Przebiśniegi z Październikowego Placu
Podziękujcie Polakom za wsparcie naszej nadziei – Valentina i Paval podają dyskretnie znaczek „Swaboda” z zakazanymi barwami Białorusi w tle. Sto metrów dalej trwa już trzecia koronacja Aleksandra.
21.04.2006 12:56
Kilka telefonów przed wyjazdem na Białoruś utwierdza mnie w przekonaniu, że muszę tam być właśnie teraz. Igor mówi szczerze: – Nie gniewaj się, ale nie mogę przenocować cię u moich rodziców w Mińsku. Gdyby milicja wytropiła u nich dziennikarzy z Polski... Drugi kierunkowy – 150 km na północny wschód od stolicy: – Nie powinniśmy rozmawiać przez telefon. Zadzwonię do pana jutro z Polski… Tam nie może być bezrobocia – kto to wszystko podsłuchuje? Razi mnie trochę czarno--biała tonacja kolejnych relacji telewizyjnych i prasowych. Tylko nieliczni dziennikarze podejmują próbę zrozumienia społeczeństwa białoruskiego. Może Białorusini chcą tego Łukaszenkę? Może kolejny raz Zachód grzeszy ignorancją i niepoprawną wiarą w uniwersalność swoich pomysłów? Przekraczam granicę z pytaniem, czy protestujący na Placu Październikowym są zapowiedzią przedwiośnia w całym kraju czy raczej niemrawymi przebiśniegami, skazanymi na kolejne opady.
Belaruska stabilnost
Szkoda, że Grodno nie należy do Polski. Nie jest to przejaw tendencji rewizjonistycznych, ale szczerego zauroczenia uliczkami, mieszkańcami i przystankiem trolejbusowym na placu Sowieckim. Klimat pogranicza, spotkanie polskiej i białoruskiej kultury nadają miastu niepowtarzalny charakter. Panuje opinia, że jest tu najlepsza gleba dla kiełkującego ruchu oporu. Nie brakuje jednak obrońców panującego systemu.
– Proszę przekazać wszystkim w Polsce, że nam się tu bardzo dobrze żyje – Lida i Masza gotowe są poczekać dłużej na trolejbus, byle naświetlić mi właściwie sytuację. Czuję się jak kolejny ignorant, który przyjechał z urobioną przez „zgniły Zachód” opinią. – Naród dokonał swojego wyboru i nie wymyślajcie historii o jakichś sfałszowanych wynikach! Sama siedziałam w komisji wyborczej i wiem, że każdy głosował, jak chciał – dodaje Lida. Próbuję zapytać o przyczynę poparcia dla Batki (Ojczulka) i czy nie przeszkadza im fakt, że to już trzecia kadencja prezydenta. Dawno chyba nikogo tak nie zgorszyłem swoim nietaktem. – A niech rządzi i przez kilka następnych kadencji! Źle nam z nim? Emeryturę dostajemy odpowiednią i regularnie.
Michał jest socjologiem i autorem kilku projektów badawczych, także dotyczących przywiązania do władzy różnych grup społecznych. – Uważam, że 95 proc. mieszkańców wsi i większość pensjonierów (emerytów) popiera Łukaszenkę. Wierzą w przekaz mediów. Ich rozumowanie jest następujące: nie jest cudownie, ale nie jest źle. Nie znaczy to, że nie dają się przekonać – moja babcia jest przykładem. Kiedyś zawiozłem ją do Mińska i zobaczyła „stabilizację” tamtejszych emerytów.
Faktycznie średnia emerytura waha się w granicach 90–100 dolarów. Opłata za mieszkanie w mieście wynosi ok. 50 dolarów. Za pozostałą sumę trudno wyżyć do końca miesiąca. – Tylko dlatego wydają się zadowoleni, że Batka gwarantuje im emeryturę. I boją się, że zmiana władzy mogłaby naruszyć tę ich stabilizację.
Batka – swój chłop
Wioska Krasojszczyna, na północ od Mińska, wydaje się wzorcowym zapleczem poparcia urzędującego prezydenta. Marija i Mosz mieszkają w tym samym miejscu od dziesięcioleci, a obywatelstwo zmieniali kilkakrotnie. – Żyliśmy tu i za Polszy, i za Germanów, i za Stalina, a teraz za Łukaszenki – śmieje się Marija. I dziwi się, bo zna polską mowę, ale nas ciężko rozumie. To pewnie przez pozory rosyjskiego. Batka jest dla nich czytelny. – Widziałam w telewizji tego Kazulina i nie przypadł mi do gustu. A Łukaszenka przyjechał do wsi i normalnie z nami rozmawiał – kończy Marija. Mosz dodaje: – Cała wioska na niego głosowała, a ludzie mówią, że jakieś fałszerstwa były.
Aleksander Feduta, były bliski współpracownik Łukaszenki i autor jego biografii, przyznaje, że w prezydencie jest coś przyciągającego, co zjednuje mu słuchaczy. – Kiedy on mówi do prostych ludzi, mieszkańców wsi, małych miasteczek, to oni zawsze go rozumieją. Jest jakby jednym z nich. Kto protestuje?
W Grodnie i Mińsku trudno dostrzec przejawy niezadowolenia. W stolicy mam wrażenie, że czyste, zadbane ulice i budynki, świetnie zaopatrzone sklepy, gustowne oświetlenie miasta i schludnie ubrani przechodnie są żywcem przeniesieni z jednej z zachodnioeuropejskich metropolii. Relikty przeszłości (sam nie wiem, czy tylko przeszłości) jak nazwy ulic – Leninskaja, Marksa – czy pomniki Lenina i Dzierżyńskiego – pozwalają zachować orientację geograficzną. Nowoczesne reklamy przeplatają się z wymyślnymi billboardami, sławiącymi białoruski porządek i przywiązanie do państwa. Gotowy jestem ulec czarowi życia ulicy. I nawet przekonująco brzmi retoryczne pytanie Lidy, która nie wierzy w siłę przeciwników prezydenta: – Gdzie pan widzi protestujących? Nikt nie protestuje. Najwyżej młodziki, przekupione za dolary i narkotyki.
Zaczepiam kilku „młodzików” na placu Lenina w Grodnie. – Głosowałem przeciw Łukaszence, ale tylko dla interesu – mówi 19-letni Pasza. – Prezydent uważa, że Grodno jest bogatszą częścią kraju i mniej inwestuje w ten region. Jego rządy utrudniają też wyjazdy do pracy do Polski – a wielu z nas ciągle to robi.
Ani on, ani Ola nie wierzą w możliwość zmiany. – Ja jestem za Batką. Nikogo innego nie znamy. I nie będzie żadnej rewolucji, bo to niczego by nie zmieniło.
Kristina, studentka z Mińska, jest jeszcze bardziej przekonana: – A na kogóż innego miałam głosować? Przecież to najlepszy kandydat, sprawdzony.
Michał, analizując swoje badania, potwierdza, że to najczęstszy argument młodego elektoratu Łukaszenki. Osoby Milinkiewicza czy Kazulina są zbyt egzotyczne i niepewne. – Nawet ja, choć nie popieram Batki, gdybym miał wybierać między rewolucją, gwałtowną zmianą i groźbą chaosu, a obecną sytuacją polityczną – wybrałbym stan aktualny. Na wsi wygląda to chyba jeszcze prościej. W przydrożnym barze w Krasnoje przysiadam się do rozgadanego chłopaka. Udaje mi się wciągnąć jego i młodą barmankę w dyskusję o sympatiach politycznych. On nienawidzi Łukaszenki, bo nie ma pracy, ona wręcz przeciwnie – pokazuje, że ma powody do wdzięczności dla prezydenta. Zadziwiające, jak wiele zależy od jednego człowieka w państwie. Nie możemy rozwinąć tematu, bo nagle wchodzi mężczyzna w marynarce. Intuicyjnie wyczuwam, że nie powinien słyszeć tej rozmowy. Na zewnątrz, napis na jego samochodzie potwierdza moje podejrzenia: achrana. Tu już jesteśmy spaleni. Nie skorzystamy z zaproszenia na wieczorną imprezę.
Ani rubla za wolność
Sasza z Mińska skończył socjologię, próbuje jeszcze sfinalizować drugi fakultet. Raczej nie zostanie na stałe na Białorusi. Podobnie jak wielu rówieśników, nie widzi tu dla siebie przyszłości. – Żeby otworzyć swoją firmę, trzeba pokonać masę nieracjonalnych przepisów. System podatkowy podcina nogi na samym starcie – twierdzi. Wielu drobnych przedsiębiorców łamie świadomie prawo podatkowe i handlowe, żeby nie zbankrutować. Sasza dziwi się, że znalazłem młodych zwolenników Łukaszenki. Wśród jego znajomych to zjawisko niemal nie występuje. Podobnie myślą Tania i Katia, studentki jednego z wydziałów humanistycznych. Uczestniczyły w pierwszym dniu demonstracji przeciw sfałszowaniu wyników wyborów. – To nieprawda, że nas przekupili. W telewizji pokazywali, jak ktoś wręcza komuś pieniądze i potem był obraz młodych na placu. To jawna manipulacja – rzuca Tania. Opowiadają, że wszyscy mieli odgórny nakaz z uczelni, żeby głosować od środy do piątku. I sugerowano, żeby potem wyjechać poza stolicę. Chciano uniknąć
gromadzenia się młodych w ostatnim dniu wyborów. Sasza, choć popiera Milinkiewicza, nie przyłączył się do protestujących. Chciał najpierw przygotować się do sesji egzaminacyjnej. – Poza tym – dodaje – jestem w dobrym kontakcie z moim dziekanem. I on odradzał mi włączanie się w spodziewany protest. Mówił, że nie będzie w stanie chronić mnie przed konsekwencjami. Tania i Katia wydają się zdeterminowane do dalszej walki o swoje prawa. Zahartował je udział w demonstracji. – Ciągle miały miejsce jakieś prowokacje – przypomina sobie Katia. – W pewnym momencie wszyscy na placu dostali SMS-y, że do centrum zbliżają się czołgi. Albo nagle ktoś wbiegał z oficjalną flagą i krzyczał, że jest za Łukaszenką. Ale my staliśmy spokojnie. To nasze zwycięstwo, że nie daliśmy się sprowokować.
Nie przekonują ich przedwyborcze podwyżki stypendiów. – Wolności nie można sprzedać za parę rubli – słowa Tani przekonują mnie ostatecznie, że są tu ludzie, których stać na wysiłek myślenia.
Komu dzwoni budzik?
Maria z Grodna dostrzega jeden problem: – Obawiam się, że gdy dorośnie obecne młode pokolenie, nie będzie już nikogo, kto ich porwie, przywódcy takiego jak Milinkiewicz. Paval Mazheika (28 lat), rzecznik prasowy lidera opozycji, dodaje: – Obecna młodzież nie zna właściwie innego modelu prezydentury niż wypracowany przez Łukaszenkę.
On jednak wydaje się optymistą, podobnie jak inni, zdecydowani już od dawna przeskoczyć przez mur bierności. Vadzim Saranczukou, wiceszef Białoruskiego Frontu Narodowego w Grodnie, właśnie zakończył kolejny pobyt w więzieniu. Z wykształcenia jest prawnikiem, ale ze swoją reputacją nie ma szansy na zatrudnienie w zawodzie. To jedna z cen, jaką płacą niepokorni w tym kraju. Vadzim zgadza się wystąpić pod nazwiskiem. – Ja już się nie boję. I wszyscy, którzy już siedzieli w areszcie, też się nie boją.
W tych grupach odczuwa się wiarę w przebudzenie społeczeństwa, nie tylko młodego pokolenia.
Naturalna opozycja rodzi się w środowiskach nastawionych na niezależną twórczość. Z Michasiem Skoblą spotykamy się w przeddzień ostatecznego rozwiązania „starego” Związku Pisarzy Białoruskich. Nową, prawomyślną organizacją zarządza… generał milicji. – Łukaszenka nienawidzi nas, bo nienawidzi białoruskiej mowy, języka, literatury, a my to kultywujemy.
Trochę trudno mi to zrozumieć: jeszcze parę godzin temu widziałem młodzież licealną w czasie programowej wycieczki do muzeum Janka Kupały – narodowego wieszcza i symbolu języka białoruskiego. – Toż tego nijak nie można zrozumieć! To dochodzi do absurdu i nie ma w tym żadnej logiki – mówi z żalem Michaś. Opowiada o jednym z koncertów, zorganizowanych przez otoczenie prezydenckie. Jeden ze śpiewaków zaczął wykonywać utwór w języku białoruskim. Łukaszenka ponoć wstał w tym momencie i demonstracyjnie opuścił salę. – Jest cała czarna lista, kogo nie wpuszczać na scenę, na wizję, do radia itd. – Ot, takie nasze białoruskie życie – rzuca Michaś. Znowu ma jakieś kłopoty. Nie zdradza szczegółów, ale czuję, że odpowiednie służby depczą mu po piętach.
Za wcześnie na marzannęDawno już nie widziałem tak odświętnie przystrojonego miasta. Mińsk od kilku dni żyje dzisiejszą inauguracją trzeciej kadencji Aleksandra Łukaszenki. Za zielono-czerwonymi chorągiewkami, wzdłuż głównej trasy przejazdu prezydenta, trwa kiermasz rozmaitości: potraw i muzyki ludowej. Przejścia do Placu Oktiabrskiego (Październikowego) obstawione są szczelnie kordonami milicji. Nie ma szans na oklaskiwanie wodza bez specjalnych zaproszeń. W tłumie przechodniów wyławiam Valentinę i Paszę. Boją się trochę mówić, czy świętują dzisiaj, czy są po drugiej stronie. Ich znajomi siedzą jeszcze w areszcie za udział w demonstracji. Podchodzimy razem do ostatniego muru milicji. Dalej już nie przejdziemy. Studenci coraz śmielej opowiadają, co o tym wszystkim myślą.
– Zobacz, jacy dyplomaci przyjechali na imprezę – mówi Pasza – nikogo z Europy.
– Tylko z Rosji, Kuby i… – O, „Kitajcy”! – Valentina śmieje się z podjeżdżającej limuzyny z chińską flagą. Nie kryją się już z intencjami, z jakimi tu przyszli.
– Podziękujcie Polakom za wsparcie naszej nadziei. To wiele dla nas znaczy – mówi Valentina i podaje dyskretnie plakietkę z napisem „Swaboda” z zakazanymi barwami Białorusi. Rozchodzimy się, bo służby porządkowe wykazują coraz większe zainteresowanie nami. Kilka metrów dalej rozpoczyna się już koronacja. Nie wiem, czy młodzi wrócą tu kiedyś, żeby świętować swoją wiosnę. Dziś puszczają czarne balony. Na topienie marzanny jeszcze za wcześnie.
Jacek Dziedzina