrofy polskiego autokaru we francuskich Alpach, pomoc nadjechała po około pięciu minutach od telefonu do straży pożarnej. Akcja ratownicza była prowadzona bardzo sprawnie. Czy tak samo byłoby, gdyby wypadek zdarzył się w Polsce? - pyta gazeta.
Jestem przekonany, że tak. Nasze ratownictwo jest na bardzo wysokim poziomie, a w wielu karetkach jeżdżą lekarze. Na zachodzie w większości karetek są już sami ratownicy medyczni - mówi prof. Jerzy Karski, krajowy konsultant ds. medycyny ratunkowej. Jego zdaniem, kwalifikacje polskich lekarzy i ratowników niczym nie odbiegają od europejskich standardów. Problemem jest jednak koordynacja działań wszystkich służb ratowniczych - czytamy w "Życiu Warszawy".
Zdaniem prof. Leszka Brongela z Kliniki Medycyny Ratunkowej Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, zdarza się, że po telefonie pod numer alarmowy 112 wybucha chaos organizacyjny. Tak dłużej być nie może. Musimy jak najszybciej ujednolicić ten system - apeluje prof. Brongel. (PAP)