Publicystyka"Przyłębska i Duda przyznali sobie prawo do oceny, które wyroki są dobre, a które złe"

"Przyłębska i Duda przyznali sobie prawo do oceny, które wyroki są dobre, a które złe"

Wystarczyła jedna decyzja Sądu Najwyższego, żeby prezydent Duda i popierana przez PiS I prezes TK Julia Przyłębska chórem ocenili, że sąd nie miał do niej prawa. Jak jest naprawdę? - Władza wykonawcza przyznała sobie prawo do oceny, które wyroki są dobre, a które złe – komentuje prof. Robert Grzeszczak.

"Przyłębska i Duda przyznali sobie prawo do oceny, które wyroki są dobre, a które złe"
Źródło zdjęć: © PAP | Jakub Kamiński
Michał Gostkiewicz

03.08.2018 | aktual.: 03.08.2018 16:07

Panie profesorze, kto ma rację? Sąd Najwyższy czy kancelaria prezydenta Dudy i Julia Przyłębska?

Prof. Robert Grzeszczak, WPiA UW: - Odpowiem parafrazą słów mojego kolegi, który miał zostać sędzią SN, ale tam nie pójdzie. „Bycie w Sądzie Najwyższym po tym, jak przejmie go władza, to jak wejście do rynsztoku, a nie uhonorowanie kariery”. Liczyć się będzie teraz dyspozycyjność, a nie wiedza prawnicza.

Będzie jak w Trybunale Konstytucyjnym?
Pani prezes Trybunału to najlepszy przykład. Sędzia, zobowiązana działać zgodnie z prawem i we właściwym dla swojej funkcji trybie, wydaje stanowczą opinię przy kawie i ciasteczkach, przez telefon. To jest bardzo niestosowne.

A zgodne z prawem?
Nie ma podstawy prawnej uprawniającej prezesa jednego sądu do wypowiadania się na temat działań innego sądu bez żadnego trybu, przez telefon. Cechą dobrego sędziego jest wstrzemięźliwość. Pytany – odpowiada, ale tylko zgodnie z procedurą wynikającą ze swojego stanowiska. To, co robi Julia Przyłębska, to jest po prostu polityka.

Zwolennicy PiS mogą to samo powiedzieć o działaniu Sądu Najwyższego. Po co właściwie to pytanie do unijnego trybunału?
Każdy sąd w Polsce, od rejonowego po Sąd Najwyższy, mają prawo zapytać TSUE o zgodność z prawem unijnym każdego konkretnego przepisu prawa polskiego, co do którego powezmą wątpliwość, a który musiałyby zastosować w rozpatrywanej przez siebie sprawie. To właśnie zrobił Sąd Najwyższy w sprawie ustawy zmuszającej sędziów SN do przechodzenia na emeryturę po 65 latach.

Jakie będą skutki takiej decyzji SN?
Po pierwsze – sprawa w SN zostaje zawieszona aż do czasu wydania wyroku przez Trybunał Sprawiedliwości. Po drugie – TSUE, gdy przyjmie te pytania do rozpatrzenia, opublikuje je w Dzienniku Urzędowym UE we wszystkich językach urzędowych Unii.

Czyli znów cała Europa dowie się, że w Polsce znowu jest problem w relacji władzy z sądami.
Dokładnie tak, lada moment.

A kiedy możemy się spodziewać wyroku w tej sprawie?
- Prawdopodobnie za około pół roku. Może nawet w grudniu albo w pierwszych tygodniach 2019 r.

Czyli SN, zadając to pytanie, w praktyce na pół roku zablokował wymianę kadr w swoich własnych szeregach na prawników bliższych sercu PiS?
- W mojej ocenie SN poprosił Trybunał Sprawiedliwości o wsparcie swoim autorytetem własnej, dość ostrej i bezprecedensowej decyzji o zawieszeniu stosowania przepisów określających zasady przechodzenia sędziów SN w stan spoczynku.

*A pana zdaniem miał do takiej decyzji prawo? *
- Oczywiście, że SN miał prawo zawiesić stosowanie tych przepisów. Jest to po prostu jego uprawnienie, które wynika z prawa polskiego oraz prawa Unii Europejskiej – które jest przecież także naszym prawem. Choć rzeczywiście sytuacja jest nietypowa i jest to bardzo daleko idący krok. Precedens.

Dlaczego?
- Rzadko się zdarza, żeby SN był zmuszony równocześnie z zadaniem pytania o konkretne przepisy zawiesić ich stosowanie. Tu jednak wystąpiły wszystkie wymagane do tego przesłanki.

*Przypomnijmy: doszło do sytuacji, w której w składzie orzekającym w SN znalazła się osoba w wieku powyżej 65 lat. Czyli według ustawy PiS nie mająca już prawa orzekać. *
Właśnie. Sprawa dotyczy nie abstrakcyjnego dylematu, a realnego problemu i konkretnego człowieka, a decyzja będzie miała wpływ na życie wielu ludzi, w tym samego sędziego. Myślę, że Sąd Najwyższy na taką sprawię właśnie czekał. Tzn. taką, w której będzie można zapytać o zdanie Luksemburg i podeprzeć się jego autorytetem.

Dajmy na to, że za te parę miesięcy TSUE orzeknie, że zakwestionowane przez SN przepisy są niezgodne z prawem UE. Czyli wypowie się wbrew interesom polskiej władzy. Co wtedy?
SN oczywiście nie wyraził tego takimi słowami w swoim zapytaniu, ale kluczowe jest tu to, jak właściwie w warunkach stworzonych przez władzę ma on sam funkcjonować. W toku tej i kilku innych spraw dotyczących Polski, a rozstrzyganych obecnie przez organy UE, klaruje się linia orzecznicza UE w sprawie niezawisłości sądów. Wyrok TSUE ugruntuje stanowisko UE w sprawie sądownictwa w Polsce i w UE w ogóle. To nie jest już wewnętrzna sprawa Polski. Tu będzie twardy wyrok, który zwiąże władzę w Polsce.

A jak się polska władza do niego nie zastosuje?
- To np. spadną na nią duże kary finansowe.

A jak mimo to się nie ugnie?
- To znacznie zwiększy się prawdopodobieństwo, że UE zastosuje wobec Polski opcję atomową w postaci art. 7 TUE i np. odbierze prawo głosu w Radzie UE. Albo będą inne skutki. Takie, które trudno sobie na razie wyobrazić. Założyciele UE nie przewidywali, że Unia będzie musiała działać wobec państw członkowskich jak policjant stojący na straży prawa. Teraz, na przypadku polskim, tworzone są instrumenty działania w takich przypadkach. Kolejny raz wchodzimy do podręczników prawa UE. Sęk w tym, że kolejny raz jako najgorszy w klasie.

Kancelaria Prezydenta napisała już wczoraj, że „(…) zawieszeniu ulega postępowanie prowadzone przed sądem, a nie stosowanie zakwestionowanych przepisów". Dziś podtrzymała swoją interpretację. Kto tu nie zna prawa?
Jeżeli Kancelaria Prezydenta pozwala sobie na ocenę decyzji SN, to oznacza, że dziś w Polsce władza wykonawcza przyznała sobie prawo do oceny, które wyroki są dobre, a które złe. O mediach mówi się, że to czwarta władza, to teraz mamy już piątą - władzę wykonawczą działającą w trybie sądowniczej, która przypisała sobie ostatnie słowo w sprawach sądowych w Polsce.
W świecie idealnym, czyli w świecie państwa prawa, należałoby obecnie wstrzymać trwający nabór do Sądu Najwyższego na miejsca tych, którym ustawa PiS skróciła kadencję, i czekać na wyrok Trybunału w Luksemburgu. Ale nie żyjemy w świecie idealnym i mamy olbrzymie zagrożenie dla państwa. Zagrożenie polegające na tak zwanej fragmentacji, czyli rozbiciu jednolitości, prawa krajowego.

Co to znaczy?
Dam przykład, ponieważ w Polsce to już częściowo funkcjonuje. Część sądów niższej instancji przestała zadawać pytania Trybunałowi Konstytucyjnemu, nawet wtedy, gdy takie pytanie jest zasadne. Dlaczego? Ano dlatego, że sądy owe uznały, że wykładnia prawa, wypracowana przez skład sądu z udziałem dublerów, nie byłaby wiarygodna. Orzeczenie wydane w wadliwym składzie nie może wywoływać skutków prawnych. Ale część sądów nadal pyta TK – i potem orzeka według jego odpowiedzi. Jeśli to samo stanie się z Sądem Najwyższym, to czeka nas chaos, który najbardziej odczują zwykli obywatele, czekający na rozstrzygnięcie swoich spraw w sądach.

Robert Grzeszczak - profesor w Katedrze Prawa Europejskiego Uniwersytetu Warszawskiego, członek Komitetu Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk kadencji 2015-2018. Wykładał prawo europejskie i międzynarodowe – od 2003 do 2010 roku na Uniwersytecie Wrocławskim, a od 2009 na Uniwersytecie Warszawskim, a także – jako profesor gościnny – Uniwersytecie Philipsa w Marburgu (Niemcy) i w Poczdamie (Niemcy). Specjalizuje się w instytucjonalnym i materialnym prawie europejskim, zwłaszcza w prawie rynku wewnętrznego UE, w prawie międzynarodowym oraz porównawczym prawie ustrojowym. Jest autorem ponad 100 artykułów naukowych, publikowanych w Polsce, Niemczech, Belgii, Litwie, Brazylii, Argentynie i w USA oraz kilku książek monograficznych, a także współautorem podręczników akademickich oraz komentarzy z zakresu prawa europejskiego, prawa konstytucyjnego, artykułów publikowanych w Polsce i w czasopismach zagranicznych.

Michał Gostkiewicz. Wydawca i autor serwisu Opinie i Magazynu Wirtualnej Polski. Wcześniej dziennikarz magazynu Weekend.Gazeta.pl, portalu Gazeta.pl, "Dziennika" i "Newsweeka". Stypendysta Murrow Program for Journalists (IVLP) Departamentu Stanu USA, absolwent Polskiej Szkoły Reportażu.

Zobacz także
Komentarze (0)