Rakietowa zadyszka Putina. Rosja nie jest w stanie szybko uzupełniać zapasów

Kolejne pobory, a ostatnio też pomoc ze strony Korei Północnej - Rosja cały czas jest w stanie dostarczać na wojnę nowe partie "mięsa armatniego". Apetyt Kremla na zdobycie całego Donbasu hamuje za to chroniczny niedobór pocisków manewrujących i balistycznych oraz samolotów do ich przenoszenia. Jesienią 2024 roku to jedna z nielicznych dobrych wiadomości z ukraińskiego frontu.

Ch-101 podwieszone pod bombowcem strategicznym Tu--95MS
Ch-101 podwieszone pod bombowcem strategicznym Tu--95MS
Źródło zdjęć: © Siły Zbrojne FR

17.11.2024 20:52

Jeszcze podczas ubiegłorocznych ataków na ukraińską infrastrukturę strategiczną Rosjanie byli w stanie uderzać 50-60 pociskami z częstotliwością dwóch-trzech tygodni. Było to związane z cyklem produkcyjnym pocisków rakietowych, głównie manewrujących z rodziny Ch-101, które obok irańskich dronów, są ich głównym środkiem napadu powietrznego.

Obecnie na przeprowadzenie kolejnego dużego ataku przy użyciu pocisków manewrujących potrzebowali aż 73 dni. W przypadku ataku ultranowoczesnymi, wychwalanymi przez rosyjską propagandę pociskami balistycznymi Ch-47M2 Kindżał ten okres jest jeszcze dłuższy i wynosi 145 dni. Dodatkowo podczas ostatniego ataku Rosjanie byli w stanie wykorzystać zaledwie trzy Kindżały, z których dwa zostały zestrzelone. Ta sytuacja związana jest z tym, że Kreml ma duży problem z produkcją drogich, a przede wszystkim skomplikowanych pocisków.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Komponenty były, ale już nie ma

Przed wojną cena jednego Kindżała wynosiła ok. 10 milionów dolarów. Przy czym większość komponentów pochodziła z Zachodu. Sankcje spowodowały, że Rosjanie musieli poszukiwać nowych źródeł, które pozwoliłyby im utrzymać produkcję.

Pod koniec roku 2023 okazało się, że utworzona dwa lata wcześniej moskiewska spółka ETC Electronics LLC, importuje amerykańskie mikroukłady produkowane przez Texas Instruments, Analog Devices i Altera za pośrednictwem chińskiej firmy ETC Electronics Limited. Nieopatrznie przyznali się do tego sami Rosjanie, wręczając ETC Electronics LLC nagrodę państwową. Źródło zostało odcięte i od tamtej pory produkcja Ch-47M2 znacząco spadła. Zachodnie wywiady szacują, że w efekcie produkowanych jest zaledwie do trzech Kindżałów miesięcznie.

Brak komponentów wpływa także na produkcję Ch-101, najpopularniejszych pocisków używanych przeciwko Ukrainie. W teorii Rosja jest w stanie produkować ich miesięcznie 40-50. I wydaje się, że jest to szczyt możliwości. Jednak brak skomplikowanych układów scalonych własnej produkcji w rzeczywistości ogranicza moce produkcyjne o jedną trzecią.

Agresor ma jeszcze jeden problem. Jest nim coraz bardziej odczuwalny brak nośników dla pocisków. Stąd integracja kolejnych typów Ch-101 z samolotami Su-34, które są najliczniejszym typem rosyjskich bombowców taktycznych.

Bombowce strategiczne - skansen, ale nadal groźny

Po rozpadzie ZSRR Ukraina i Federacja Rosyjska podzieliły się potencjałem lotnictwa strategicznego. Ostatecznie Ukraińcy część swoich bombowców zezłomowali, a osiem Tu-95 i jednego Tu-160 przekazali Rosji w zamian za umorzenie części długu za sprzedaż gazu.

Bombowce Tu-95 są wiekową konstrukcją, która wywodzi się z końca lat 40. XX wieku. Świadkiem oblotu maszyny był jeszcze Józef Stalin, a do linii Tu-95 wszedł trzy lata po śmierci dyktatora. Maszyny były produkowane nawet po upadku ZSRR - produkcja seryjna zakończyła się po 41 latach w 1994 roku. 59 samolotów używanych przez rosyjską armię pochodzi głównie z lat 80 ubiegłego wieku.

Tupolewy, choć przeszły wiele zmian konstrukcyjnych, do dziś nie mają np. nowoczesnego wyposażenia elektronicznego, systemów samoobrony czy katapultowanych foteli. Dlatego siedmioosobowa załoga ma nikłe szanse przeżycia po trafieniu maszyny. To wyjaśnia, dlaczego Rosjanie starają się nie zbliżać do ukraińskiej granicy.

Dziś Kreml posiada dwie dywizje lotnictwa strategicznego, w których skład wchodzi sześć pułków ciężkich bombowców. 326 Dywizja Ciężkich Bombowców stacjonuje na Dalekim Wschodzie i ma na stanie Tu-95 oraz Tu-22. Z kolei zachodzie Federacji stacjonuje 22 Gwardyjska Dywizja Ciężkich Bombowców.

Główny ciężar ataków na Ukrainę wzięły na siebie 121. Gwardyjski Pułk Ciężkich Bombowców wyposażony w siedem bombowców Tu-160M i dziewięć Tu-160 oraz 184. Pułk Ciężkich Bombowców, który posiada 18 Tu-95MS. Trzecia z jednostek, 52. Gwardyjski Pułk Ciężkich Bombowców, na stałe jest rozmieszczona na lotnisku Szajkowa pod Kirowem. Pułk został wyposażony w 23 samoloty Tu-22M3.

Rosjanie niezwykle rzadko wykorzystują w operacjach Tu-160, których mają bardzo mało. Utrata choćby jednej z maszyn byłaby znacznym uszczerbkiem nie tylko militarny, ale także wizerunkowy. Rosyjska propaganda zdecydowanie na wyrost podkreśla, że to najnowocześniejszy bombowiec świata.

"Kanibalizacja", która cieszy

W pierwszym tygodniu listopada ukraińskie rozpoznanie zauważyło, że rosyjskie bombowce strategiczne wznowiły intensywne szkolenie po trzech tygodniach, kiedy w powietrze wznosiły się pojedyncze egzemplarze. W sumie w lotach treningowych brało udział 15 Tu-95MS, 6 Tu-22M3 i kilka Tu-160. Nawet oficjalne rosyjskie kanały pochwaliły się, że bombowce odbyły loty szkoleniowe w przestrzeni międzynarodowej nad Morzem Czarnym i Morzem Barentsa.

Dłuższa przerwa operacyjna był prawdopodobnie wymuszona tym, że w intensywnie używanych samolotach należało przeprowadzić przeglądy i remonty okresowe. Stan gotowości bojowej Tupolewów nigdy zresztą nie był wysoki.

Na 44. Tu-95MS i 20. Tu-95MSM tuż przed wojną w gotowości bojowej znajdowało się ok. 30 proc. Obecnie ten odsetek musi być jeszcze niższy. Wynika to nie tylko z niskiej kultury technicznej Rosjan, ale także krótkich resursów i przeprowadzania remontów nie na podstawie nalotu, który w czasie wojny zdecydowanie się wydłużył, a kalendarza. W dodatku, żeby wyremontować maszyny bez zagrożenia atakiem, należało je przerzucić do zakładów Tupolewa w Samarze albo Kazaniu.

Sytuację pogarsza również to, że rosyjskie bombowce strategiczne nie są już produkowane, a zapas części zamiennych jest niewielki. Powoli zaczyna się "kanibalizacja" najstarszych maszyn, które stają się dostawcami części. Rosjanie nie mają wyboru - muszą czymś dostarczyć pociski do strefy zrzutu.

Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski

Zobacz także