Przedłuża się przerwa w procesie ws. Grudnia '70
Kolejne zwolnienie lekarskie sędziego jest
powodem przedłużającej się przerwy w trwającym od 2001 r. w
Warszawie procesie w sprawie masakry robotników Wybrzeża w
grudniu 1970 r., w którym odpowiada m.in. gen. Wojciech
Jaruzelski.
04.11.2007 | aktual.: 04.11.2007 10:13
Jak dowiedziała się PAP w źródłach sądowych, zwolnienie sędziego potrwa co najmniej do połowy listopada. Poprzednie przerwy wywołane taką przyczyną trwały od końca listopada 2006 r. do stycznia 2007 r.; od stycznia do kwietnia tego roku oraz od czerwca do wakacji. Po wakacjach nie zdołano przeprowadzić żadnej rozprawy, mimo że planowano je pierwotnie na kilka dni w każdym tygodniu.
Przeniesiony z Gdańska proces o "sprawstwo kierownicze" masakry robotników trwa przed Sądem Okręgowym w Warszawie od jesieni 2001 r. Na ławie oskarżonych zasiadają: ówczesny szef MON gen. Jaruzelski, wicepremier Stanisław Kociołek, wiceszef MON gen. Tadeusz Tuczapski oraz trzej dowódcy jednostek wojska tłumiących robotnicze protesty. Nie przyznają się do winy. Odpowiadają z wolnej stopy. Grozi im nawet dożywocie.
84-letni Jaruzelski - który nie musi stawiać się na rozprawy, choć czasami przychodzi - wiele razy mówił, że proces ten zakończy się z "powodów biologicznych".
Od sześciu lat trwają żmudne przesłuchania świadków - głównie robotników Wybrzeża, żołnierzy i milicjantów. W akcie oskarżenia prokuratura wniosła o przesłuchanie ok. 1110 osób. W 2004 r. sąd oddalił wniosek prokuratora Bogdana Szegdy, by ograniczyć ich liczbę do ok. 150. Dotychczas przesłuchano ok. 700 świadków. Ostatnio sąd postanowił, że można ograniczać się do odczytania zeznań tych świadków, którzy się nie stawią - bez ich ponownego wzywania do sądu.
12 grudnia 1970 r. rząd PRL ogłosił drastyczne podwyżki cen na artykuły spożywcze, co wywołało demonstracje na Wybrzeżu. Według oficjalnych danych, na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga zginęły 44 osoby, a ponad 1160 zostało rannych. W PRL nikogo nie pociągnięto za to do odpowiedzialności. Możliwość taka powstała dopiero po przełomie 1989 r.
W 1995 r. do Sądu Wojewódzkiego w Gdańsku trafił akt oskarżenia przeciw 12 osobom. Żaden z oskarżonych nie zgodził się z zarzutami. Sąd w Gdańsku zebrał się po raz pierwszy w 1996 r., jednak proces długo nie mógł ruszyć z powodów formalnych. Na rozprawy m.in. nie stawiali się oskarżeni, tłumacząc się złym stanem zdrowia i podeszłym wiekiem. W końcu gdański proces zaczął się w czerwcu 1998 r. W 1999 r. przeniesiono go do Warszawy, gdzie w 2001 r. ruszył na nowo - sprawy kilku chorych podsądnych kolejno z niego wyłączano.
W akcie oskarżenia napisano, że zgodnie z prawem PRL tylko Rada Ministrów mogła podjąć decyzję o użyciu broni; w 1970 r. uczynił to szef PZPR Władysław Gomułka. Żadna z osób obecnych na posiedzeniu ścisłych władz PZPR nie zgłosiła sprzeciwu wobec tej decyzji, także gen. Jaruzelski. On sam wyjaśniał, że nie podał się do dymisji w sprzeciwie wobec decyzji Gomułki, bo uważał, iż "byłby to nic nie znaczący gest, gdyż wtedy ministrem obrony zostałby gen. Grzegorz Korczyński, który bezwzględnie realizowałby polecenia Gomułki". Jaruzelski zapewniał też, że podjął kroki w celu "złagodzenia" decyzji Gomułki: pierwsze strzały miały być oddawane w powietrze, potem w ziemię, następne - w nogi demonstrantów, a dopiero potem bezpośrednio w nich.
Jaruzelskiego czeka też inny proces. Ponad 25 lat po wprowadzeniu stanu wojennego jego główni inicjatorzy i wykonawcy, w tym Jaruzelski, 82-letni b. szef MSW Czesław Kiszczak i 80-letni Stanisław Kania, b. sekretarz PZPR zostali w kwietniu tego roku oskarżeni przez IPN za jego bezprawne wprowadzenie.
Jaruzelski jest oskarżony m.in. o kierowanie "związkiem przestępczym o charakterze zbrojnym, mającym na celu popełnianie przestępstw" - za co grozi do 10 lat więzienia. W 2006 r., gdy IPN stawiał mu zarzuty, Jaruzelski odrzucał je. Mówił, że jeśli dojdzie do procesu, będzie to "sąd moralny" nad "tymi w mundurach i bez mundurów" oraz z "milionami, którzy poparli stan wojenny".
Akta procesu krążyły ostatnio między stołecznym sądem rejonowym (dokąd pierwotnie trafił akt oskarżenia), a okręgowym, który zwrócił mu sprawę. Nadal jednak nie wiadomo, kiedy i przed którym sądem proces będzie mógł się zacząć. W ostatnich latach ze stołecznych sądów rejonowych do okręgowego przeniesiono m.in. procesy: Lwa Rywina, b. szefa MSW Andrzeja Milczanowskiego, b. wiceminister kultury Aleksandry Jakubowskiej, b. szefa Agencji Wywiadu Zbigniewa Siemiątkowskiego, b. ministra gospodarki i skarbu Wiesława Kaczmarka. Za każdym razem uzasadniano to wagą sprawy i jej skomplikowaniem. W sądach rejonowych orzekają młodzi sędziowie, często asesorzy (czyli jeszcze przed formalną nominacją sędziowską); w okręgowym - sędziowie doświadczeni.