Raport ws. wypadku pociągu w Babach trafił do prokuratury
Raport Państwowej Komisji Badania Wypadków Kolejowych dotyczący wykolejenia się pociągu pasażerskiego TLK Warszawa-Katowice, do którego doszło w Babach k. Piotrkowa Trybunalskiego, trafił do piotrkowskiej prokuratury prowadzącej postępowanie w tej sprawie. Raport potwierdza ustalenia śledczych, iż bezpośrednią przyczyną wypadku było przekroczenie dopuszczalnej prędkości. Skład zamiast dozwolonych 40 km na godzinę jechał ponad 113 km na godzinę.
Rzecznik piotrkowskiej prokuratury Witold Błaszczyk dodał, że teraz raport będzie analizowany przez prowadzącego śledztwo. Po zapoznaniu się z nim, śledczy podejmie "dalsze decyzje, uwzględniając wnioski końcowe raportu".
Do wypadku pociągu TLK relacji Warszawa Wschodnia-Katowice doszło w sierpniu ub. roku. Niedaleko miejscowości Baby wykoleiła się lokomotywa i cztery wagony. Lokomotywa uderzyła w nasyp. Jeden z wagonów wypadł z torów i przewrócił się. Na miejscu zginęła jedna osoba. Kilka tygodni później w szpitalu zmarła kolejna. Ponad 80 osób zostało poszkodowanych.
Piotrkowska prokuratura ostatecznie przedstawiła maszyniście pociągu zarzut sprowadzenia katastrofy w ruchu kolejowym, której następstwem była "śmierć dwóch osób oraz doznanie obrażeń ciała różnego stopnia przez szereg innych osób". Mężczyźnie grozi kara od dwóch do 12 lat więzienia.
Jak powiedział Błaszczyk wnioski z raportu nie będą miały wpływu na ewentualne rozszerzenie zarzutów podejrzanemu. Natomiast - jak mówił - szereg okoliczności opisanych w raporcie, a które wskazują "na dość swobodne podejście maszynisty do swoich obowiązków", powinny mieć wpływ na wymiar kary.
Błaszczyk zwrócił uwagę, że - podobnie jak śledczy - także raport wskazuje, iż bezpośrednią przyczyną wypadku było przekroczenie dopuszczalnej prędkości pociągu. Zamiast dozwolonych 40 km na godzinę skład jechał na tym odcinku ponad 113 km na godzinę.
- Z raportu wynika również, że maszynista w trakcie jazdy prowadził rozmowy telefoniczne. Robił zdjęcia osobie, która znajdowała się w elektrowozie, jak kieruje ona tym pociągiem - mówił Błaszczyk.
Dodał, że jest tam również m.in. informacja, że podejrzany kierował pociągiem nie mając założonych okularów korekcyjnych, a których noszenie nakazał mu lekarz. Był też zmęczony. Jak wynika z raportu komisji w momencie wypadku była to jego 9 godzina pracy.
Jak powiedział Błaszczyk śledztwo w sprawie katastrofy - ze względu na potrzebę uzyskania opinii biegłych różnych specjalności - potrwa co najmniej do końca roku.