Przebrany za taksówkarza złapał złodzieja aut
Na ul. Legionów rozegrały się sceny niczym z filmu sensacyjnego. Przebrany za taksówkarza prywatny detektyw Waldemar Czerwiński urządził zasadzkę na złodziei samochodów. Po krótkiej walce zatrzymał przestępcę, który zgłosił się po „wykupkę” za skradzione auto.
21.10.2003 07:51
Białego fiata temprę na krakowskich numerach rejestracyjnych skradziono w nocy z soboty na niedzielę z ul. Piotrkowskiej. Złodzieje musieli znać się dobrze na robocie, gdyż niepostrzeżenie odjechali autem, w którym był zamontowany alarm, immobilizer i jeszcze inne urządzenia.
– W czwartek jeden ze złodziei zadzwonił na numer mojego telefonu domowego. Żeby udowodnić, że ma mój samochód podał kilka szczegółów dotyczących auta znanych tylko dla mnie – opowiada 19-letnia studentka, właścicielka auta.
Za zwrot samochodu przestępcy zażądali 6 tys. zł. Gdy po negocjacjach zgodzili się obniżyć stawkę do 4 tys. zł, dziewczyna o pomoc zwróciła się do prywatnego detektywa Waldemara Czerwińskiego.
– Przestępcy telefonowali jeszcze dwukrotnie. Z moją klientką po odbiór gotówki umówili się na ul. Jerzego. Powiedzieli, żeby „nie robiła głupstw” i przyjechała taksówką – opowiada Waldemar Czerwiński.
Detektyw i jego ludzie nie mieli dużo czasu. Jeden ze swoich samochodów szybko okleili oznakowaniami „Taxi” i na jego dachu zamontowali koguta. W rolę taksówkarza wcielił się detektyw Czerwiński. Na miejsce spotkania podjechał ze studentką. Tam po kilku minutach oczekiwania podszedł do nich młody, szczupły, krótko ostrzyżony mężczyzna w ciemnej kurtce, czarnych spodniach i sportowych butach.
– Był bardzo pewny siebie. Wysiadłem z samochodu, pokazałem mu pieniądze i poprosiłem, żeby zaprowadził nas do auta. Stało na ul. Legionów w pobliżu hotelu – kontynuuje prywatny detektyw.
Dalej akcja potoczyła się w filmowym tempie. Waldemar Czerwiński podbiegł do złodzieja, powalił go na ziemię i zakuł w kajdanki. Kilka minut później przestępcą „zaopiekowali” się policjanci.
(em)