Rafał Woś: Kornel Morawiecki do Partii Razem!
- Już na pierwszy rzut oka widać, że Kornel Morawiecki kompletnie nie pasuje do ruchu Kukiz’15. Sam zainteresowany szybko się pewnie zorientuje, jak mało jego polityczna opowieść pasuje do toczonego na zupełnie inne argumenty sporu PO-PiS. I jak daleko mu pod względem światopoglądowym do wielu kolegów z ruchu Kukiz’15. Nie mówiąc już o Nowoczesnej czy PSL-u. Poglądy i wypowiedzi świeżo upieczonego posła czynią z niego naturalnego sojusznika dla nowej polskiej lewicy socjalnej, która po wyborach znalazła się poza Sejmem. Nie tyle potencjalnego lidera Partii Razem, ile symbol. Albo, mówiąc bardziej obrazowo, konia trojańskiego lewicy w polskim parlamencie. Morawiecki i lewica: to może być więc początek pięknej przyjaźni – pisze Rafał Woś w felietonie dla Wirtualnej Polski.
16.11.2015 | aktual.: 17.11.2015 11:49
- Już na pierwszy rzut oka widać, że Kornel Morawiecki kompletnie nie pasuje do ruchu Kukiz’15. Sam zainteresowany szybko się pewnie zorientuje, jak mało jego polityczna opowieść ma wspólnego z toczonym na zupełnie inne argumenty sporem PO-PiS. I jak daleko mu pod względem światopoglądowym do wielu kolegów z ruchu Kukiz’15. Nie mówiąc już o Nowoczesnej czy PSL-u. Poglądy i wypowiedzi świeżo upieczonego posła czynią z niego naturalnego sojusznika dla nowej polskiej lewicy socjalnej, która po wyborach znalazła się poza Sejmem. Nie tyle potencjalnego lidera Partii Razem, ile symbol. Albo, mówiąc bardziej obrazowo, konia trojańskiego lewicy w polskim parlamencie. Morawiecki i lewica: to może być początek pięknej przyjaźni – pisze Rafał Woś w felietonie dla Wirtualnej Polski.
To zakrawa na paradoks, ale dzieje się naprawdę. Na naszych oczach 75-letni Kornel Morawiecki wyrasta bezsprzecznie na pierwsze wielkie odkrycie nowego Sejmu. Dowodów mamy już kilka. Weźmy choćby przemówienie marszałka seniora w dniu inauguracji VIII kadencji polskiego parlamentu. Usłyszeliśmy: „Razem jesteśmy ważniejsi niż każdy z osobna”. Albo: „w Polsce potrzebna jest nowa solidarność młodych ze starymi, zdrowych z chorymi, przedsiębiorców z pracownikami”. To były idealistyczne tony, dawno na Wiejskiej niesłyszane. Inne od nawoływania do „odważnych reform” (ukochana narracja Unii Wolności) czy radosnego SLD-owskiego „wybierzmy przyszłość”. Inne od – by podać przykład bliższy naszych czasów – trącącego cynizmem platformerskiego technokratyzmu czy straszenia układem w wykonaniu PiS-u.
Świeża jest też postawa Morawieckiego wobec polskiej transformacji. Z jednej strony zbudowana na legendzie nieugiętego opozycjonisty odrzucającego zgniłe kompromisy z PZPR-em. Nawet za cenę wypadnięcia na długie lata z głównego nurtu polskiej polityki. Ale z drugiej – jakże różna od podszytego nieukrywaną frustracją stanowiska innych przeciwników okrągłego stołu, których najlepiej udało się zagospodarować PiS-owi. W ten sposób Morawiecki rozjeżdża podział panujący w polskiej publicystyce w ostatnich latach. Na tych, którzy uważają, że tylko kompletny kretyn może nie dostrzegać osiągnięć „nowego złotego wieku”, i na takich, co głoszą, że wszystko to układ starych uwłaszczonych esbeków z solidarnościowymi zdrajcami. A Morawiecki idzie gdzieś pośrodku. Mówi, że „po okrągłym stole zabrakło nam odwagi, wyobraźni i oryginalności”. I nie ma powodu mówić, że wszystko jest świetnie. Odwrotnie, „trzeba nauczyć się dostrzegać wokół nas bezprawie, draństwo i siłę”. Ale jednocześnie obywatele siedzący dotąd w ramach
jednej i drugiej opowieści muszą ze sobą rozmawiać. Bo inaczej nie ruszymy z miejsca.
Weźmy wreszcie pierwsze publiczne wypowiedzi Morawieckiego po objęciu mandatu poselskiego. Na przykład w znów gorącym temacie migrantów z Bliskiego Wschodu. Morawiecki daleki jest zarówno od naiwnego zamazywania obaw w imię radosnego snu o bezproblemowym społeczeństwie wielokulturowym, ale jednocześnie mówi, że „Polska dla Polaków” czy odwracanie się tyłem do Europy (wedle zasady: nie przyjmiemy uchodźców i co nam zrobicie) to jakaś kompletna bzdura.
Już na pierwszy rzut oka widać, że Morawiecki z takim przekazem kompletnie nie pasuje do ruchu Kukiz’15. To zresztą chyba naturalne. Sam Paweł Kukiz nigdy nie krył, że jego klub to projekt z założenia eklektyczny i w zasadzie przypadkowy. I można nawet powiedzieć, że jego rola skończyła się po zamknięciu lokali wyborczych 25 października i polegała głównie na wprowadzeniu do Sejmu zestawu nowych twarzy, co się Kukizowi akurat świetnie udało. Kornel Morawiecki jest jedną z nich. Nie ulega wątpliwości, że bez ruchu Kukiz’15 Morawickiego seniora nie byłoby dziś w Sejmie. Wie o tym pewnie i sam zainteresowany, który przez 25 lat próbował bez powodzenia swoich sił w kolejnych wyborach (w 2010 roku dostał 0,13 proc. głosów w wyborach prezydenckich).
Dzisiaj sytuacja jest zasadniczo inna - Kornel Morawiecki jest już w Sejmie, co oznacza, że wrócił do dużego politycznego obiegu. Jednym o sobie przypomniał, innym (młodszym) się przedstawił. Tak czy inaczej, gołym okiem widać, że nigdy podwładnym Kukiza nie będzie. Przeciwnie. Zanosi się raczej na to, że, w przeciwieństwie do firmującego całą listę rockmana, to raczej Morawiecki ma głęboko przemyślane, po co się w ogóle w tym Sejmie znalazł i jaką ma tam rolę do odegrania.
Nie będzie to rola rozgrywającego. Morawiecki stanie się raczej politykiem-autorytetem. Nauczycielem nowego języka i nowych pojęć, które wypadły z polskiego słownika politycznego i parlamentarnego. Mówiącego o zagubionej „solidarności” czy „przemocy ekonomicznej tych, co mają pieniądze nad tymi, którzy ich nie mają”. Albo przypominającego, że sprawy socjalne nie mogą się ograniczać do zadumy nad jednostkowymi przypadkami, lecz wymagają rozwiązań systemowych na poziomie polityki parlamentarnej.
To wszystko czyni z Kornela Morawieckiego naturalnego sojusznika dla nowej polskiej lewicy socjalnej, która po październikowych wyborach znalazła się poza Sejmem. Nie tyle potencjalnego lidera Partii Razem czy socjalnej części Zjednoczonej Lewicy, ile symbol. Albo, mówiąc bardziej obrazowo, konia trojańskiego lewicy w polskim parlamencie. Bo nie ma chyba żadnych (ani ambicjonalnych, ani światopoglądowych) powodów, by ta uwolniona nareszcie od PZPR-owskiego bagażu lewica nie miała się na Morawieckiego seniora pragmatycznie orientować, czyniąc zeń pas transmisyjny dla swoich pomysłów politycznych. Dla 75-procentowej krańcowej stawki PIT, progresywnego podatku majątkowego, odbudowy pozycji związków zawodowych czy domagania się wzmocnienia pozycji pracownika względem pracodawcy.
I odwrotnie. Sam Morawiecki senior szybko się pewnie zorientuje, jak mało jego polityczna opowieść pasuje do toczonego na zupełnie inne argumenty sporu PO-PiS. I jak daleko mu pod względem światopoglądowym do wielu kolegów z ruchu Kukiz’15. Nie mówiąc już o Nowoczesnej czy PSL-u.
Morawiecki i lewica: to może być początek pięknej przyjaźni. Oczywiście jeśli tylko obie strony zdołają odpowiednio szeroko otworzyć oczy, żeby tę dość banalną prawdę dostrzec.
Rafał Woś dla Wirtualnej Polski