Radzieccy oficerowie w Wojsku Polskim
W latach 1943-1968 przez Wojsko Polskie przewinęło się około 21 tys. oficerów radzieckich, w tym 153 generałów. Najbardziej znany z nich - Konstanty Rokossowski był ministrem, posłem, wicepremierem i marszałkiem Polski. Odchodząc, zdążyli niestety wydać rozkazy, które przyczyniły się do śmierci 57 osób podczas tzw. wydarzeń poznańskich. Decyzję o użyciu wojska przeciw demonstrantom podjęło Biuro Polityczne KC PZPR, przychylając się do propozycji ministra Rokossowskiego. Wykonawcą zadania był najważniejszy z oddelegowanych do Polski radzieckich generałów - dowódca wojsk lądowych Stanisław Gilarowicz Popławski.
10.07.2015 17:22
Olbrzymi napływ radzieckich oficerów do polskiej armii podczas II wojny światowej oraz po jej zakończeniu miał swoją okrutną i cyniczną logikę. Najpierw Sowieci wymordowali w Katyniu kwiat polskiego wojska (około 10 tys. ofiar), a potem, pod szyldem bratniej pomocy, uzupełniali tę przepastną lukę, spowodowaną własną zbrodnią.
Ów napływ zaczął się w Sielcach nad Oką, gdzie z inicjatywy komunistów ze Związku Patriotów Polskich powstawała 1 Dywizja Piechoty im. Tadeusza Kościuszki. Był maj 1943 roku. Minęły niespełna dwa lata od utworzenia armii gen. Władysława Andersa, która wiosną 1942 roku, za zgodą Józefa Stalina, przekroczyła granicę z Iranem i od tamtej pory walczyła na Zachodzie. Związkowi Patriotów z Wandą Wasilewską na czele pozostali Zygmunt Berling i niewielka liczba jemu podobnych.
Berling był przedwojennym oficerem, już w 1931 roku (jako 35-latek) awansował na stopień podpułkownika. Więziony przez Sowietów w Starobielsku, uniknął rozstrzelania, podejmując współpracę z NKWD (Ludowy Komisariat Spraw Wewnętrznych). Uratował życie, a jego kariera wojskowa nabrała wielkiego przyspieszenia. W 1940 roku przyjął obywatelstwo ZSRR, trzy lata później był już generałem brygady.
Takich oficerów, dawnych obywateli II Rzeczypospolitej, którzy zapałali miłością do Związku Radzieckiego, nie było w Sielcach zbyt wielu. Pomoc kadrowa "wielkiego brata" okazała się więc niezbędna. W lipcu 1943 roku aż 67 proc. oficerów dywizji kościuszkowskiej pochodziło z Armii Czerwonej. Pod koniec 1944 roku, gdy istniały już dwie armie Wojska Polskiego, wskaźnik braterstwa spadł poniżej 50 proc. W liczbach bezwzględnych sytuacja przedstawiała się następująco: na 40 tys. oficerów Wojska Polskiego aż 18 996 (w tym 36 generałów) miało obywatelstwo ZSRR. Nosili polskie mundury i salutowali po polsku. Ale mówili po rosyjsku i wypełniali rosyjskie rozkazy. To ostatnie dało się jeszcze zrozumieć. Wspomniane dwie polskie armie walczyły przecież w ramach rosyjskich frontów.
Edward J. Nalepa - autor książki "Oficerowie Armii Czerwonej w Wojsku Polskim 1943-1968" - pisze, że Sowieci w polskich mundurach ponieśli podczas wojny duże straty. Wynosiły one 5 proc. stanu osobowego, czyli około 1000 zabitych, zmarłych od ran lub zaginionych. Nalepa wspomina też, jaki był stosunek czerwonoarmistów do służby w polskich mundurach - w większości obojętny lub niechętny. Tylko nieliczni - głównie ci pochodzenia polskiego - przyjęli rozkaz z zadowoleniem.
Gdy wojna się skończyła i ogłoszono istnienie niepodległej Polski, obecność tak dużej liczby radzieckich oficerów traciła rację bytu. Zwłaszcza w zestawieniu z przymiotnikiem "niepodległa". Zgodnie z założeniem polskiej polityki kadrowej z sierpnia 1945 roku, Rosjanie zaczęli wracać do kraju. W latach 1945-1948 do Armii Czerwonej odkomenderowano z Polski 16 926 oficerów (w tym 66 generałów). Co ciekawe, 24 osoby odmówiły wyjazdu do ZSRR. Zostały aresztowane i oddane do dyspozycji radzieckiej prokuratury wojskowej.
Czystka
Do stycznia 1947 roku sytuacja polityczna w Polsce wciąż była niewykrystalizowana. Przynajmniej teoretycznie. Ludzie liczyli na to, że zachodni sojusznicy mimo wszystko upomną się o nas. Sfałszowane wybory w 1947 roku pozbawiły złudzeń nawet największych optymistów. Komuniści triumfowali, a Zachód ani mrugnął. Wkrótce w Wojsku Polskim nastąpiła czystka. Edward J. Nalepa pisze: "W psychozie rzekomego zagrożenia wojennego ze strony państw zachodnich nasilono proces oczyszczania korpusu oficerskiego z 'elementów wrogich i obcych', 'przypadkowych i zdemoralizowanych', niepożądanych dla sprawy budownictwa socjalizmu w Polsce i ścisłej współpracy z ZSRR. Na podstawie przyjętych wówczas kryteriów politycznych w latach 1949-1954 zwolniono ze służby wojskowej ponad 9 tys. oficerów, w większości kadrę II Rzeczypospolitej i oficerów wywodzących się z organizacji konspiracyjnych Polskiego Państwa Podziemnego (ZWZ-AK, PAL, NSZ, BCh i inne)".
Ktoś tych ludzi musiał zastąpić. Wtedy ponownie zwrócono się o pomoc do "wielkiego brata". Ten wspaniałomyślnie nie odmówił i czerwonoarmiści zaczęli wracać do Polski. Ich obecność nie była oczywiście już tak liczna jak podczas wojny i zaraz po jej zakończeniu. W sierpniu 1949 roku w Wojsku Polskim służyło 728 oficerów radzieckich (w tym 15 generałów).
Ciekawe jest, jak owa służba wyglądała od strony formalnej. Mówił o tym tajny rozkaz naczelnego dowódcy Wojska Polskiego (był nim wówczas gen. broni Michał Rola-Żymierski) z 15 stycznia 1945 roku: "Na podstawie dyrektyw Głównodowodzącego Armii Czerwonej ustala się następujące normy w sprawie przebiegu służby wojskowej generałów i oficerów Armii Czerwonej odkomenderowanych do pełnienia służby w Wojsku Polskim. 1. Generałów i oficerów Armii Czerwonej, znajdujących się w Wojsku Polskim, należy uważać za czasowo odkomenderowanych do Wojska Polskiego, wychodząc z założenia, że pełnią oni rzeczywistą służbę w Armii Czerwonej. Czas służby w Wojsku Polskim wlicza się do ogólnego przebiegu służby. […] 3. Generałowie i oficerowie Armii Czerwonej […] jako obywatele ZSRR są zwolnieni z obowiązku składania przysięgi żołnierskiej przewidzianej w Wojsku Polskim. Przestępstwa przeciw obowiązkom wojskowym należy rozpatrywać jako naruszenie przysięgi składanej w Armii Czerwonej. 4. Generałowie i oficerowie Armii Czerwonej […]
podlegają Wojskowym Sądom polskim z wyjątkiem przestępstw, za które przewidziana jest kara śmierci. W takich przypadkach generałowie i oficerowie podlegają Trybunałom Wojennym Armii Czerwonej" (materiały Instytutu Pamięci Narodowej). Obywatel Polak
W listopadzie 1949 roku nastąpiło najważniejsze wydarzenie dotyczące obecności Sowietów w polskiej armii. Oto bowiem prezydent Bolesław Bierut powołał na stanowisko ministra obrony narodowej Konstantego Rokossowskiego - marszałka Związku Radzieckiego, wybitnego dowódcę, który miał olbrzymie zasługi w rozgromieniu Niemców. Była to decyzja bez precedensu, nawet jeśli weźmie się pod uwagę dominację Związku Radzieckiego w tej części Europy. W żadnym innym kraju satelickim ministrem obrony nie został obywatel radziecki. W Polsce okazało się to możliwe. Konstanty Ksawerowicz Rokossowski musiał oczywiście przyjąć obywatelstwo polskie. Nie tylko po to, żeby zostać ministrem, lecz także posłem na sejm, wicepremierem i marszałkiem Polski.
Rokossowskiemu warto poświęcić kilka zdań chociażby dlatego, że w wielu tekstach próbuje się z niego zrobić wielkiego polskiego patriotę. Był rzeczywiście Polakiem, urodził się w Warszawie, w rodzinie kolejarza. Jego przodkowie pochodzili z Wielkopolski i pieczętowali się herbem Glaubicz. Rokossowski służył najpierw w wojsku carskim, a potem, już po rewolucji październikowej, przystał do bolszewików i osiedlił się w ZSRR. Podczas II wojny światowej zyskał szczególne uznanie za operację "Bagration", która doprowadziła do zlikwidowania niemieckiej Grupy Armii "Środek". Zawsze brał pod uwagę koszty ludzkie, starał się minimalizować straty. Pod tym względem był kimś wyjątkowym wśród najwyższych dowódców radzieckich.
O polskim patriotyzmie w jego przypadku nie można w ogóle mówić. Był obywatelem ZSRR i działał na korzyść imperium. A to, że znał język polski, że nie wypierał się swojego polskiego pochodzenia i że w wielu sytuacjach sprzyjał Polakom, nie oznacza jeszcze patriotyzmu. Podobnie jak fakt, że po powrocie do Związku Radzieckiego zaprenumerował "Trybunę Ludu" i "Życie Warszawy".
Zaciąg ze wschodu
Przez długi czas po wojnie niemal wszystkie najważniejsze stanowiska w Wojsku Polskim były obsadzone przez zaciąg ze wschodu. Ryszard Kałużny w pracy pt. "Oficerowie Armii Radzieckiej w Wojskach Lądowych w Polsce" pisze: "Na początku 1955 roku w Siłach Zbrojnych PRL pełniło służbę 33 generałów i ponad 170 oficerów Armii Radzieckiej. Zajmowali oni 32 stanowiska spośród 50 najważniejszych - od ministra obrony narodowej do dowódcy korpusu włącznie". Spójrzmy na listę szefów Sztabu Generalnego WP od 1945 roku: Władysław Korczyc, Borys Pigarewicz, Jurij Bordziłowski. Sami czerwonoarmiści. Wśród dowódców wojsk lądowych, marynarki wojennej, wojsk lotniczych czy wojsk pancernych było tak samo.
Ryszard Kałużny: "Spośród uczelni wojskowych najbardziej zdominowana przez oficerów radzieckich była Wojskowa Akademia Techniczna. Podstawę do organizowania uczelni w 1951 roku stanowił 45-osobowy zespół naukowców i dydaktyków radzieckich. Oni tworzyli komendę uczelni, byli dziekanami wydziałów i szefami wszystkich katedr".
Sytuacja polityczna, która w końcu spowodowała powrót radzieckiej kadry do ojczystego kraju, zaczęła się powolutku zmieniać po śmierci Józefa Stalina (5 marca 1953 roku). W Polsce przełomem okazało się VIII Plenum Komitetu Centralnego PZPR, które odbyło się w październiku 1956 roku. Do władzy ponownie doszedł Władysław Gomułka. Rosjanie odkomenderowani do Polski zaczęli się pospiesznie pakować. Kilka miesięcy wcześniej, w czerwcu, zdążyli niestety wydać rozkazy, które przyczyniły się do śmierci 57 osób podczas tzw. wydarzeń poznańskich. Decyzję o użyciu wojska przeciw demonstrantom podjęło Biuro Polityczne KC PZPR, przychylając się do propozycji ministra Rokossowskiego. Wykonawcą zadania był najważniejszy z oddelegowanych do Polski radzieckich generałów (jako jedyny miał stopień generała armii), dowódca wojsk lądowych Stanisław Gilarowicz (ojciec miał na imię Hilary) Popławski.
Tuż przed październikową odwilżą w Polsce służyło jeszcze 76 oficerów radzieckich: 28 generałów, 32 pułkowników, 13 podpułkowników, dwóch majorów i jeden kapitan. Gdy 10 listopada 1956 roku Konstanty Rokossowski został odwołany ze stanowiska wicepremiera i ministra obrony narodowej, niemal wszyscy z tej grupy wrócili do Moskwy. W Polsce aż do marca 1968 roku pozostało dwóch radzieckich generałów: szef Sztabu Generalnego WP Jurij Bordziłowski i komendant Wojskowej Akademii Technicznej Michaił Owczinnikow. Gen. Bolesław Kieniewicz, po demobilizacji w ZSRR, postanowił wrócić do Polski i tu spędził resztę życia.
Tak oto okres bratniej pomocy kadrowej przeszedł do historii. Słynne powiedzenie cara Aleksandra: "Kurica nie ptica, Polsza nie zagranica" po 1956 roku przestało być traktowane tak bardzo dosłownie. Długo jednak jeszcze najważniejsze decyzje dotyczące Wojska Polskiego zapadały nie w Warszawie, lecz w Moskwie.
Andrzej Fąfara, Polska Zbrojna