Radni humanitarni
Zbigniew S. pozostanie na stanowisku sekretarza Starostwa Powiatowego w Wodzisławiu Śląskim. Chociaż starosta Jan Materzok nie wyobraża sobie dalszej współpracy z podwładnym, radni powiatowi nie zgodzili się na rozwiązanie umowy o pracę, mimo że na urzędniku ciąży prawomocny wyrok - pisze "Dziennik Zachodni".
W_ tej sprawie trzeba się kierować człowieczeństwem. Pan S. i tak przeżył już osobisty dramat, nie można dokładać mu nieszczęść_- tłumaczy radny Damian Majcherek. S. w sierpniu tego roku został skazany na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Chodzi o sprawę sprzed ośmiu lat, gdy Zbigniew S. był burmistrzem Rydułtów.
Zlecił wtedy i podpisał swojemu zastępcy, Leonowi T. 27 fikcyjnych wyjazdów służbowych. Sąd uznał, że S. przekroczył swoje uprawnienia i działał na szkodę gminy. Z kolei T. zarzucono wyłudzenie prawie 10 tysięcy złotych na rzekome podróże.
Na ostatnią sesję rady powiatu wodzisławski starosta przygotował projekt uchwały o zwolnieniu sekretarza. Odwołać go może tylko rada. Ta wzięła jednak pod uwagę "ludzki wymiar sprawy" i osobisty dramat skazanego. Wielu sugerowało, że wyrok sądu to pomyłka, bo przecież S. działał za przyzwoleniem miejscowej rady miasta.
To była bardzo skomplikowana sprawa, w której trudno jednoznacznie przypisać komuś winę. Dla powiatu wodzisławskiego S. zrobił jednak wiele i o tym należy pamiętać - mówili radni. Podnosili też kwestię wieku sekretarza, bojąc się, że będzie mu trudno znaleźć nową pracę. Ostatecznie zdecydowana większość, bo 13 radnych, głosowała przeciwko odwołaniu S.
Mieszkańcy Wodzisławia nie kryją oburzenia. - Mój brat niedawno stracił pracę, choć do emerytury pozostały mu cztery lata. I jakoś nikt się za nim nie ujął - denerwuje się 36-letni Andrzej, mieszkaniec dzielnicy Wilchwy.
Opinie prawników co do tego, czy taka sytuacja jest zgodna z prawem, są podzielone. Jednym z rozwiązań, o którym nieoficjalnie przebąkuje się w starostwie, jest dozwolone przez Kodeks Pracy zwolnienie sekretarza "z obowiązku świadczenia pracy". S. nie musiałby przychodzić do pracy, ale byłby normalnie zatrudniony i dostawałby pensję. Według jego oświadczenia majątkowego, w ubiegłym roku praca w starostwie przyniosła mu 85,5 tys. zł. - pisze "Dziennik Zachodni". (PAP)