Prowokacja Stanowskiego. Jak zadrwił ze Stonogi. "Są tematy, których nie ruszamy"
Zbigniew Stonoga opublikował w mediach społecznościowych nagranie, które miało pochodzić z kolegium redakcyjnego Kanału Zero. Krzysztof Stanowski tłumaczył na nim podwładnym, żeby nie pisać o sprawie Funduszu Sprawiedliwości i Zbigniewie Ziobrze. Szybko jednak okazało się, że całość to zaplanowana akcja. Stanowski chciał w ten sposób zadrwić z polityków i dziennikarzy.
W poniedziałek na profilu Zbigniewa Stonogi pojawiło się nagranie, które miało pochodzić z kolegium redakcyjnego Kanału Zero - medium stworzonego przez Krzysztofa Stanowskiego.
Jedna z dziennikarek na nagraniu zgłasza do realizacji temat Funduszu Sprawiedliwości i nieprawidłowości wokół wydawania pieniędzy z tego tytułu. Krzysztof Stanowski odpowiedział, że "nie będziemy grać z Romanem Giertychem w jednej drużynie" oraz że "są tematy, których nie poruszamy". - Ja bym to przykrył jakimś nagraniem, które nic nie mówi - mówił dalej. Dodał, że "są tematy, których nie ruszamy" oraz "Ziobry nie ruszamy".
"Mówiłem, a znowu nikt mi nie wierzył" - skomentował opublikowane przez siebie wideo Zbigniew Stonoga, który ogłosił wielką akcję szukania haków na dziennikarza. Za dostarczone materiały oferował auto - lamborghini na miesiąc.
Internauci szybko wychwycili nieprawidłowości, które sugerowały od razu, że wideo może być prowokacją. Jak się okazuje - było. Na szczegóły nie zwracali uwagę za to niektórzy dziennikarze i politycy, którzy ruszyli z krytyką.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nagranie Stanowskiego. Coś nie gra
"Przepraszam za psucie zabawy, ale wszystko by się zgadzało, gdyby nie jedna rzecz: w 4:47 "Facet został wciągnięty przez silnik w Amsterdamie" było tydzień po maturach i po tym, jak Jagiellonia zapewniła sobie mistrzostwo Polski. (...) film został nagrany później" - wytknął autor jednego z komentarzy, pod pseudonimem gromota.
Zwrócił uwagę na niezgodność dat. Wypadek, o którym mówiono na "kolegium", gdy mężczyzna został wciągnięty na lotnisku w Amsterdamie przez silnik samolotu, wydarzył się 29 maja, a dziennikarze planują materiały maturalne.
We wtorek rano przypuszczenia internautów potwierdził sam Krzysztof Stanowski, drwiąc ze Zbigniewa Stonogi. Opublikował krótki film. - Zbigniew Stonoga obiecał niebieskie lamborghini komuś, kto na mnie doniesie. I taka łajza się znalazła - mówił na nagraniu, wsiadając zaraz do niebieskiego lamborghini. Takiego samego, jakie oferował Stonoga za dostarczone materiały.
W dłuższym wideo - opublikowanym już na swoim kanale - Stanowski wyjaśnia, że od początku była to zaplanowana prowokacja. Z jednej strony ośmieszyła samego Stonogę, z drugiej wielu polityków i dziennikarzy, którzy podchwycili temat.
I tak np. z komentarzami ruszył m.in. poseł Roman Giertych oraz europoseł Łukasz Kohut. Wpis w tej sprawie zamieściła również aktywna w mediach społecznościowych prokurator Ewa Wrzosek. Wpadkę zaliczyli też niektórzy dziennikarze, jak Wojciech Czuchnowski z "Gazety Wyborczej" czy Janusz Schwertner z portalu Goniec.
Film, jak sam mówi Stanowski, został podstępnie wysłany Zbigniewowi Stonodze. - W filmie była zaszyta pewna pułapka, która miała odróżnić prawdziwych dziennikarzy od kretynów - stwierdził autor prowokacji, którą sam nazwał "najlepszym żartem tego roku".
Kulisy przygotowania prowokacji
Dalej Stanowski odsłania kulisy powstawania materiału. - Właśnie inscenizujemy zebranie redakcji z dnia 24 maja, ale tak naprawdę jest już sierpień - wyjaśnia. Dalej oglądamy podział ról między członkami redakcji. W pewnym momencie przy omawianiu tematów, o których mają rozmawiać na fałszywym "kolegium", Stanowski zapowiada, że powie, iż "nic antyPiS nie będzie publikowane na tym kanale". W redakcji słychać śmiech.
Umawiają się też na wątek o wypadku w Amsterdamie, który ma być dowodem, że całe nagranie jest prowokacją. - Bo ja jestem osobą z przyszłości - żartuje dziennikarka, która ma zaproponować ten temat.
Po odegraniu całego zebrania Stanowski zwrócił się wprost do Stonogi: "Panie Zbyszku, ma pan już wszystko". Dalej widzimy, jak Stanowski razem z dziennikarzem, który ma być "donosicielem" do Stonogi i przekazać "haki na Stanowskiego", przygotowują się do wymiany korespondencji.
- W pierwszej wiadomości musisz wyjść na kogoś trochę przestraszonego, kogoś, kto mnie nie lubi. Najlepiej, żebyś był już na wypowiedzeniu - instruuje dziennikarza. "Mam coś, co może pana naprawdę zainteresować" - mają napisać do Zbigniewa Stonogi.
- Będziemy mu odpisywać na bieżąco, jak złapie przynętę - mówi Stanowski.
Na nagraniu twierdzi także, że jedyna weryfikacja, jakiej chciał Stonoga, to "pokazanie dwóch palców w redakcji Kanału Zero". Mimo tego, że wiele osób już domyślało się, że nagranie nie jest prawdziwe, Zbigniew Stonoga miał pytać podstawionego dziennikarza, czy "ma tego więcej".
Na koniec Stanowski jeszcze wyjaśnia, że ze Stonogą umówili się tak (oczywiście udając donoszącego dziennikarza), że jego lamborghini będą jeździć od początku września.