Prymas Kościoła Anglii: trudno łączyć religię ze społeczeństwem sukcesu
Czego współczesny chrześcijanin powinien uczyć się od ks. Dietricha Bonhoeffera (1906-1945)? - Powinniśmy uważnie słuchać tego, co mówił o potrzebie poddania się pod osąd Biblii, wadze wspólnoty i szczerości między jej członkami - mówi w rozmowie z Ekumeniczną Agencją Informacyjną arcybiskup Canterbury Rowan Williams, prymas Kościoła Anglii i honorowy zwierzchnik Wspólnoty Anglikańskiej. Ekskluzywnego wywiadu dla EAI Ekumenizm.pl arcybiskup udzielił podczas Międzynarodowego Kongresu Bonhoefferowskiego we Wrocławiu.
06.02.2006 | aktual.: 06.02.2006 11:41
Piotr Kalinowski: Ks. Bonhoeffer mówił o wielkiej przemianie chrześcijaństwa po II wojnie światowej. Czy zdaniem Księdza Arcybiskupa wizja bezreligijnego chrześcijaństwa w jakikolwiek sposób się spełniła?
Abp Rowan Williams: Nie sądzę, aby wizja bezreligijnego chrześcijaństwa stała się rzeczywistością. Myślę też, że wielu ludzi interpretowało ją bardzo powierzchownie, tak, jakby chodziło tylko o uproszczenie języka teologicznego. Dziś widzimy, że w czasach powojennych rozwinęła się działalność diakonijna, także w Kościele katolickim. Kiedy słowa zmieniają się w czyny widzimy lepiej, co Bonhoeffer miał na myśli. To jest właśnie prawdziwa siła Kościoła.
Obserwując chrześcijaństwo w Europie i Stanach Zjednoczonych doszedłem do wniosku, że to pierwsze, po II wojnie światowej, patrzy na świat zdecydowanie bardziej pesymistycznie. Czy dostrzega Ksiądz Arcybiskup tę różnicę i czy rzeczywiście jej przyczyną może być bagaż wojenny czy też inne czynniki?
- W Stanach Zjednoczonych wielu ludzi łączy religię ze społeczeństwem sukcesu. To jest niemożliwe w Europie, ze względu na cierpienia, jakich doznaliśmy w XX wieku i problemy przed jakimi stoi Kościół w dzisiejszych czasach. Nawet w Wielkiej Brytanii mieliśmy inne problemy niż na Kontynencie i dlatego nasza teologia różni się od europejskiej.
Trudno nie zauważyć, że po wojnie stosunek chrześcijan do Żydów uległ zmianie. Zastanawiam się jednak, na ile jest to zmiana w naszej, chrześcijańskiej mentalności, a na ile wynik swego rodzaju politycznej paprawności, która w każdej chwili może się zmienić?
- Myślę, że chodzi o prawdziwą przemianę chrześcijańskiej mentalności. Myślę, że nie znajdziemy żadnego współczesnego teologa, który pisałby rzeczy, jakie pisał nawet młody Bonhoeffer. Musimy przyjąć za pewnik, że o Żydach nie możemy powiedzieć jednego: ich głos nie został zniszczony przez chrześcijaństwo. Praca, którą wykonujemy w Wielkiej Brytanii, a która ma nam pomóc w budowaniu stosunków chrześcijańsko-żydowskich, polega m.in. na tym, że w pewnych kwestiach publicznych wspólnie zabieramy głos. To zdecydowanie więcej, niż poprawność polityczna.
Kim dla współczesnego chrześcijanina powinna być postać ks. Dietricha Bonhoeffera? Czy powinniśmy go jakoś naśladować?
- Powinniśmy uważnie słuchać i słyszeć co mówił o tym, jak bardzo niebezpieczny może być religijny język, kiedy staje się narzędziem obrony. Powinniśmy równie uważnie słuchać tego, co mówił o potrzebie poddania się pod osąd Biblii, wadze wspólnoty i szczerości między jej członkami. Kiedy uczyłem w seminarium prosiłem studentów, aby czytali jego książkę pt. "Życie wspólne". To jedna z podstawowych lektur.
Dietrich Bonhoeffer znany był ze swojego zaangażowania w dialog między Kościołami, utrzymywał m.in. bardzo przyjacielskie stosunki z anglikańskim biskupem Georgem Bellem. Czy możemy go nazwać prekursorem ekumenizmu?
- Dzisiejszy ekumenizm jest inny. W odróżnieniu chociażby od tego z lat 50., nie jest zainteresowany łączeniem struktur, ale tym, jak chrześcijanie dzielą swoje doświadczenia i biorą za siebie odpowiedzialność. To branie odpowiedzialności sprawia, że dzisiejszy ekumenizm jest bardziej prawdziwy. Chrześcijanie w Wielkiej Brytanii, w Niemczech czy Norwegii biorą odpowiedzialność za chrześcijan w Sudanie, Burundi, Jerozolimie czy Pakistanie. Ten ekumenizm staje się prawdziwy także dzięki temu, że odpowiedzialność za siebie biorą chrześcijanie różnych wyznań. Przykładem mogą być rzymscy katolicy, którzy bronią protestantów będących mniejszością.
Wspomnieliśmy o więzach, jakie łączyły bp. Bella z ks. Bonhoefferem. Czy ta przyjaźń miała jakiś wpływ na dalsze relacje między anglikanami i luteranami?
- Więzy, jakie powstały głównie dzięki zaangażowaniu biskupa Bella, stały się podstawą ugody z Miśni, którą Kościół Anglii zawarł z Ewangelickim Kościołem Niemiec. Przez ostatnie 15 lat te więzy się umacniały i łączę z nimi wielkie nadzieje. Jak, z perspektywy arcybiskupa Canterbury, wyglądają dzisiejsze relacje anglikanów z luteranami?
- Coraz lepiej się rozumiemy. Coraz lepiej poznajemy teologię Kościoła, którą dzielimy, a także te kwestie, które nie są w pełni wspólne. Zaczynamy tworzyć teologię razem i dzielić doświadczenia misyjne. Istnieje kilka więzów między anglikanami i luteranami. Istnieje wspomniana umowa między Kościołem Anglii i EKD, na mocy porozumienia z Porvoo istnieje pełna wspólnota między anglikańskimi Kościołami Wysp Brytyjskich a luterańskimi Kościołami w Skandynawii. Te relacje są naprawdę bardzo bliskie. Podobne stosunki panują w Stanach Zjednoczonych pomiędzy tamtejszymi episkopalianami i luteranami. Coraz częściej doświadczamy wspólnoty nabożeństwa i - pod pewnymi warunkami - wspólnoty sakramentalnej. Jednak ponad wszystko powinniśmy wspólnie pracować nad misją w społeczeństwie, które jest nie koniecznie przyjaźnie nastawione do Kościoła i nad kształceniem teologicznym.
Dziękuję za rozmowę.