Przenajświętsza Rzeczpospolita - Maleńczuk dla WP
W zeszłym tygodniu. Tak to prawda. W zeszłym tygodniu nie dotarłem na miejsce. W zeszłym tygodniu byłem cholernie zajęty. Czasem trzeba pojechać do Mrągowa i zamienić na chwilę w Johny Cash. Nie odmieniam, nie odmieniałem i nie będę odmieniał nazwisk. Chętnie dokonałbym też małych poprawek w zasadach języka, jakiego używamy.
09.08.2006 06:25
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dygresja. Przemieniony w Johny Cash brylowałem na imprezie Country. Tam przyniósł mi Schwartz owo dzieło. Ów tom. Cegłę, która waży wiele. Czytałem ją w piątek. Czytałem w niedzielę. Łaziłem po plaży i szukałem dla siebie chwili, aby znów pogrążyć się w plugawej wizji autora. Zaiste cierpiałem wraz z fachowym piórem opisanymi postaciami tej historii. Polazłem z plaży do pokoju – siedziałem i czytałem i coraz bardziej mi coś świtało. A im bardziej mi świtało, tym bardziej czytałem. Historię o ludzkich wszach – miernych lecz wiernych, które mogą pogryźć, ale nie mogą zagryźć.
Optymistyczne nieprawdaż? A gdyby tak wesz rozrosła się do takich rozmiarów, iż mogłaby pożerać ludzi – czyż nie czyniła by tego zajadle? Czyż nie pożerałaby wszystkich po kolei, aż do ostatniego? Lecz na jej drodze – staje druga wesz. Jest genetycznie i cybernetycznie zmodyfikowana. Nasza weszka natychmiast leci do doktora, żeby sobie zrobić tak samo. Lecz nieobca jej fantazja. Spiłowuje sobie ząbki w bardzo ostre igiełki. Bohaterowie umierają na potęgę, poeci otrzymują znak OZ – osobnik zbędny. Kierowani są do kopalni. Panoszą się wszy w ludzkiej skórze.
Meczet Notre Dame wraz z pięcioma tysiącami wiernych właśnie wyleciał w powietrze. Bardzo porządna eksplozja, a może to było pięćdziesiąt tysięcy? Na stadionie w Hajfie zapłonął stos z ludzkich ciał – nie pamiętam już jakiej narodowości. Ludzi wbija się na pal, lecz jeśli wcześniej byli u doktora, mogą rozłączyć receptor bólu. Rosjanie oprócz modyfikacji cielesnych zmodyfikowali swój system w klanowy i posilają się mózgami dzieci, którym niczym małpom wyjadają mózgi przy wtórze jęku torturowanych ludzi.
Wizja Polski przedstawiona przez autora jest nad wyraz gorzka. Jest to świat równoległy – w dzisiejszych czasach nie może przecież coś takiego dziać się naprawdę. Oby. Bo gdyby się stało – czyż nad Warszawą nie rozpięto by kopuły chroniącej władzę przed zdegenerowanym ludem i rudym żrącym deszczem, przed atmosferą zatrutą przez uruchomione na nowo komunistyczne fabryki-molochy.
Czy każdy telefon nie byłby na podsłuchu? Czy garstka nie opływałaby w zaszczyty gdy masa pasiona intelektualną brukwią spływa do ścieku Historii? Czy nie odbywałby się exodus do lepszego świata? Czy uwikłani w seminaryjne romanse duchowni nie szpiegowaliby na siebie nawzajem i poprzez powszechną i obowiązkową spowiedź nie kontrolowali prostaków? Czy prostacy nie okazaliby się krnąbrni i nie podjęli ruchu oporu ukryci gdzieś w kanałach – na samym dnie ludzkiego gówna i szczyny. Czyż nie zakwitłby na nowo kwiat rewolucji? Jedna eksplozja więcej jedna mniej, któż je zliczy? Dylemat – kiedy donieść i na kogo zaiste spędza bohaterom sen z oczu. Czasem donos spycha do rynsztoka czasem prosto do Sali operacyjnej u fryzjera nowych twarzy. Tak się zaczyna kariera. Czasem warto się spóźnić na przyjęcie. Zwłaszcza jeśli pozostaje po nim krater. Ten co się stara – od niego wara. W tym wszystkim człowiek i jego wiara. Śląsk przemieniony w olbrzymi obóz karny. Suwalszczyznę i jej roponośny potencjał sprzedajemy na
giełdzie tak, jakbyśmy nie robili tego już od stuleci z umysłami naszych najlepszych ludzi. Prawdziwy artysta nigdy nie jest pokorny. Tak – potrzebuje uwielbienia. Nie umie żyć nienawiścią. Stanowi ona dla niego balast, którego unieść nie zdoła. Przetrwa wszędzie, jeśli skosztuje, jak tak naprawdę ciężar ten smakuje. Zaczyna wtedy paść się nienawiścią, która go otacza, a ciężki to chleb. Sztuka jego staje się nieszczera, podszyta podtekstami, najeżona prowokacją niczym pancerna wesz w świecie sztuki. Taki przetrwa nawet na jałowej ziemi. Z braku lepszego pożywienia zżerał będzie samego siebie po kawałku. Zadowoli się byle ścierwem. Zawrze pakt z Tym Co Światło Niesie i smaży się w piekielnym ogniu za życia, pławi się raczej, gdyż odłączył już dawno receptor bólu. Nie ma litości, bo to niegodne prawdziwej sztuki i zawsze na koniec zwycięża poprzez własną śmierć. Tylko jego kule są święte, bo zatopiono w ich ołowianej maci sproszkowane genitalia Świętego Człowieka. Nigdy nie używane! Przez to śmiertelnie
skuteczne. Czy odważysz się zabić własnego diabła, który przysporzył ci w życiu tylu korzyści?
„Polska skazana na dwubiegunowość, gdzie jedną stronę sceny okupuje postkomunistyczna hołota, zbratana z pseudointelektualistami z tzw. Środowiska Gazety Wyborczej, a po drugiej stronie tkwią polityczne błazny związane z Radiem Maryja. Wybór to zaiste między dżumą a cholerą”.*
„Być może na nic innego po prostu sobie nie zasłużyliśmy”.* Stronię od cytatów lecz darować sobie, ani Wam drodzy Czytelnicy, nie mogłem. Jeśli chcecie więcej, to z całego swojego opancerzonego i gotowego na wszystko serca polecić wam mogę książkę – Jacek Piekara „Przenajświętsza Rzeczpospolita”, z której pochodzą te dwa krótkie cytaty. Oznajmiam jednocześnie, iż świadomie użyłem cytatu zdając sobie sprawę z odpowiedzialności karnej i intelektualnej i czynię to bez zgody i wiedzy autora. Zdania cytowane ująłem w cudzysłów. Nie jest to też artykuł na zamówienie. Proszę o łagodny wymiar kary, np. spotkanie z autorem.
Dla mnie (a jestem kimś) jest to najlepsza książka, jaką ostatnio czytałem. Świetny język, idiotyczne imiona bohaterów – drażniące i irytujące, jak i oni sami.
- Jacek Piekara, „Przenajświętsza Rzeczpospolita", Wydawca Red Horse, maj 2006
Maciej Maleńczuk dla Wirtualnej Polski