Przewodnicy Muzeum II Wojny Światowej zmuszeni do podpisania lojalek? "Są osoby, które kategorycznie twierdzą, że nie należy podpisywać dokumentu"

Dyrekcja Muzeum II Wojny Światowej przedstawiła nowe umowy i regulaminy współpracy z przewodnikami po wystawie. To, co zaproponowano, przewodnicy określają jako "powrót do sytuacji sprzed kilkudziesięciu lat, kiedy obowiązywała jedyna słuszna wykładnia". Rzecznik prasowy muzeum jest szczerze zdziwiony. Podkreśla, że nowy regulamin jest ukłonem w stronę przewodników.

Przewodnicy Muzeum II Wojny Światowej zmuszeni do podpisania lojalek? "Są osoby, które kategorycznie twierdzą, że nie należy podpisywać dokumentu"
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons CC BY | Rudolf H. Boettcher
Nina HarbuzJarosław Kociszewski

29.09.2017 | aktual.: 30.09.2017 21:55

W środę przewodnicy Muzeum II Wojny Światowej dostali nowe regulaminy i umowy współpracy z instytucją. Przewodnicy, którzy nadal chcą oprowadzać po muzeum, mają czas na ich podpisanie do 15 października. Zapisy zawarte w dokumentach budzą jednak szereg wątpliwości.

Głównym punktem zapalnym są zapisy zawarte w punkcie 3. Po pierwsze: "powstrzymania się od wygłaszania opinii oraz komentarzy, które nie pozostają w bezpośrednim związku z tematem wystawy Muzeum", po drugie: "przedstawiania zwiedzającym wyłącznie faktów opartych na aktualnym stanie wiedzy historycznej" i po trzecie: "ścisłego stosowania się do zaleceń pracowników Muzeum".

Większość pracowników nie chce komentować nowych zapisów. Boją się mówić, nawet anonimowo. – Wie pani, ja żyję z przewodnictwa – tłumaczy się ktoś. Inna osoba dodaje, że atmosfera i tak jest na tyle drażliwa, że nie ma pewności czy przepustka do muzeum następnego dnia zadziała.

Ci, którzy zabrali głos, proszą o anonimowość. – Niebezpieczny jest już sam sposób sformułowania zapisów, bo jest tak niekonkretny, że każdy może je interpretować dowolnie – martwi się jedna z przewodniczek. – Poza tym nie podoba mi się, że będę musiała oprowadzać według jakiejś jednej odgórnie narzuconej wersji politycznej i historycznej. Nie zgadzam się na to, bo uważam, że jestem osobą myślącą i to ja decyduję o tym, co opowiadam, co jednocześnie nie oznacza, że chciałabym przeprowadzać jakąkolwiek indoktrynację.

Przewodnicy wskazują też na płynną granicę miedzy podaniem faktu a wypowiedzeniem własnego zdania. – Podam przykład – mówi kolejna przewodniczka. – Często spotykałam się z sytuacją, kiedy oprowadzający po wystawie przewodnik, po opowiedzeniu o procesach zachodzących po I wojnie światowej, i przypomnieniu, jak kształtowały się nacjonalizmy w różnych krajach, dodawał od siebie zdanie: "I proszę popatrzeć na to, co dzieje się obecnie". Takie zdanie jest wypowiedzią dodaną od siebie, ale pozwala spojrzeć na historię z szerszej perspektywy. Zabranianie wypowiadania takich zdań hamuje naukę chociażby interpretacji historycznej - dodaje.

- Proponowane zapisy odbieram jako próbę narzucenia narracji przewodnickiej – mówi przewodnik po muzeum. – Czuję się, jakby ktoś chciał mnie pouczać, nie mówiąc już o tym, że odbieram to jako powrót do sytuacji sprzed kilkudziesięciu lat kiedy obowiązywała jedyna słuszna wykładnia, a chyba nie o to chodzi.

- Wiadomym jest, że nie wszyscy historycy mają jednakowe poglądy, do tego interpretacje historii się zmieniają, więc stwierdzenie, że przewodnicy mają wypowiadać się zgodnie z jakąś odgórnie narzuconą wersją prowadzi do ograniczenia wolności słowa – oburza się jedna z przewodniczek. – Nie wiem jeszcze co zrobię, podobnie jak większość koleżanek i kolegów, wciąż się zastanawiamy. Na ten moment jesteśmy podzieleni i są osoby, które kategorycznie twierdzą, że nie należy dokumentu w takim kształcie podpisywać, ale inni uważają, że można to zrobić. Na pewno postąpimy w zgodzie z własnym sumieniem – podsumowuje kobieta.

- Te przepisy w regulaminie dotyczą wszystkich zwiedzających, a przewodnicy są również zwiedzającymi - mówi Wirtualnej Polsce Aleksander Masłowski, rzecznik prasowy muzeum. - W tym wypadku mówimy o przepisie czysto technicznym. Przewodnicy muszą podporządkować się instrukcjom pracowników muzeum, gdy w grę wchodzi, na przykład, zmiana trasy zwiedzania, czasowe zamknięcie części ekspozycji, czy bezpieczeństwo zwiedzających.

Masłowski jest zdziwiony reakcją "części przewodników". Zaznacza, że coraz większa liczba chętnych podpisuje umowy, a lista przewodników szybko się zapełnia. Podczas podpisywania dokumentów pracownicy upewniają się, czy przewodnicy przeczytali nowe regulacje. - Dajemy im rzecz bezcenną, czyli monopol na oprowadzanie zwiedzających - dodaje Masłowski. - Teraz zwiedzających mogą oprowadzać wyłącznie przewodnicy, którzy odbyli odpowiednie szkolenia i uzyuskali certyfikaty. Wcześniej każdy mógł to robić, a to oznacza, że dobrze przygotowani przewodnicy podpisujący umowy będą w znacznie lepszej sytuacji niż wcześniej.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (88)