Przełom w kampanii Cimoszewicza
Polsce udało się przełamać bojkot, jakiemu był poddawany nasz kandydat w chadeckiej frakcji w RE.
Przełom w kampanii Włodzimierza Cimoszewicza o fotel sekretarza generalnego Rady Europy. Do tej pory największą przeszkodą na drodze do zwycięstwa był brak poparcia Europejskiej Partii Ludowej (EPP). Jak dowiedziała się "Polska", na zakończonym w czwartek posiedzeniu prezydium EPP zapadła decyzja o zaproszeniu Polaka i jego kontrkandydata na wspólną dyskusję o przyszłości Rady. Obserwatorzy podkreślają: Polak do takiej debaty jest lepiej przygotowany.
Do tej pory kością niezgody był sposób, w jaki potraktowany został Luc van den Brande. Ten wywodzący się z Belgii przywódca chadeckiej frakcji w zgromadzeniu parlamentarnym Rady uchodził za murowanego faworyta do zostania szefem RE. Jednak w czerwcu zmieniono kryteria będące podstawą wyboru sekretarza generalnego (przyjęto zasadę, że może być nim tylko były premier lub prezydent jednego z państw członkowskich) i nieoczekiwanie zrobiło się miejsce dla Cimoszewicza. Jednak nie pogodził się z tym van den Brande - i wszystkimi sposobami sabotował jego kandydaturę.
Sytuacja była do tego stopnia napięta, że do tej pory Cimoszewicz nie przedstawił swego programu na forum chadeckiej frakcji. - Proponowaliśmy takie spotkanie kilkukrotnie, ale za każdym razem w odpowiedzi słyszeliśmy: nie ma takiej potrzeby - opowiada senator Piotr Wach, wiceprzewodniczący polskiej delegacji w Radzie Europy.
Punkt kulminacyjny tego konfliktu miał miejsce w tym tygodniu. Od poniedziałku w Paryżu odbywały się kolejne spotkania różnych ciał Rady. Rej na nich wodził van den Brande. W obradach biura Zgromadzenia Parlamentarnego RE postawił wniosek, by wykreślić z programu obrad Rady mających się odbyć między 29 września a 2 października punkt o wyborze szefa RE. W głosowaniu ta propozycja przepadła stosunkiem głosów 13:5 (trzy osoby się wstrzymały). Po głosowaniu wywiązała się burzliwa dyskusja między van den Brandem i Hiszpanem Lluísem Marią de Puigiem, przewodniczącym parlamentu RE. Ten ostatni obstawał, by pozostawić ten punkt obrad. W końcu obrażony i zdenerwowany van den Brande wyszedł z sali przed końcem obrad.
Nie przeszkodziło to jednak mu wziąć udziału w posiedzeniu prezydium EPP. Tam przedstawił jeszcze bardziej radykalną propozycję. Otóż zaproponował, by poddać głosowaniu sposób, w jaki cała chadecka frakcja będzie zachowywać się podczas wyboru szefa RE. I zaproponował trzy opcje: odwołanie głosowania, solidarne wstrzymanie się od głosu w wyborach albo poparcie kandydata socjalistów Thornbjorna Jaglanda.
Ostatecznie żadna z tych propozycji, mimo stanowczych wezwań van den Brandego, nie znalazła uznania. - Członkowie prezydium nie dali się ponieść emocjom, lecz myśleli racjonalnie. Dostrzegli, że żadna z propozycji van den Brandego nic ich frakcji nie daje - podkreśla Dariusz Lipiński, przewodniczący polskiej delegacji w RE i wiceprzewodniczący EPP.
Gdy udało się opanować zamieszanie wywołane propozycją van den Brandego, Lipiński wysunął swoją propozycję. Ponowił on wniosek, kilkukrotnie wcześniej wysuwany przez polskich przedstawicieli, by członkowie EPP spotkali się z Cimoszewiczem. I okazało się, że wniosek został przyjęty. - Zapadła decyzja, że przed głosowaniem deputowani naszej frakcji porozmawiają zarówno z Cimoszewiczem, jak i z Jaglandem. Nie ukrywam, że traktuje to jako duży sukces - podkreśla Lipiński.
Co jest powodem tak nagłej wolty stanowiska EPP? Nadchodzące zmiany na jej szczycie. Już wiadomo, że szefem tej frakcji niedługo przestanie być tak niechętny Cimoszewiczowi van den Brande. Zasadą jest bowiem, że w parlamencie Rady zasiadają deputowani z krajów członkowskich. Tymczasem Belgowi wygasł mandat senatora - nie ma więc podstawy do tego, by mógł dalej zasiadać w zgromadzeniu parlamentarnym RE.
Wszystko wskazuje na to, że jego następcą w fotelu szefa EPP w Radzie zostanie Francuz Jean-Claude Mignon. Gdyby tak się stało, byłaby to bardzo dobra wiadomość dla polskiej kandydatury. Mignon bowiem w przeciwieństwie do van den Brandego nie ukrywa swej sympatii do naszego kraju. - On jest merem miejscowości Dammarie-les-Lys, w której mieszka duża grupa polskich emigrantów. Ma z nimi świetne relacje. Stąd sympatia do nas - opowiada jeden z polskich dyplomatów.
Walka o stanowiska sekretarza generalnego RE będzie trwała do samego końca. Kluczowa pewnie okaże się debata między oboma kandydatami na forum EPP, którą wstępnie zaplanowano na dzień przed wyborami. Ten moment może okazać się decydujący dla losów Cimoszewicza. - Bardzo nam zależało na doprowadzeniu do takiej konfrontacji, gdyż Polak powinien wypaść w niej korzystniej. Jest lepiej przygotowany do tego stanowiska, sprawniej włada angielskim, ma także większe doświadczenie w pracach RE. Delegaci naocznie przekonają się o jego zaletach - podkreśla dyr. Marcin Nawrot, który nadzoruje w MSZ kampanię Polaka.
Agaton Koziński
Polecamy w wydaniu internetowym www.polskatimes.pl: Cimoszewicz o krok bliżej fotela szefa Rady Europy