Putin rozgrywa Europę? "Czeka nas terapia szokowa, musimy ją przejść"
Czy protesty w Czechach i Niemczech oraz rosnące obawy w państwach europejskich w związku z zakręceniem gazowego kurka przez Rosjan osłabią solidarność państw Unii Europejskiej z Ukrainą? Kreml już zasygnalizował, że Rosja, po spełnieniu jej warunków, jest gotowa usiąść do negocjacji z Kijowem. Według ekspertów ds. międzynarodowych Putin nie jest wiarygodnym partnerem, szantażuje Europę i chce postawić ją pod ścianą. – Zimą czeka nas terapia szokowa. Nie mamy wyjścia, musimy ją przejść – mówią eksperci ds. międzynarodowych
- W najbliższym czasie będziemy świadkami nasilenia się podobnych protestów jak te w Czechach czy Niemczech. Rosjanie, nawet jeżeli nie będą grać agenturami, które mają rozsiane po całej Europie, będą wykorzystywać społeczną polaryzację, prorosyjskie ruchy społeczne i polityczne, szerzyć dezinformację w mediach społecznościowych i podsycać antyukraińskie nastroje – mówi Wirtualnej Polsce dr hab. Agnieszka Legucka, analityczka ds. Rosji z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Protesty w Czechach i Niemczech
Przypomnijmy, w niedzielę w czeskiej Pradze demonstrowało, według różnych szacunków, od 70 do 100 tysięcy osób. Uczestnicy protestowali przeciwko sankcjom nałożonym na Rosję i podwyżkom cen energii. Na protest przyszło wielu zwolenników skrajnej prawicy, ale też komunistów. Niektórzy z nich nieśli transparenty potępiające członkostwo kraju w Unii Europejskiej i NATO. Część demonstrantów wykrzykiwała antyukraińskie hasła i domagała się ściągnięcia flagi Ukrainy z Muzeum Narodowego.
Z kolei w niemieckiej Kolonii ok. 2 tys. osób, w większości rosyjskojęzycznych, demonstrowało, domagając się, by Niemcy przestały wspierać Ukrainę i zniosły sankcje nałożone na Rosję po jej inwazji na sąsiednie państwo.
Zdaniem Jerzego Marka Nowakowskiego, byłego ambasadora RP w Łotwie i Armenii, u podstaw protestów w Czechach i Niemczech znalazły się dwa elementy.
- Pierwszy związany jest z rosyjskim oddziaływaniem i prowokacją ze strony Rosjan. Istotne miejsce w tych protestach zajmują prorosyjscy działacze. Ale punktem wyjścia w obu państwach były kłopoty ekonomiczne. I pod to podczepili się zwolennicy Kremla i nadali demonstracjom prorosyjskie oblicze. Mimo wszystko duża część protestujących w Pradze nie ma takich poglądów jak ci, którzy produkowali antyukraińskie banery i nieśli rosyjskie flagi – mówi WP Jerzy Marek Nowakowski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jakimi argumentami będą grać Rosjanie w krajach europejskich, żeby osłabić jedność ws. Ukrainy?
- Po pierwsze, że sankcje bardziej szkodzą Unii Europejskiej aniżeli samej Rosji. To fałszywy argument. Kreml będzie jednak wmawiał, że rosyjska gospodarka sobie świetnie radzi, bo rubel jest mocny jak nigdy. Jest mocny, to prawda, ale nieprawdą jest, że to dobrze dla rosyjskiej gospodarki, bo rosyjscy eksporterzy mają duży problem z mocną walutą – uważa Agnieszka Legucka z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
"Kryzys energetyczny uderzy najmocniej"
I jak dodaje, Kreml będzie również wysyłał przekaz, że wojna powinna się jak najszybciej skończyć. W opinii Moskwy konflikt przynosi negatywne skutki, przede wszystkim dla Unii Europejskiej, w związku z czym Europa powinna zaprzestać dostarczać broń Ukrainie.
- To już się dzieje. Takie hasła były podnoszone na demonstracjach w Czechach i Niemczech. To idealny argument, by osłabić Ukrainę na froncie. Przykładowo, środowiska pacyfistyczne w Niemczech twierdzą, że zakończenie dostaw broni pozwoli zakończyć wojnę. Coraz częściej też słyszymy głosy w państwach europejskich, że wojna powinna się zakończyć, bo jej skutki ekonomiczne uderzają w wyborców. Bo to oni de facto ze swoich podatków opłacają dostawy broni – ocenia dr hab. Agnieszka Legucka.
Z kolei Jerzy Marek Nowakowski podkreśla, że najmocniej uderzy w Europę kryzys energetyczny.
- Będziemy mieli bardzo poważny kryzys energetyczny. Rosjanie sięgają po ostatnią broń, którą mają, z wyjątkiem broni atomowej. I taką bronią jest doprowadzenie do społecznych niepokojów w obliczu braku dostaw gazu czy węgla – mówi Jerzy Marek Nowakowski. I jak dodaje, Putin najprawdopodobniej będzie wykorzystywał kryzys energetyczny w sposób cyniczny i brutalny.
Antyukraińskie wystąpienia zbiegły się w czasie z "propozycją" rzecznika Kremla Dmitrija Pieskowa, który w wywiadzie w propagandowym programie telewizyjnym stwierdził, że Moskwa jest gotowa usiąść do negocjacji z władzami Ukrainy.
- Jeżeli zostaną spełnione nasze warunki. Niewątpliwie warunki władz Rosji pozostają takie same. Operacja specjalna przebiega zgodnie z planem, jej cele zostaną osiągnięte - przyznał Dmitrij Pieskow w propagandowej telewizji. I jak dodał, warunki Moskwy nie uległy zmianie: to kapitulacja Kijowa i złożenie broni. W odpowiedzi doradca prezydenta Ukrainy Mychajło Podolak przekazał, że negocjacje z Rosją są możliwe, ale tylko na warunkach Ukrainy: po oddaniu terytoriów i likwidacji kryminalnych enklaw.
Według Agnieszki Leguckiej z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, "Rosja chce przymusić Ukrainę do rozmów sytuacją na froncie i stosując szantaż energetyczny".
- Rosjanie mają trudną sytuację na froncie w Ukrainie. Ukraińska armia przechodzi do kontrofensywy i nawet jeśli nie będzie ona spektakularna, to armia Putina nie posuwa się do przodu. Także w politycznych kwestiach nie udaje im się osiągnąć tego, co było ich zamiarem czyli przeprowadzeniem referendum na okupowanych terytoriach. Nie udało im się osiągnąć żadnego strategicznego celu. Rosja chce za pomocą szantażu energetycznego w Europie przymusić więc Ukrainę do pokojowych rozmów. Negocjacje dla Putina, na jego warunkach, są dla niego znacznie lepsze, aniżeli brak sukcesów na froncie – ocenia dr hab. Agnieszka Legucka.
I jak zauważa, Rosja w uprawianiu dyplomacji jest nadal dobra. – Potrafi rozgrywać negocjacje znacznie lepiej, niż radzi sobie na polu bitwy. Tam ponosi straty ludzkie, sprzętowe i wizerunkowe. A do rozmów pokojowych Putin chciałby zaangażować np. Niemcy, Francję lub Turcję. Negocjacje miałyby wówczas realizować interesy Kremla. I wyglądały podobnie np. do dawnych porozumień mińskich, które okazały się korzystne dla Rosji – ocenia analityczka Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
"To dowód na cynizm Rosji, która woli spalać gaz"
W poniedziałek Kreml przekazał, że Rosja nie uruchomi pełnej przepustowości gazociągu Nord Stream 1, dopóki wszystkie państwa Zachodu nie zniosą sankcji nałożonych na Moskwę. Na początku września Gazprom poinformował o "awarii" instalacji. Zdaniem Unii Europejskiej to fałszywy pretekst do tego, żeby wykorzystywać energię broń prowadzącą do kryzysu energetycznego.
"Ogłoszenie przez Gazprom, że po raz kolejny zamyka Nord Stream 1 pod fałszywym pretekstem, jest kolejnym potwierdzeniem jego zawodności jako dostawcy. To także dowód na cynizm Rosji, która woli spalać gaz, zamiast honorować kontrakty" - napisał Twitterze rzecznik Komisji Europejskiej Eric Mamer.
Jakby na potwierdzenie tych słów, Gazprom opublikował w mediach społecznościowych wideo zatytułowane "Będzie długa zima". Na filmie widać, jak spółka symbolicznie zakręca kurek z gazem na Zachód. Zaraz po tym następuje zima i "epoka lodowcowa" w Europie.
Zamieszanie z brakiem dostaw surowca z Gazpromu ominie Węgry, które od sierpnia otrzymują z Rosji większe ilości gazu ziemnego. To efekt prorosyjskiej polityki Viktora Orbana.
- Warto popatrzeć, jak działają Węgry, które są najbardziej, prorosyjskim państwem w Unii Europejskiej. Starają się uzyskać tani gaz i być lojalnym sojusznikiem Putina. Jednak, w przeciwieństwie do Polski, mają w ok. 60 proc. zapełnione magazyny i nie otrzymują od Moskwy wcale tańszego gazu. Tymczasem nasz kraj ma zapełnionych już blisko 100 proc. magazynów i za chwilę otwiera Baltic Pipe. Tym samym nie jesteśmy uzależnieni od rosyjskiego gazu. Dywersyfikujemy dostawy surowca – uważa dr hab. Agnieszka Legucka z PiSM.
Jej zdaniem w tym kontekście, trzeba grać twardo z Rosją.
- Putin będzie szantażować Europę, będzie straszył odcięciem gazu – co teraz realizuje poprzez wyłączenie Nord Stream 1 – po to, by pokazać, że zimą w Europie zmarzniemy. Chce przymusić Unię Europejską do zniesienia sankcji. Ale Rosja nie daje żadnych gwarancji, że będzie ciepło, gaz kupimy tanio i wojna się skończy. Putin nie jest wiarygodnym partnerem. Jako Unia Europejska nie mamy żadnej alternatywy. Musimy przejść terapię szokową, która już teraz ma miejsce. Nie mamy wyjścia. Putin postawił nas pod ścianą – ocenia dr hab. Agnieszka Legucka.
W podobnym tonie wypowiada się Jerzy Marek Nowakowski. – Musimy się liczyć z tym, że będziemy mieli ogromne kłopoty szczególnie z gazem i częściowo z dostawami węgla z Rosji. Kreml próbuje zmusić swoją polityką do kapitulacji Ukrainy. Sprzeciw wobec Putina wymaga jedności Zachodu – podsumowuje były ambasador RP na Łotwie i w Armenii.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski