Protokół identyfikacji prezydenta zawiera fałszywe dane?
Protokół identyfikacji ciała prezydenta Lecha Kaczyńskiego po katastrofie smoleńskiej może zawierać fałszywe dane, pisze "Nasz Dziennik". Nie zgadzają się dane przynajmniej jednej osoby uczestniczącej w tej czynności ze strony rosyjskiej. Jak ocenia w rozmowie z Wirtualną Polską mec. Rafał Rogalski, pełnomocnik części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, w tym Jarosława Kaczyńskiego, gdyby podana informacja okazała się prawdziwa, w decydujący sposób rzutowałoby to na wiarygodność ekspertyz sądowo-lekarskich sekcji prezydenta.
18.05.2011 | aktual.: 18.05.2011 11:57
Sporządzony odręcznie dokument, który powstał po przeprowadzeniu tej procedury, przekazany też stronie polskiej, jest wyjątkowo niechlujny. W identyfikacji brał udział prokurator o nazwisku Rachmatulin (i nieczytelnym imieniu) oraz dwaj inni mężczyźni: Kubieko i Kiebanow. Obaj podali takie same imiona i imiona ojców (Aleksiej Władimirowicz).
Kubieko jako adres zamieszkania wymienił numer jednostki należącej do rosyjskiego Ministerstwa Spraw Nadzwyczajnych.
"Nasz Dziennik" postanowił znaleźć Kiebanowa pod wskazanym w protokole moskiewskim adresem jego zamieszkania. Okazało się, że nikt tam nie słyszał o podobnym człowieku.
Gazeta pisze, że najwyraźniej osoba wezwana do uczestniczenia w czynności okazania zwłok miała pojawić się w historii katastrofy smoleńskiej tylko raz i zniknąć.
Oba adresy to mieszkania znajdujące się wśród ogromnych blokowisk na obrzeżach rosyjskiej stolicy. Wśród milionów mieszkańców tej szarej, betonowej pustyni nie ma, niestety, tego akurat Kiebanowa. Okoliczni mieszkańcy nie znają takiego nazwiska.
Oczywiście obecność na miejscu zdarzenia funkcjonariuszy służb specjalnych nie dziwi. Ale przecież są w nich zatrudnione także osoby, które nie muszą ukrywać tożsamości. Może przyczyną był pośpiech - zastanawia się autor tekstu.
- Może na miejscu upadku tupolewa nie było żadnego zwykłego cywila ani nawet mundurowego spoza tajnych organów, konkluduje "Nasz Dziennik".
- Jeśli to FSB albo inna rosyjska specsłużba, to dowódca mógł mieć kilka paszportów [dowodów osobistych] do celów "konspiracji". Brzmią tak, żeby funkcjonariuszowi łatwiej było zapamiętać różne tożsamości, tym bardziej że musieli to przygotować szybko - tłumaczy "Naszemu Dziennikowi" rosyjski ekspert. Niejasny jednak pozostaje cel, dla którego ryzykowano - dodaje.
Wiele poważnych nieprawidłowości
Do sprawy odniósł się w rozmowie z Wirtualną Polską mec. Rafał Rogalski, pełnomocnik części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, w tym Jarosława Kaczyńskiego. Przyznaje, że w związku z sekcją Lecha Kaczyńskiego ujawniono bardzo wiele poważnych nieprawidłowości, których przynajmniej część wciąż jest wyjaśniana przez wojskowych prokuratorów. Nie chce jednak ujawniać szczegółów.
Pełnomocnik ocenia, że gdyby podana przez „Nasz Dziennik” informacja okazała się prawdziwa, w decydujący sposób rzutowałoby to na wiarygodność ekspertyz sądowo-lekarskich sekcji prezydenta. Wspólnie z mec. Piotrem Pszczółkowskim zamierza przyjrzeć się sprawie. Może zajść konieczność zweryfikowania również innych faktów, które do tej pory pozostawały poza zainteresowaniem prokuratury oraz samych pełnomocników.
- Gdyby się okazało, że ta informacja jest prawdziwa, nie zdziwiłoby mnie to, biorąc pod uwagę, iż w dokumentacji sekcyjnej ofiar zdarzenia z 10 kwietnia 2010 r. przekazanej przez prokuraturę rosyjską znajdują się fundamentalne rozbieżności między stanem rzeczywistym a udokumentowanym przez Rosjan. Nieprzypadkowo został złożony wniosek o przeprowadzenie ekshumacji i sekcji zwłok m.in. Przemysława Gosiewskiego. Zastrzegam jednak, że prawdziwość okoliczności opisanej przez „Nasz Dziennik” musi zostać wnikliwie zweryfikowana – mówi mec. Rogalski.