Przemiana Beaty Szydło, czyli droga do władzy
Przemiana Beaty Szydło w polityka działającego na
zapleczu w jedną z głównych rozgrywających dokonała
się w zaledwie kilka miesięcy - czytamy we "Wprost". W tym czasie wykazała
się pracowitością i zdolnością do szybkiego uczenia się.
27.10.2015 | aktual.: 28.10.2015 17:35
- Jeszcze dwa tygodnie temu zaczęły się pojawiać w otoczeniu prezesa głosy, że jeśli nie będziemy mieli większości parlamentarnej, to premierem powinien zostać ktoś inny, choćby Gliński. Bo Szydło nie udźwignie tak trudnej koalicji. Ale debaty na tyle ją wzmocniły, że tego rodzaju wątpliwości zniknęły - mówi bliski współpracownik prezesa PiS.
Aby zrozumieć, w jaki sposób Beata Szydło ze skromnego, drugoligowego polityka stała się jedną z głównych rozgrywających w polskiej polityce, musimy cofnąć się do zwycięstwa w wyborach prezydenckich Andrzeja Dudy.
Ten moment stał się kluczowy zarówno dla kandydatki na premiera PiS, jak i całej partii. Sukces rozbudził nadzieje w ugrupowaniu Jarosława Kaczyńskiego, a samego prezesa skłonił do refleksji, że w polityce przyszedł czas na nowe, nieograne do tej pory nazwiska.
Beata Szydło była naturalnym kandydatem. - W kampanii prezydenckiej pokazała się jako osoba nad wyraz pracowita. A właśnie kogoś takiego Kaczyński potrzebował do kierowania rządem, kogoś, kto będzie doglądał każdego ministerstwa - opowiada nasz rozmówca.
Kolejnym powodem, dla którego prezes PiS zdecydował się na Beatę Szydło, było to, że stała się ona twarzą sukcesu. Na tej fali zwycięstwa PiS postanowiło dopłynąć do wyborów parlamentarnych.
Szydło nie była samograjem
Kampania początkowo przypominała kalkę prezydenckiej. - A w czasie niej Szydło pokazała, że nie ma tej błyskotliwości, którą ma Duda. Nie była samograjem jak on. Ale nie miała też wpadek - opisuje jeden z polityków uczestniczących w jej kampanii. Dużym plusem Beaty Szydło miało być to, że bezgranicznie ufała swoim współpracownikom i wykonywała ich wszystkie zalecenia. Szydło charakterologicznie jest dobrym materiałem do kreowania. Nie wymyka się spod kontroli sztabowców, robi to, co zalecają. I, co istotne, w sztabie nie było konfliktów. Wszyscy grali do jednej bramki - mówi polityk prawicy.
Zaufanie do współpracowników ze strony Beaty Szydło łatwo można było dostrzec podczas wyjazdów w Polskę. Gdy podczas podróży pociągiem do Radomia padło pytanie o deklaracje córki Ewy Kopacz, która powiedziała, że jeśli PiS dojdzie do władzy, ona wyjedzie z kraju, Szydło rzuciła odpowiedź podsuniętą przez doradcę Krzysztofa Łapińskiego: "W czasie rządów PO-PSL moi synowie nie wyemigrowali". Trudne pytania podczas konferencji Łapiński często brał na siebie. Zdarzało się nawet, że podczas spotkania z seniorami w Makowie Mazowieckim rzucił do dziennikarza TVN, żeby był bardziej obiektywny.
"Damy radę" spodobało się prezesowi
Ale na samym odpieraniu pytań dziennikarzy oczywiście praca sztabowców się nie kończyła. Beata Szydło musiała zbudować swój wizerunek osoby ciężko pracującej. Dlatego odmalowywała ściany szkoły podstawowej w Pcimiu.
Wtedy pojawiło się hasło kampanii PiS "Damy radę". - Spodobało się nawet prezesowi. Zaczął je powtarzać, bo myślał, że jest młodzieżowe - mówi jeden z działaczy PiS.
Potem by dotrzeć do młodego elektoratu, sztab Beaty Szydło zorganizował tweetup. Pomysł był podobny do tego z kampanii prezydenckiej, ale nie zgromadził tłumów. A podczas spotkania z internautami Beata Szydło miała oglądać mecz. Choć tweetup nie przebił się w mediach, to internet obiegły zdjęcia kandydatki na premiera PiS z szalikiem na szyi i piwem w dłoni.
Szydło zdawała sobie sprawę, że prowadzi w sondażach, ale PiS już parę razy taką przewagę tracił. Musiała wiec nie tylko umacniać swoją pozycję, ale też stale atakować Platformę. To dlatego otworzyła restaurację "Ewa i Przyjaciele", która nawiązywała do nazwy restauracji "Sowa i Przyjaciele", w której nagrane zostały rozmowy polityków koalicji rządowej. Otwarty w Warszawie lokal przypominał wyborcom o aferach, w jakich uczestniczyli politycy PO i PSL w ciągu dwóch kadencji swoich rządów. W restauracji można zobaczyć między innymi opiewające na duże sumy rachunki za posiłki polityków Platformy i PSL.
Są tam też podobizny polityków nagranych na taśmach, automaty do gry przypominające aferę hazardową i pusty sejf Amber Gold. Lokal odwiedzają nie tylko zatwardziali zwolennicy PiS, ale również zwykli przechodnie. Bardzo często młodzi. Skąd tyle niestandardowych pomysłów u współpracowników Beaty Szydło? O to pytamy polityka znającego kulisy pracy sztabu.
- Sztab PiS wynajął nowe firmy PR-owskie. A te zajęły się spotami, pomagały przy realizacji kampanijnych pomysłów, a nawet zajęły się kampanią PiS w internecie - mówi rozmówca "Wprost".
Debata, czyli ostatnie starcie
Ostatnim elementem kampanii Beaty Szydło były debaty. Do nich zdaniem naszego informatora kandydatkę PiS miał przygotowywać doktor Marek Kochan. Pytany przez "Wprost", czy szkolił Beatę Szydło do debaty, krótko ucina: - Nie komentuję polityki.
Podczas rozmowy kandydatki PiS i kandydatki PO wpływ doradcy był jednak zauważalny. – Beata przed debatą była oswajana ze stresem, a dokładniej poddawana bardzo dużemu stresowi, żeby podczas rozmowy w telewizji nie puściły jej nerwy. Dostała kilka kluczowych porad, przede wszystkim, by zaczęła się uśmiechać. Wcześniej był z tym kłopot. I żeby miała nieodłączny kontakt z kamerą, czyli z widzem. Wyrobiła się też w mowie ciała. W debacie przygotowanie merytoryczne nie zawsze decyduje o zwycięstwie. Kluczowe znaczenie ma wizerunek – mówi współpracujący z nią polityk.
Zwycięstwo w starciu z Ewą Kopacz otworzyło jej drogę do władzy. Jej współpracownicy podkreślają, że uczy się bardzo szybko, a co najważniejsze potrafi wzbudzić zaufanie współpracowników.
Joanna Miziołek
Czytaj także w tygodniku "Wprost":
Nowa generacja islamistów. Dzieci szkolone do dżihadu