Psycholog - zbawca czy szarlatan

Burza gniewu ogarnęła środowisko psychologów. Jedna grupa składa oświadczenie, by media nie wydawały wyroku na Andrzeja S. Jacek Santorski (wydawca książek Andrzeja S., autor poradnika „Jak żyć, żeby nie zwariować”) ma łzy w oczach i „przeprasza poszkodowanego”. Nie chodzi o żadne z dzieci. Wojciech Eichelberger (pisał z S. książki) mówi, że demon tkwi w każdym z nas. Jak w tandetnym filmie – gdy trwa konferencja prasowa oburzonej grupy, Andrzej S. przyznaje się do winy.

12.07.2004 12:39

Następnego dnia z przecieków dowiadujemy się, że to, co policjanci widzą na zdjęciach ze śmietnika, jest – zdaniem podejrzanego – terapią wybudzania dzieci z autyzmu. Prof. Zbigniew Lew-Starowicz zapewnia, że takiej metody nie ma. Burza się nasila. Rośnie grupa psychologów, która odcina się od oświadczenia wspomnianego zespołu. A zwykły człowiek przygląda się i zastanawia – kim polscy psycholodzy? Czy można mieć do nich jeszcze zaufanie? Dlaczego wdali się w rozgrywki z mediami i ze sobą nawzajem? Dlaczego o ofiarach, bez względu na to, kto jest winny, mówi się najmniej?

Bowiem konkretnym rezultatem sprawy Andrzeja S. jest lawinowy lęk przed psychologami. Efekt domina. Dobra strona tych obaw to fakt, że pacjenci zaczynają pytać o uprawnienia terapeuty. Czy na tym konstruktywnym sprawdzaniu skończy się narastający lęk przed pomocą psychoterapeutów? Na razie słucham tego, co dziś mówi się o psychologach: dziki system, dżungla, średniowiecze. I jeszcze kult jednostki, zachłyśnięcie się władzą, paternalizm, dystans do klienta. Jednak najczęściej powtarza się opinia, że niektórzy psycholodzy to samotnicy, którzy z Olimpu muszą zejść do całej grupy zawodowej.

Magiel w środowisku

Pierwsza reakcja środowiska psychologów to wzajemne obwinianie się. W końcu cała warszawka wiedziała, że S. pije, i to nadmiernie, jednak nikt z pacjentów nie poszedł z oficjalną skargą do Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, w związku z tym niemożliwa była interwencja. Ale przecież znajomi psycholodzy posyłali do niego znajomych, a potem zdarzały się niepewne uwagi, że „bardzo niegrzeczny i dziwnie się zachowywał”. – Już w tym momencie trzeba było interweniować – komentuje dr Ewa Woydyłło z Instytutu Psychiatrii. – Może uniknęlibyśmy dzisiejszej dramatycznej sytuacji? Przecież nikt nie ma pretensji, że zaprzyjaźnieni z Andrzejem S. psycholodzy nie wyczuli pedofilii, ale alkohol powinni. – Wszyscy jesteśmy po trosze winni – przyznaje inna znakomita pani psycholog. – Był świętą krową, tak jak kilku innych.

Andrzej S. już 20 lat temu musiał opuścić warszawski Instytut Psychiatrii. Pacjentki przez niego płakały. Od końca lat 70. miał prywatny gabinet, właściwie zawsze działał poza układami i kontrolą. Prawdziwy dinozaur psychologii, do którego na wizytę czekało się tygodniami. I płaciło słono. Środowisko wrze. Przy okazji przypomina się samobójstwo psychologa współpracującego z dużą instytucją. Też koledzy nie zauważyli oznak depresji. Prawie tak często jak nazwisko S. wymienia się X (również guru psychologii), którego oskarżono o romans z pacjentką. X mówi, że to nie była pacjentka, a prof. Zbigniew Lew-Starowicz dodaje przytomnie, że straty są jednak mniejsze niż w przypadku pedofilii. Mąż niby-pacjentki skarży się przed sądem koleżeńskim. „Super Express” wzywa inne ofiary, by się zgłosiły. Redakcja pokrywa koszty ewentualnego procesu. Magiel przykrywa dochodzenie w sprawie pornografii dziecięcej. Z kolei reżyser Latkowski zapowiada, że zrobi film o pedofilach, a będzie tam wreszcie „o znakomitym polskim
reżyserze”. O politykach i przedsiębiorcach też. Ulica zaciera ręce. Bo na razie psycholodzy – gwiazdy mediów wraz z niektórymi gazetami – zamiast refleksji po ujawnieniu sprawy Andrzeja S. zorganizowali nam igrzyska.

Atmosfera jest tym bardziej napięta, że w grę wchodzą duże pieniądze. Etyk, prof. Jacek Hołówka, twierdzi, że odruch ochrony członka korporacji, do której należą sygnatariusze wspomnianego protestu, wynika z faktu, że po tej aferze część z nich straci pieniądze. – Biznes psychologiczny nie kieruje się tylko czystymi zasadami – mówił w wywiadzie przed rokiem prof. Janusz Czapiński, jeden z autorów protestu. – Brud bierze się stąd, że jak w każdym biznesie znaczącą rolę odgrywa ekonomia.

Nikt nie jest bez winy. Także media, choć one przynajmniej natychmiast stanęły po stronie „dzieci z fotografii”. Bez względu na to, kto je wykorzystał. Ale i w mediach sprawy nadużyć seksualnych traktowane były i są „po uważaniu”. Jeżeli podejrzany jest dyrygent chóru, łamie się tajemnicę lekarską, jeśli jest to Andrzej. S., często wypowiadający się w gazecie, relacje są wyważone. Nikt nie jest bez winy. Jednak żeby odzyskać zaufanie do psychologów, potrzebne jest samooczyszczenie środowiska, a nie pisanie manifestów w obronie kolegi. W ramach czarnego humoru można powiedzieć: dobrze, że się przyznał, bo psycholodzy jeszcze długo szliby w zaparte, tak jakby wszyscy mieli zostać wykluczeni z zawodu.

Potężny zawód

Sokrates mówił, że psycholog jest podobny do akuszerki. Pomaga rodzić się w człowieku dobru, które w nim jest. Dawniej ludzie zrozpaczeni szukali pociechy u księdza, dzisiaj zwracają się do psychoterapeutów. Psychologia jest pewnym kawałkiem chleba. Największe dochody przynoszą psychoterapia, doradzanie politykom, badania zachowań konsumenckich i szkolenia motywacyjne dla firm. Te wielkie pieniądze robi się od niedawna, psychologia jest bowiem dziedziną młodą. Pierwsze wydziały otwarto w Polsce w 1951 r. Szacuje się, że w Polsce jest około 10 tys. psychologów. Liczba będzie się zwiększać, bo co roku 14 wydziałów psychologii opuszcza około 2 tys. absolwentów. Od lat są to najbardziej oblegane kierunki, a do tego wyższe uczelnie organizują kursy i studia podyplomowe. Przykładowo Uniwersytet Warszawski ma psychologię zarządzania personelem, psychologię zachowań rynkowych i psychologiczne podstawy komunikacji medialnej, ale gabinety zakładają nawet studenci pierwszego roku studiów zaocznych. Jednak w tym tłumie
niewielu jest prawdziwych specjalistów. Stanu zdrowia psychicznego samego Andrzeja S. nie ma kto oceniać. Okazuje się, że wszystkie osoby z uprawnieniami do tego typu badań to jego koledzy. Trwają poszukiwania osoby niezależnej. Poradami przesiąknięte jest nasze życie.

Tylko 20% absolwentów pracuje w służbie zdrowia, kolejne 20% zatrudnionych jest w oświacie, poza tym są w przemyśle, obronie narodowej, policji, resorcie pracy (np. w centrach pomocy rodzinie), reklamie i doradztwie personalnym. Pojawiają się w sądzie, gdy trzeba odebrać prawa rodzicielskie. Coraz częściej zatrudniają ich szpitale. – Chory na raka zadaje sobie pytanie, dlaczego to właśnie on zachorował, przechodzi kryzys, zwątpienie. Wsparcie duchowe, umotywowanie jest niezwykle ważne – mówi Justyna Pronobis, psycholog kliniczny w warszawskiej klinice Wojskowej Akademii Medycznej, i przypomina, że psychoterapia to leczenie, a nie pomoc w rozwiązywaniu problemów życiowych. Pomaga leczyć nie tylko zaburzenia psychiczne, lecz także somatyczne. Zdumiewająca jest skłonność do rozdrobnionego stowarzyszania się psychologów. Czasem nazwa podpowiada wiarygodność – jest Stowarzyszenie Psychologów Chrześcijańskich, Transportu, Praktyków. Ten chaos organizacyjny pogłębia to, co obserwator widzi jako efekt sprawy
Andrzeja S. – nie ma reguł, nie ma standardów, zwyciężyła hipokryzja.

Czekając na ustawę

A jak być powinno? Do czego zmierza to środowisko? Dr Ewa Woydyłło mówi, że w każdym amerykańskim gabinecie prywatnym wisi dyplom i informacja, że terapeuta pracuje pod nadzorem dr. X. Choć najlepiej chroni praca w zespole, wspólne omawianie problemów pozwoli wyłapać nieprawidłowości. Tymczasem Andrzej S. (a ilu jeszcze?) przyjmował w prywatnym mieszkaniu, sam od lat, nie miał nawet gabinetu, wszystko działo się w jego prywatności, co urąga elementarnym zasadom prowadzenia psychoterapii. – Istnieją w Polsce stowarzyszenia realizujące standardy europejskie, posiadające rekomendacje instytucji międzynarodowych – tak mówi Ewa Canert-Łąka o swoim krakowskim Instytucie Terapii Gestalt. – Przynależność do naszej organizacji uzyskuje się po wykazaniu się odpowiednimi procedurami kształcenia oraz standardami zawodowymi. Nie wszyscy pracują na dziko, poza kontrolą.

Ewa Canert-Łąka przypomina też, że w większości krajów UE kontrola wewnętrzna jest obligatoryjna, a licencje wydaje się na czas określony. Dziś władze Polskiego Towarzystwa Psychologicznego mogą zawiesić członkostwo (przypadek Andrzeja S. jest pierwszy), mogą skreślić i odebrać certyfikat. Ale psycholog i tak może nadal praktykować. Dopiero ustawa o zawodzie psychologa pozwoli dożywotnio odebrać prawo wykonywania zawodu. Jeśli prawo do wykonywania jakiegoś zawodu ma być koncesjonowane, powinien o tym decydować samorząd zawodowy. Dziś o fachowości świadczy certyfikat wydawany przez Polskie Towarzystwo Psychologiczne. Andrzej S., jak wielu innych znanych psychoterapeutów, dostał go uznaniowo. Zdaniem Zofii Milskiej-Wrzosińskiej, dyrektor Laboratorium Psychoedukacji, certyfikaty powinny być co pięć lat odnawiane przez PTP. Jednak dopiero w przyszłości zawód psychologa zostanie objęty ochroną prawną, co w praktyce oznacza, że osoby bez odpowiedniego wykształcenia nie będą mogły podawać się za specjalistów.
Najwięcej dyskusji wzbudza okres przejściowy dla tych, którzy będą musieli uzupełnić edukację. Wielu specjalistów ma wątpliwości, czy powinni oni pracować pod szyldem psychologa, zanim nie uzupełnią wykształcenia.

Ale to wszystko jest przyszłością. – Niestety, w 2001 r. ustawa została zawieszona aż do 2006 r., i to wbrew naszym protestom – przypomina Zuzanna Toeplitz z Towarzystwa Psychologicznego. Jednak żadna ustawa, nawet najlepsza, nie zapobiegłaby sprawie S. Rzecz w etyce. Oczywiście, nawet najlepsze spisanie jej zasad nie zmieni faktu, że albo ktoś jest uczciwym specjalistą, albo oszustem. Na razie można uaktualnić kodeks etyczny. – Spisaliśmy go w 1995 r. – mówi Zuzanna Toeplitz. – Wiele spraw w ogóle nie zostało w nim ujętych. A przecież trzeba uregulować udział w reklamach i – co w świetle ostatnich wydarzeń jest niezwykle ważne – kontakty z mediami, czyli odpowiedzialność za słowo. Nie może być tak, że jedna osoba podaje się za dyżurnego psychologa kraju i ludzie utożsamiają jej opinie z całym środowiskiem. Maniakalne prawie, szczególnie w pismach kobiecych, stało się zaczynanie zdania od „Jak twierdzą psycholodzy...”. Potem wypowiada się jeden z ulubieńców mediów. Rzeczywiście, dziesięć lat temu trudno
byłoby wyobrazić sobie jeden z ostatnich gorących problemów – Jacek Santorski wsparł swym autorytetem „Big Brothera”, bo – jak stwierdził – „stara się żyć, jakby w jego domu były kamery”. Filozofia nie przekonała Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, które nie chciało już firmować jego pracy. Absolutnie mu to nie zaszkodziło, sprzedaż jego książek znacznie wzrosła. Tak jak dzisiaj poszukiwana jest „Miska szklanych kulek” Andrzeja S.

Jednak zawsze i w każdym kodeksie zapisany jest „zakaz nawiązywania przez psychologów z pacjentami relacji seksualnych”. Przekroczenie wiąże się z ostrymi sankcjami, niestety tylko w obrębie środowiska. Sprzeczne z etyką, choć w kodeksie jeszcze niezapisane, jest wszelkie prowadzenie prywatnych śledztw, np. śledzenie kogoś, kto szkodzi pacjentowi. Tymczasem usprawiedliwiający Andrzeja S. twierdzą, że zdjęcia pochodzą z takiego dochodzenia, mającego na celu rozpracowanie środowiska pedofilów.

Słaby superwizor

Michał Skalski, psychiatra, jak wielu jego kolegów zastanawia się dziś, czy system, w którym pracuje, jest przejrzysty, czy jest pod kontrolą, tak żeby nie było żadnych podejrzeń. – To ja kieruję na terapię, a więc wzajemnie z psychologiem jesteśmy swoimi superwizorami – tłumaczy. – A poza tym najlepszą weryfikacją są pacjenci. W naszej dziedzinie bardzo trudni, często agresywni, ale jednak potrafiący docenić, gdy się im pomoże. Najbardziej sceptyczny jest prof. Jacek Hołówka. Uważa, że nic nie da nadzór nad spotkaniem dwóch osób. Człowiek, który idzie do specjalisty, musi mieć nadzieję i zaufanie, ale także obserwować, wykazać czujność. Jest to jednak trudne, bo terapeuci stworzyli wokół siebie aurę nietykalności. Pijany chirurg czy lekarz pogotowia wywołują natychmiastową reakcję. Psycholog może być dziwny. Taka praca, grzebanie w duszy. Krucha i różnie stosowana okazała się zasada superwizji.

– Początkującego można zmusić do takiej kontroli – komentuje znakomity profesor psychiatrii – ale zaproponowanie tego sławie wywoływało oburzenie. Najlepsi polskiej psychoterapii pracują w samotności, bo to im dodaje aury tajemniczości. Tyle że kręcą bicz na samych siebie. Tymczasem standardem winno być, że psychoterapeuci sami przechodzą pełną terapię i poddają się wymaganym testom. Na tym etapie zatrzymywane są osoby, które mają problemy ze sobą lub z własną seksualnością.

Wyeliminować oszustów

Co powinni zrobić psycholodzy? Dziś mogliby odsiać ziarno od plew. I to nie tylko wśród swoich, ale po prostu uderzyć w zupełnych oszołomów, oszustów. Nikt nie wie, ile jest w Polsce gabinetów psychoterapeutycznych. Powstają lawinowo, bo nadal wystarczy tylko zarejestrować działalność gospodarczą. Bez uprawnień. Do tego nie są potrzebne żadne certyfikaty ani studia psychologiczne. Na każdym kroku widać fałszywki. Lekarze dusz przyjmują w chińskich gabinetach na najróżniejszych targach medycyny naturalnej, księgarnie pełne są kuglarskich podręczników, które proponują sztuczki, a nie terapię. Wszystko to pod hasłem „psychologia”. Szczególnym wzięciem cieszą się broszury o amuletach wzmacniających energię psychiczną. A takie poradniki mogą wyrządzić wiele szkód. Namawiają czytelnika, by manipulował ludźmi, gdy tymczasem on nie ma takich predyspozycji. Czasem wystarczy rzucić modny termin, by mieć klientów. Jeden z warszawskich masażystów po latach chudych dopisał na wizytówce „psychoanalityk”.

Interes ruszył z kopyta. Oszusta poznasz po tym, że mówi o swojej charyzmie, poza tym najczęściej proponuje „kurs pozytywnego myślenia” lub „doenergetyzowanie się”. Częste są ogłoszenia, w których jednym tchem wymienia się diagnozy psychologiczne i horoskopy. Zuzanna Toeplitz podkreśla, że nie chodzi o to, by zakazać wróżkom zaglądania w linię życia. Byleby nie używały terminów psychologicznych. Tymczasem wynajęty pokoik, w którym siedzi Cyganka, nosi miano Instytutu Dusz.

Najgroźniejsze sytuacje to takie jak łódzka afera. Działała tam placówka o zachęcającej nazwie Europejska Akademia Psychologii Integracyjnej, która po dwóch latach „studiów” wydawała dyplomy informujące, że absolwent jest psychologiem praktykiem (!). Niby nie są one w Polsce uznawane, ale wielu pracodawców o tym nie wie i omamieni nazwą uważają, że mają do czynienia z prawdziwym psychologiem. W całym kraju zarejestrowano dziesiątki kursów eksternistycznych.

Jak pomóc ofiarom

– Nie jest możliwe, żeby dzieci, które były ofiarami przemocy seksualnej, same o tym zapomniały. I dzieci, i rodziny wymagają terapii psychologicznej. I to właśnie powinni im zaoferować także najwięksi terapeuci. Powiem jasno – winna to być bezpłatna pomoc – mówi Mirosława Kątna, przewodnicząca Komitetu Ochrony Praw Dziecka, i dodaje, że rodziny przeżywają teraz niepewność, czy ich dziecko było w „tej” grupie. Najważniejsze jest teraz, by było miejsce, gdzie będą mogli opowiedzieć swoje lęki. Jedyne takie pozytywistyczne działanie zaproponowało jak dotąd Polskie Towarzystwo Psychologiczne. Na jego stronie internetowej (www.ptp.psychologia.pl) podane są adresy ośrodków, które bezpłatnie udzielają porad. – Najgorsze, co może się zdarzyć, to rezygnacja z terapii, gdy jest ona niezbędna – mówi Zuzanna Toeplitz z Towarzystwa Psychologicznego. Dociera do niej wiele e-maili od osób, które zapowiadają, że na żadną terapię już nigdy nie pójdą. Również psychiatrzy mówią, że zostali z lekami w garści. Na wieść o
psychoterapii pacjent dziękuje. I to powinno przerazić środowisko. W tym szumie niepewności terapeuci przypominają, że cierpi także córka Andrzeja S. Jej też trzeba pomóc.

Co zostanie poza maglem

W rozmowach przewija się strach. Gdzie i z kim nasze dzieci są bezpieczne? Z badań pedagoga i seksuologa, prof. Zbigniewa Izdebskiego, wynika, że sprawy głośne – nadużycia seksualne w szkole, na plebanii, na obozie harcerskim – to margines. Rodzina, przyjaciele domu, ci, do których dziecko ma największe zaufanie, są dla niego najgroźniejsi. W tej sytuacji rodzi się jeszcze jeden niepokój – jak ostrzegać najmłodszych i w jakim wieku? Prof. Izdebski przypomina, że ktoś, kto chce skrzywdzić dziecko, jest przebrany za jego przyjaciela. Skąd ono ma wiedzieć, że nie każdy dotyk jest dobry? Na razie sami dorośli są zdezorientowani. Prof. Jacek Bomba, psychiatra i psychoterapeuta z Uniwersytetu Jagiellońskiego, mówi w „Tygodniku Powszechnym”, że „grozi nam chowanie dzieci w zimnym chlewiku”. Skołowani przestaniemy odróżniać, co jest erotyzmem, a co czułością. – Matka będzie się bała dotknąć dziecka, a ojciec wziąć córkę na kolana. Wszystko z lęku przed posądzeniem o wykorzystywanie seksualne – mówi prof. Bomba.

Potrzebna jest poważna dyskusja, ale nie tylko o kondycji zawodu. Także o prawdziwych zagrożeniach – o molestowaniu seksualnym, fali pornografii dziecięcej, coraz częstszej pedofilii. Rodzice nie wiedzą, jak o tym rozmawiać z dziećmi i jak je uchronić. Czy psycholodzy zmobilizują się i przeprowadzą taką ogólnospołeczną lekcję?

Iwona Konarska

Cena zdrowia psychicznego

- Udział w grupie Anonimowych Alkoholików – bezpłatny, w wybranym terminie.

- Wizyta w państwowej poradni zdrowia psychicznego – bezpłatna, terminy kilkutygodniowe lub kilkumiesięczne. Przed wizytą należy sprawdzić, czy ośrodek jeszcze istnieje.

- Płatne: udział w terapii grupowej – 25 zł, godzinna wizyta u psychoterapeuty – 70-150 zł, dwudniowy warsztat na temat rozwoju wewnętrznego kobiety – 300 zł, weekendowe szkolenie dla firm – 1-2 tys. zł od osoby.

Źródło artykułu:Tygodnik Przegląd
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)