Putin chce kupić "dowód w śledztwie smoleńskim"?
Bardzo możliwe, że Kreml kupi wkrótce od Polski drugiego rządowego tupolewa. Jeśli do tego dojdzie, Moskwa skorzysta na tym podwójnie: Warszawa straci dowód w śledztwie smoleńskim, a Rosjanie przejmą samolot, za którego remont Polacy zapłacili im wcześniej ogromne pieniądze.
28.02.2012 | aktual.: 28.02.2012 13:08
Wartość samolotu, który na licytację wystawi Agencja Mienia Wojskowego, oszacowano w przybliżeniu na 40 mln zł. Jak napisał "Fakt", chęć nabycia samolotu zgłosili Rosjanie. Ponieważ w 2011 r. zakazano w Federacji Rosyjskiej używania maszyn Tu-154B w lotach komercyjnych, łatwo domyślić się, że Rosja potrzebuje tego samolotu w jakimś innym celu.
Tracimy ważny dowód
Polski rząd nosi się z zamiarem sprzedaży jedynego ocalałego tupolewa już od kilkunastu miesięcy, jednak na przeszkodzie w wystawieniu go na licytację stawała jak dotąd prokuratura. Śledczy badający katastrofę smoleńską oraz członkowie komisji Millera kilkakrotnie użyli Tu-154 o numerze bocznym 102 (pod Smoleńskiem rozbiła się maszyna nr 101) do eksperymentów, które miały wyjaśnić, jak w określonych warunkach mógł zachować się samolot z prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie. Sprawdzano m.in., czy piloci mogli poderwać tupolewa w trybie autopilota na lotnisku bez systemu ILS.
Gdy w grudniu 2011 r. Agencja Mienia Wojskowego (AMW) wysłała pismo do prokuratury wojskowej z wnioskiem o deklarację śledczych dotyczącą Tu-154, ci stwierdzili, że samolot będzie im jeszcze potrzebny. Małgorzata Golińska z AMW powiedziała wówczas w rozmowie z RMF FM: „Trwają prace biegłych, którzy prowadzą jakieś czynności badawcze związane ze śledztwem w sprawie katastrofy smoleńskiej, więc musimy brać również pod uwagę to, że ten samolot będzie jeszcze potrzebny prokuraturze”.
Według naszych informacji wojskowi śledczy chcieli w 2012 r. przeprowadzić kilka innych eksperymentów, jednak po rozwiązaniu 36. Pułku Lotnictwa Transportowego przez ministra obrony pozostał… tylko jeden pilot, który mógłby uczestniczyć w takim doświadczeniu. Tymczasem do eksperymentów na samolocie tego rodzaju potrzebnych jest przynajmniej dwóch.
Agencja Mienia Wojskowego wykorzystała więc sytuację, którą spowodował nadzorujący ją minister obrony, i krępując ręce śledczym, przesądziła o losie Tu-154. Do wystawienia samolotu na sprzedaż dojdzie więc w najbliższych miesiącach. Pozbędziemy się więc lekką ręką dowodu mogącego pomóc w wyjaśnieniu katastrofy smoleńskiej, a nabywcą tupolewa będą najprawdopodobniej Rosjanie, którzy przetrzymują wciąż na swoim terytorium szczątki samolotu rozbitego pod Smoleńskiem.
Co więcej – jak powiedział niedawno wiceminister obrony Marcin Idzik – z powodu wciąż pojawiających się usterek Tu-154 nr 102 przejdzie przed transakcją remont w rosyjskiej Samarze, a więc w tych samych zakładach, w których naprawiany była razem z tupolewem nr 101 przed katastrofą smoleńską.
Naprawa za 69 milionów
Oznacza to, że Rosjanie znów zarobią na naprawie Tu-154, choć jakość poprzednich remontów obydwu samolotów budzi wiele wątpliwości (tupolew nr 101 był naprawiany w Samarze między czerwcem a grudniem 2009 r.; tupolew o numerze 102 trafił do Rosji 12 stycznia 2010 r., a wrócił stamtąd we wrześniu 2010 r.).
W maszynie, która rozbiła się pod Smoleńskiem, wykryto wiele poważnych usterek – jedna z nich spowodowała groźną awarię układu sterowania na Haiti, gdzie polscy piloci (m.in. Arkadiusz Protasiuk i Robert Grzywna)
wysłani zostali na początku 2010 r. z misją humanitarną. Wyeliminowanie wszystkich usterek na miejscu okazało się niemożliwe, więc polska załoga zmuszona była odbyć kilkunastogodzinny transatlantycki lot nocą bez autopilota (za ten niezwykły wyczyn 4 lutego 2010 r. gen. Andrzej Błasik wręczył im zresztą wyróżnienia).
Za remont dwóch tupolewów w Rosji polscy podatnicy zapłacili aż 69 mln zł, a więc prawie 35 mln zł za jeden samolot. Kwota ta jest ogromna, biorąc pod uwagę jakość naprawy i kwotę ok. 40 mln zł, za jaką dziś polski rząd chce sprzedać Tu-154 nr 102.
Do tego dochodzi skandaliczna sprawa właściciela zakładów Awiakor w Samarze, które, jak się okazuje, podwójnie zarobią na polskich tupolewach. Zakłady te wchodzą w skład holdingu Russian Machines, będącego z kolei częścią koncernu przemysłowo-finansowego Basic Element z siedzibą w Moskwie. Założycielem i właścicielem Basic Element jest Oleg Deripaska, jeden z najbogatszych Rosjan, zawdzięczający swoją karierę przychylności Władimira Putina.
Jak pisaliśmy w „Gazecie Polskiej”, Deripaska od kilku lat ma zakaz wjazdu do USA. Władze Stanów Zjednoczonych anulowały jego wizę w 2006 r. Zbiegło się to w czasie z próbą przejęcia koncernu Daimler Chrysler Group przez jedną ze spółek Deripaski. „Wall Street Journal” donosił, cytując jako źródła dwóch funkcjonariuszy amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości, że przyczyną tak zdecydowanego stanowiska władz USA są możliwe powiązania milionera z rosyjskimi organizacjami przestępczymi.
Właściciel zakładów, którym zlecono remont rządowych samolotów, był przesłuchiwany także przez śledczych z Europy Zachodniej. Sprawa dotyczyła podejrzeń o pranie brudnych pieniędzy i związki z mafią.
Pośrednik już jest
Kto oprócz Rosjan zarobi jeszcze w 2012 r. pieniądze na remoncie tupolewa, który był już remontowany za gigantyczną kwotę dwa lata temu?
W 2009 r. do zakładów w Samarze samoloty skierowało konsorcjum firm Polit Elektronik i MAW Telecom, które wygrało przetarg wart 69 mln zł rozpisany przez MON. Niewykluczone, że i teraz któraś z tych spółek lub powiązanych z nimi podmiotów wystąpi jako pośrednik między rządem a Rosjanami.
Obie firmy mają stosowne „doświadczenie”. Polit Elektronik, działająca bez własnej strony internetowej i niezarejestrowana nawet w KRS, funkcjonowała od 2002 r. jako wyłączny polski przedstawiciel rosyjskiego MiG-a, a dokładniej spółki Russian Aircraft Corporation MiG – będącej w 100 proc. własnością Federacji Rosyjskiej. Dodajmy, że szef Polit Elektronik Dariusz Kamiński wypowiadał się w skandalicznym materiale rosyjskiej telewizji, nakręconym podczas remontu Tu-154M nr 101. Nagranie to wywołało burzę, bo dziennikarze z Rosji swobodnie przemieszczali się po maszynie, która miała wozić najważniejsze osoby w polskim państwie, i bez najmniejszych przeszkód filmowali wnętrze samolotu.
(...)
Leszek Misiak, Grzegorz Wierzchołowski