Przerażenie wyzwolicieli
Najpierw było zdumienie, a potem strach, jak to możliwe, że
ludzie mogli zrobić coś takiego innym ludziom - mówił podczas konferencji prasowej w Krakowie 81-letni Białorusin
Nikołaj Czertkow. Weterani - żołnierze Armii Czerwonej, którzy
27 stycznia 1945 r. wyzwalali obóz Auschwitz wspominają, że to, co
wówczas zobaczyli było przerażające i trudne do ogarnięcia umysłem.
25.01.2005 | aktual.: 25.01.2005 17:21
Wraz z innymi rosyjskimi weteranami Czertkow będzie uczestniczył w czwartek rano w Krakowie w forum "Pozwólcie żyć moim ludziom", zorganizowanym przez Europejski Kongres Żydów i Ministerstwo Kultury RP, a potem w obchodach 60. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz.
79-letni Jakow Winniczenko, Rosjanin, służył w 504 Pułku 107 Dywizji, która wyzwalała Oświęcim. Trafiliśmy do miasta nie zdając sobie sprawy, że jest tam obóz - mówił Winniczenko. Zobaczyliśmy podwójny kordon drutów kolczastych i tłum więźniów. Ich skóra była niemal przezroczysta. Więźniowie byli wycieńczeni, chudzi, ledwie stali o własnych siłach, wspierali jeden drugiego - opisywał to, co zobaczył.
Więźniowie bardzo się cieszyli, chcieli do nas podejść, uściskać, pocałować, chociaż my sami obawialiśmy się, że możemy się zarazić jakąś chorobą - wspominał Winniczenko. Pytaliśmy, jak wielu ich zostało. Padały różne liczby - 7,5 tys., 7650, może nawet 10 tys. Nikt tego nie liczył, a my nie mieliśmy czasu na oglądanie obozu. Musieliśmy iść z frontem dalej - dodał.
Winniczenko pamięta, że nad rowami, do których Niemcy wrzucali spalone zwłoki, unosił się przerażający odór.
Trudny do zniesienia swąd spalonych ciał zapamiętał także Genri Koptew-Gomolow (78 lat), który miał 18 lat, kiedy jako młodszy sierżant wkroczył ze swoimi kolegami do obozu.
Zobaczyłem coś w rodzaju alei, jeśli można to nazwać aleją. Po prawej i lewej stronie leżały stosy drewna, a w poprzek tej alei były poukładane ciała martwych więźniów, przygotowane do spalenia. Niemcy wycofując się nie zdążyli ich spalić. Widziałem też głębokie rowy, do których zrzucano ciała, polewano czymś i palono - opowiadał Koptew-Gomolow.
W jego pamięć szczególnie wrył się obraz wycieńczonych ludzi i leżących wokół ciał. Poraziło mnie to, że na terenie obozu leżało mnóstwo nut i porozrzucane instrumenty muzyczne. Później dowiedzieliśmy się, że Niemcy zabijali ludzi przy akompaniamencie muzyki - mówił Genri Koptew-Gomolow.
Czułem przerażenie. Nie mieściło mi się w głowie, jak człowiek mógł zrobić coś takiego. W pierwszym momencie więźniowie nie rozchodzili się. Stali, jakby czekali na śmierć. Byli przyzwyczajeni do tego czekania. Dopiero potem śmiali się i płakali z radości, że zostali wyzwoleni. Z maleńkich skrawków materiału uszyli czerwony sztandar - dodał.
Koptew-Gomolow wspominał we wtorek, że podobnie jak jego koledzy nie wiedział, że będą zdobywali obóz. Był to pierwszy obóz jaki zobaczyłem. Choć wcześniej, jeszcze przed wybuchem wojny, docierały do Rosji informacje o tym, że na terenie Niemiec są obozy koncentracyjne - powiedział.
Jakow Winniczenko był w Oświęcimiu pięć lat temu, podczas obchodów 55. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz. Genri Koptew- Gomolow i Nikołaj Czertkow będą tam w czwartek po raz pierwszy od zakończenia wojny.