Przerażające dane: co roku ginie w Polsce 150 kobiet
800 tysięcy - tyle kobiet rocznie doświadcza w Polsce przemocy. 150 ginie w wyniku tzw. nieporozumień domowych. Joanna Piotrowska, założycielka i prezeska Fundacji Feminoteka przekonuje, że możemy mówić wręcz o pandemii przemocy wobec kobiet. - Dopiero teraz, gdy sprawniej działają instytucje i zmienia się nastawienie społeczne, zaczynamy widzieć nieprawdopodobną skalę tego zjawiska. Obecne statystyki to zaledwie wierzchołek góry lodowej - mówi.
30.03.2012 | aktual.: 04.04.2012 14:33
WP: Paulina Piekarska: Europejska Agencja Praw Podstawowych (FRA) w kwietniu rozpoczyna badanie na temat przemocy wobec kobiet we wszystkich państwach UE. W ubiegłym roku fundacja Feminoteka przeprowadziła badania pilotażowe w Polsce.
Joanna Piotrowska, prezeska Feminoteki: Testowałyśmy przede wszystkim narzędzia przygotowane przez FRA. Sprawdzałyśmy, czy ankiety zostały dobrze przetłumaczone z języka angielskiego, czy pytania są zrozumiałe dla respondentek w Polsce. Robiłyśmy też małe badania pilotażowe w terenie oraz badanie fokusowe wśród kobiet z różnych grup wiekowych.
WP: Coś panią w nich zaskoczyło?
- Chyba najbardziej to, że najmłodsze kobiety, do 25. roku życia zaprzeczają przemocy. Mówią, że ich to nie dotyczy, wychodzą z założenia, że gdyby ich partner podniósł na nie rękę, to natychmiast by z takiego związku zrezygnowały. Jednak doświadczenia starszych kobiet pokazują, że to nie jest takie proste.
Może młode dziewczyny mają już naprawdę inne nastawienie?
- Niestety nie. Badania wskazują, że wiedza na temat przemocy wśród tych kobiet jest bardzo niska. W ich świadomości mocno zakorzenione są mity i stereotypy, przez co mają taką naiwną pewność, że im się nic nie stanie. Ze zgłoszeń na nasz telefon interwencyjny dla kobiet doświadczających przemocy wynika jednak co innego.
WP: Jakich historii jest najwięcej?
- Dzwoni do nas wiele dojrzałych kobiet, które niemal całe życie przeżyły w związku przemocowym. Mówią: „Dzieci odchowałam, wypełniłam swoje obowiązki, teraz chcę normalnie żyć”. Często podkreślają, że już nie muszą znosić bicia, upokorzeń, mogą sobie pozwolić na godną starość. Podczas badań pilotażowych zdarzały się sytuacje, że nasze ankieterki były pierwszymi osobami, którym kobiety mówiły o swoim doświadczeniu przemocy. Pozytywnym zaskoczeniem było także to, że kobiety raczej chętnie zgadzały się na przeprowadzenie badania, mimo że nie było to dla nich łatwe. Ankieta ma 50 stron, zawiera mnóstwo pytań.
WP: Na przykład?
- Są tam pytania ogólne np. o stan zdrowia, zarobki, o to, czy respondatka słyszała o kampaniach nt. przemocy wobec kobiet, czy zna organizacje, zajmujące się pomocą takim kobietom, ale też czy sama spotkała się z przemocą. Ankieta zawiera także pytania dotyczące wszystkich rodzajów przemocy – fizyczną, psychiczną, seksualną i ekonomiczną.
WP: Na czym polega ta ostatnia?
- Może to być sytuacja, gdy partnerka czy żona jest w domu z dziećmi, mąż jest jedyną osobą zarabiającą pieniądze i wydziela jej te pieniądze na ściśle określone rzeczy, ogranicza dostęp do tych środków. Ona musi go o nie prosić. Miałyśmy taki drastyczny przykład - zgłosiła się do nas kobieta, która musiała świadczyć usługi seksualne swojemu mężowi w zamian za pieniądze na chociażby podpaski. Przemoc ekonomiczna występuje też wtedy, gdy partner utrudnia dostęp do wspólnych pieniędzy, albo odbiera pieniądze zarobione przez kobietę.
WP: Badania CBOS z 2005 r. mówiły, że co ósma kobieta w Polsce przyznaje się do tego, że bywa lub bywała bita przez męża. Czy dziś te liczby się zmieniły?
- Mamy dwa rodzaje wyliczeń skali przemocy wobec kobiet. Pierwsze to statystyki policyjne i dane z Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia" – i to jest około 90 tys. kobiet rocznie, które już się zgłosiły do konkretnych instytucji czy organizacji pozarządowych, mają założone niebieskie karty itp. Jest jednak cała rzesza kobiet, które z różnych przyczyn nie decydują się na podjęcie żadnych kroków. Według badań prof. Beaty Gruszczyńskiej w Polsce doświadcza przemocy 800 tysięcy kobiet rocznie. To jest ponad dwa tysiące kobiet dziennie. Natomiast 150 kobiet ginie co roku w wyniku tzw. nieporozumień domowych.
WP: Z tego wynika, że większość kobiet nie zgłasza się na policję. Dlaczego?
- Wstydzą się, nie znają swoich praw, nie wiedzą, do kogo zwrócić się o pomoc. Mają głębokie poczucie winy, taki jest mechanizm przemocy. Są przekonane, że to one są odpowiedzialne za to, co dzieje się w rodzinie, że to one zrobiły coś nie tak, sprowokowały partnera.
WP: Skąd w XXI wieku bierze się takie myślenie?
- W naszym społeczeństwie wciąż pokutuje wiele mitów na temat przemocy m.in. że to kobieta zasłużyła sobie na bicie, że to ona sprowokowała takie zachowanie partnera, że to z nią coś jest nie tak. Dlatego kobiety bardzo się tego wstydzą, mają poczucie, że są same ze swoim dramatem, że nikt im nie pomoże. W mediach celebrytki opowiadają, że gdyby doświadczyły przemocy, natychmiast zostawiłyby faceta. Dla kobiety doświadczającej przemocy to komunikat, że skoro ona tkwi w takim związku, to znaczy, że chyba chce być bita. To świadczy o totalnym braku wiedzy na temat tego, czym jest przemoc. Bita kobieta najczęściej nie może odejść od męża oprawcy, bo gdzie ona pójdzie – z dziećmi, bez pieniędzy? Jeszcze w dużych miastach są ośrodki czy schroniska dla kobiet, ale w małych miejscowościach ich sytuacja jest dramatyczna. Nie dość, że brakuje miejsc, w których mogą otrzymać pomoc, to na dodatek wszyscy wszystkich znają, a policjant to często znajomy sprawcy.
WP: A rodzina, przyjaciele?
- Maltretowane kobiety są izolowane przez sprawców, którzy robią wszystko, żeby nie miały w nikim oparcia. One są same, nie mają do kogo pójść. Rodzina i znajomi mówią: „Weź, Zośka, pozbieraj się! Co ty takie rzeczy opowiadasz, ten Heniek przecież taki fajny jest”. Sprawca przemocy na zewnątrz robi wrażenie porządnego człowieka. Ma pracę, znajomych, wszystko wygląda pięknie. Trudno uwierzyć, że wraca do domu i staje się oprawcą. WP: Przemoc tradycyjnie kojarzy się z patologią, alkoholem...
- To kolejny mit. Przemoc może się zdarzyć w każdej rodzinie. To jeden z najbardziej demokratycznych problemów społecznych. Może dotknąć zarówno osoby z wyższym wykształceniem, jak i podstawowym, mężczyźni biją po alkoholu, ale też na trzeźwo. Alkohol często stanowi wymówkę i usprawiedliwienie - byłem pijany, nie wiedziałem co robię. Jednak badania pokazują, że mężczyźni często biją tak, żeby nie zostawić śladów. Po pijaku nie byliby w stanie czegoś takiego wymyślić.
WP: Więcej przemocy jest na wsi czy w miastach?
- Do tej pory nikt tego w Polsce nie badał. Mam nadzieję, że badanie FRA to wykaże. Obejmie ono ponad dwa tysiące losowo wybranych kobiet z całego kraju – zarówno w dużych miastach, małych miasteczkach, jak i na wsi. Z moich doświadczeń - prowadzę zajęcia antyprzemocowe m.in. w wiejskich ośrodkach pomocy społecznej - wynika, że na wsi skala przemocy może być większa, a sytuacja kobiet trudniejsza. System pomocy działa tam gorzej, dostęp do instytucji jest trudniejszy, kobietom ciężej jest wyznać prawdę, wstydzą się sąsiadów, do tego dochodzi strach, bo mąż ma znajomych w policji. I często wygląda to tak, że wszyscy się domyślają, ale nikt nie reaguje. To wszystko jest zbyt skomplikowane, żeby się stamtąd wyrwać. Społeczność wiejska jest też bardziej przywiązana do tradycyjnego podziału ról kobiet i mężczyzn. Kobieta ma siedzieć być w domu i wychowywać dzieci, a mąż zarabiać na rodzinę. A badania pokazują, że dysproporcje ekonomiczne i problemy finansowe są jednym z głównych źródeł przyczyn przemocy w
rodzinie.
WP: A inne źródła? Mówi się, że przemoc jest dziedziczna - jak ktoś był bity w dzieciństwie, będzie bił jako dorosły. Zdarza się jednak i tak, że przemoc stosują mężczyźni, którzy wychowali się w normalnych domach. Dlaczego?
- Mechanizmów przemocy jest dużo, jednym z nich jest sposób, w jaki socjalizujemy chłopców i dziewczynki, od małego uczymy ich tradycyjnego podziału ról. W świadomości społecznej to, co kobiece, zawsze było gorsze. To wynika z naszej kultury. Jest w niej przyzwolenie na męską przemoc. Od małego uczymy chłopców, że mają być silni, dominujący. Już w przedszkolu wiedzą, że „dziewczyńskie” zabawki są "bleee", kolor różowy "po prostu beznadziejny" i tylko „chłopackie” zabawy są super. Możemy się z tego śmiać, tylko że później ci chłopcy wchodzą w dorosłość i sądzą, że mają prawo źle traktować kobiety, bo one według ich mniemania, po prostu są gorsze. To oczywiście nie musi prowadzić do stosowania przemocy, ale w społeczeństwie, w którym jest przyzwolenie na przemocowe zachowania mężczyzn, w którym sprawcy przemocy bardzo często nie ponoszą konsekwencji za agresywne zachowania skala przemocy wobec kobiet jest bardzo duża.
WP: Bijąc pokazują, że są lepsi?
- Mężczyzna wychowywany w tradycyjnej rodzinie, nawet jeśli nie było w niej przemocy, może mieć głęboko zakodowany model damsko-męskich relacji, w którym dokładnie określona jest rola kobiety i mężczyzny. Jeśli partnerka chce go zmienić, mężczyzna czuje, że jego pozycja słabnie, spada jego poczucie własnej wartości, rodzi się lęk. W takiej sytuacji przemoc jest sposobem walki o zachowanie swojej pozycji. Oczywiście w przypadku osób, które doświadczyły przemocy w dzieciństwie, prawdopodobieństwo, że same będą w ten sposób rozwiązywać konflikty, rośnie. Mężczyźni będą stosować przemoc, a kobiety będą się podświadomie wiązać z agresywnymi partnerami. Paradoksalnie to dla nich bezpieczna sytuacja, bo ją znają.
WP: Przemoc nie dotyczy tylko stałych związków, małżeństw. Może pojawić się już na początku znajomości.
- O ile przebiła się już u nas informacja o gwałcie w małżeństwie, który do niedawna był jeszcze podważany, to nadal nie mówi się o gwałcie na randce. Według amerykańskich badań jest to bardzo poważny problem.
WP: Czy doświadczenia z USA można odnosić do polskich realiów?
- Podejrzewam, że jeśli zaczęlibyśmy o tym głośno mówić, okazałoby się, że też mamy z tym duży problem. Polska nie jest jakimś wyjątkowym krajem pod tym względem. Prowadzę zajęcia z samoobrony i asertywności dla dziewczynek w wieku gimnazjalnym. One mają trudność z mówieniem „nie”. Chcą mieć chłopaka, bo to jest dobrze postrzegane w grupie rówieśniczej. Dlatego mimo że nie są gotowe na pierwszy stosunek, z lęku, aby go nie stracić godzą się zrobić wszystko, co on chce. Ale też często wstydzą się odmawiać lub po prostu nie potrafią postawić granicy A później w oczach swoich znajomych wychodzą na „łatwe”, „puszczalskie”. Do dorosłych boją się zwrócić, żeby nie usłyszeć: „to po coś lazła na tę randkę”, „skoro z nim poszłaś, to wiedziałaś, co się wydarzy”. Tu także wina przerzucana jest na ofiary, a nie na sprawców przemocy. Wielu młodych mężczyzn wychodzi z założenia, że jak dziewczyna mówi „nie”, to tak naprawdę znaczy „tak”. Młode kobiety są w naprawdę trudnej sytuacji. Do tego dochodzi presja kulturowa –
wiadomo, jaki obraz kobiety lansują kolorowe magazyny, a nastolatki chcą być modne. Jednak jeśli będą chodziły w krótkiej spódniczce i coś im się stanie, to będzie to ich wina, nie gwałciciela. Pamiętam przypadek samobójstwa 14-letniej Ani z Gdańska, która była molestowana przez kolegów z klasy. Jeden z ich ojców tłumaczył: „chłopaki tak mają. Muszą się wyszumieć”.
WP: Łatwiej wytłumaczyć niż potępić.
- Taki mechanizm cały czas funkcjonuje. Badałyśmy treści dotyczące gwałtów zamieszczane w „Gazecie Wyborczej” i „Rzeczpospolitej”. Okazało się, że im wyższa pozycja mężczyzny, tym społeczeństwo bardziej ustawia się po stronie sprawcy, a nie ofiary. Tak było w przypadku Anety Krawczyk, Romana Polańskiego, czy Dominique’a Strauss-Kahna. Analizuje się z detalami, jak zachowywała się kobieta, czy to przypadkiem nie była jej wina. Oko reflektora skierowane jest wyłącznie na nią, nie na sprawcę. To daje przyzwolenie na przemoc. Usprawiedliwia sprawców i daje sygnał kobiecie, że ona nie dojdzie swoich praw, że jest bez szans.
WP: Procedury policyjne, prokuratorskie są obecnie bardziej przyjazne dla ofiar przemocy domowej, gwałtów? Są szkolenia np. jak traktować taką kobietę, żeby nie dokładać jej stresu?
- Niby jest lepiej, ale wszystko zależy od tego, na kogo się trafi. To nie jest jeszcze rozwiązane systemowo. Jeśli będzie to empatyczny policjant czy policjantka, po dobrym szkoleniu to kobieta zostanie dobrze potraktowana. Jeśli nie, to pojawi się cała masa problemów, łącznie z przerzuceniem winy na ofiarę i wypytywaniem: „czy była pani pod wpływem alkoholu?”, „jak była pani ubrana?” itp. WP: Do Feminoteki zgłaszają się kobiety, które zostały tak potraktowane?
- Oczywiście. Kobiety opowiadają nam o swoich wstrząsających doświadczeniach. Nie dość, że przeżyły piekło, to jeszcze doświadczają przemocy instytucjonalnej od osób, które mają im pomóc. To dla nich kolejna trauma. Zgwałcona kobieta powinna otrzymać od policji leki przeciwko zakażeniu się wirusem HIV oraz tabletkę „72 po”, która zapobiega zajściu w niechcianą ciążę. Znamy przypadki, że kobieta nie dostawała ich na miejscu, ale była odsyłana do szpitala, lekarz z kolei kierował ją znów na policję. W związku z tym 90% kobiet nie zgłasza gwałtu, nie chcąc narażać się na tego typu stres, a często i upokorzenie.
WP: Sytuację zmieniłaby zmiana przepisów karnych wprowadzająca ściganie gwałcicieli z urzędu. Obecnie przestępstwo musi zgłosić osoba pokrzywdzona. Z taką propozycją nowelizacji przepisów dotyczących gwałtu zwróciła się w otwartym liście do ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina grupa parlamentarzystów PO.
- Jeśli wprowadzimy tę zmianę, będzie to duży krok na przód, ale trzeba pamiętać, że sama zmiana prawa nie rozwiąże problemu. Musi iść za tym konkretne wsparcie psychologiczne, prawne, ochrona dla ofiar gwałtu. Rolą państwa i instytucji jest zagwarantować kobiecie takie warunki, by mogła dochodzić swoich praw.
WP: W broszurze europejskiego programu Daphne zajmującego się przeciwdziałaniem przemocy w rodzinie jest zapis: „Szczególnie istotne jest, aby kobiety i dzieci doświadczające przemocy w swoich rodzinach miały łatwy i darmowy dostęp do bezpiecznego zakwaterowania, poradnictwa i pomocy prawnej”. Czy kobiety w Polsce mogą liczyć na pomoc ze strony państwa i odpowiednich instytucji?
- System pomocy dla ofiar przemocy cały czas kuleje, jest na niego za mało pieniędzy. Brakuje schronisk i miejsc, do których kobiety mogą się udać. Pamiętajmy, że jeśli kobieta ucieka z dziećmi z domu, najczęściej zostaje bez środków do życia. Musi znaleźć pracę, zadbać o dzieci, załatwić im przedszkole, szkołę. Bez pomocy prawnej i psychologicznej bardzo trudno wyjść jej na prostą. Ofiary przemocy seksualnej wymagają specyficznego podejścia i olbrzymiej wiedzy. Nie wystarczy im jedno czy dwa spotkania z psychologiem, najczęściej potrzebna jest wielomiesięczna terapia. Z tym jest bardzo poważny kłopot.
WP: Policyjne statystyki pokazują, że teoretycznie liczba ofiar przemocy domowej się zmniejsza. Według procedury "Niebieskiej Karty" w 2002 r. zgłosiło się 67 tys. kobiet, w 2005 r. - 91 tys., w 2010 r. – 82 tys. Powinniśmy się chyba cieszyć?
- Te liczby nie oznaczają, że kobiet doświadczających przemocy jest mniej, ale raczej, że nie działają nasze procedury. To doświadczenie wszystkich krajów. Jeśli prowadzi się szerokie kampanie antyprzemocowe, zwiększa się liczba zgłoszeń. Na niedawnej konferencji rzeczniczka jednej z komend policji stwierdziła, że jej województwo wypada najgorzej, ponieważ jest u nich założonych najwięcej niebieskich kart. Tymczasem jest przeciwnie – wysokie statystyki dowodzą, że kobiety mają zaufanie do policji, funkcjonariusze są dobrze wyszkoleni i prawidłowo reagują. Jeśli instytucje będą dobrze działały, statystyka zawsze będzie rosła.
WP: Czyli nie możemy powiedzieć, że w ciągu ostatnich pięciu lat liczba kobiet, wobec których stosowana się przemoc obniżyła się?
- Nie mamy takich badań. Przedstawicielka Feminoteki była niedawno na międzynarodowej konferencji dotyczącej przemocy wobec kobiet w Waszyngtonie, na której mówiło się wręcz o pandemii przemocy wobec kobiet. Dopiero teraz, gdy zaczynają sprawniej działać instytucje i zmienia się nastawienie społeczne, zaczynamy widzieć nieprawdopodobną skalę tego zjawiska. Obecne statystyki to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Czy sytuacja się zmienia, mogą nam pokazać badania jakościowe, w których pytamy o nastawienie społeczeństwa do przemocy. Jeśli społeczeństwo jest uświadomione, zdaje sobie sprawę, ze skali przemocy, nie powiela mitów i stereotypów na ten temat, zna swoje prawa, wtedy możemy powiedzieć, że coś się zmienia.
WP: Z badań instytutu SMG/KRC przeprowadzonych w listopadzie 2011 r. na zlecenie Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej wynika, że co piąty Polak uważa przemoc w rodzinie za normę, a jedna czwarta czuje się zwolniona z obowiązku reagowania na przemoc, uznając, że sprawca może mieć rację. To szokujące dane.
- To kwestia zaniedbania państwa w tym obszarze. Od 2005 r. nie było ogólnopolskiej rządowej kampanii dotyczącej zjawiska przemocy wobec kobiet. Musimy zacząć edukować społeczeństwo i instytucje, zwrócić uwagę na wychowanie chłopców. Dlaczego stosują przemoc? Więzienia są zapełnione mężczyznami, a nie kobietami. To mężczyźni jeżdżą brawurowo, mają więcej wypadków, podejmują częściej ryzykowne działania, biją nie tylko kobiety, ale biją się także między sobą. Niedługo zobaczymy kibiców podczas Euro 2012. Powinniśmy uczyć też dziewczynki, na co powinny zwracać uwagę, żeby uniknąć przemocy ze strony partnera.
WP: Wydaje się, że wraz z równouprawnieniem i coraz silniejszą pozycją kobiet powinny one być bardziej świadome swoich praw.
- Nikt nas nie uczy, jakie są mechanizmy przemocy, jakie są pierwsze niepokojące sygnały, kiedy reagować i stawiać granice.
WP: A mężczyźni reagują na agresywne zachowania swoich kolegów wobec kobiet?
- Boją się reagować. Nie chcą wyjść na mięczaków albo usłyszeć, że wtrącają się w nie swoje sprawy. Dużą rolę odgrywa też lęk przed utratą męskiej twarzy. Robiłyśmy w zeszłym roku kampanię „Stop gwałtom” skierowaną do mężczyzn. Prosiłyśmy ich także o to, by przysyłali swoje propozycje, uwagi itp. Nie przyszedł ani jeden mail. Są oczywiście strony takie jak „Damskim bokserom mówimy nie”, czy feminiści, ale to nic w porównaniu z tym, co dzieje się na świecie, np. w USA jest ponad 100 męskich grup działających przeciwko przemocy wobec kobiet. W Polsce to dopiero się zaczyna.
WP: Polska nadal nie podpisała Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej przyjętej przez Radę Europy w kwietniu 2011 roku. Rząd zdaje sobie sprawę z konieczności podjęcia działań związanych z sytuacją kobiet?
- Premier powiedział, że chce, żeby Konwencja została przez Polskę podpisana, zobaczymy. Myślę jednak, że opor wśród polityków będzie duży.
WP: Dlaczego?
- Po pierwsze Konwencja wymusza zmianę naszego prawa. Jest w niej też punkt mówiący o przemocy ze względu na płeć, z którym nie zgadzali się w zeszłym roku przedstawiciele Polski. Chcieli, żeby zmienić go na przemoc w rodzinie. To jest solą w oku wielu polskich polityków. Konwencja nakłada też obowiązek zapewnienia odpowiednich środków finansowych na ochronę ofiar przemocy, stworzenie wystarczającej liczby schronisk itd.
WP: Przedstawiciele Komisji Europejskiej twierdzą, że przemoc w rodzinie jest obecnie jednym z głównych wyzwań Europy.
- Badania FRA to wynik nacisków i prac organizacji kobiecych oraz lobby zajmującego się przeciwdziałaniem przemocy wobec kobiet. Do tej pory nie można było nawet porównać danych, ponieważ badania w każdym kraju prowadzone były innymi metodami. Nastawienie Unii się zmienia, podejmuje konkretne działania, chce sprawdzić, jak sytuacja wygląda we wszystkich państwach UE. To dobry znak.
Rozmawiała Paulina Piekarska, Wirtualna Polska
Fundacja Feminoteka działa na rzecz likwidacji dyskryminacji ze względu na płeć i przeciwdziałania przemocy wobec kobiet. Wspiera i upowszechnia problematykę kobiecą i gender oraz wspomaga udział kobiet w życiu publicznym i kulturalnym. Fundacja prowadzi też telefon interwencyjny dla kobiet doświadczających przemocy. Pod numerem 0 789 306 566 od poniedziałku do piątku w godzinach 13.00-19.00 pracownice Feminoteki udzielają bezpłatnych porad prawnych i psychologicznych.