PolitykaProtest nauczycieli 2019. MEN i ZNP podają inne liczby. Jak oni to liczą?

Protest nauczycieli 2019. MEN i ZNP podają inne liczby. Jak oni to liczą?

Historia lubi się powtarzać. Po raz kolejny co źródło, to inne dane. Tak było w przypadku wcześniejszych protestów i tak jest ws. uczestników strajku nauczycieli. MEN, ZNP i PiP podają inne liczby. - To gra polityczna. Chcą pokazać premierowi i prezesowi, że skala strajku jest niewielka - mówi WP Zbigniew Broniarz.

Protest nauczycieli 2019. MEN i ZNP podają inne liczby. Jak oni to liczą?
Źródło zdjęć: © PAP
Anna Kozińska

09.04.2019 | aktual.: 09.04.2019 16:23

Związek Nauczycielstwa Polskiego zaktualizował dane dotyczące liczby protestujących szkół. W rozmowie z WP rzeczniczka Ministerstwa Edukacji Narodowej zapewniła z kolei, że resort "monitoruje sytuację i zbiera dane". Ma je podać w drugiej połowie dnia.

Trzecim źródłem informacji o liczbach jest PiP. Usłyszeliśmy jednak, że dane podane przez Państwowy Inspektorat Pracy zostały zebrane do 25 marca. I nie dotyczą protestu, ale sporów zbiorowych, które mogą, ale nie muszą przerodzić się w protest. Dowiedzieliśmy się, że do PiP do 25 marca wpłynęło 13812 zawiadomień o powstaniu sporu zbiorowego.

W poniedziałek, w pierwszy dzień strajku nauczycieli, MEN, opierając się na informacjach od kuratoriów, podało, że protestuje 48,5 proc. szkół i placówek edukacyjnych (dane na godz. 12). Z kolei według ZNP w proteście wzięło udział prawie 14,5 tysięcy placówek, co oznacza około 70 proc. uczestniczących w referendum strajkowym (dane z 13 województw). We wtorek szef Związku Sławomir Broniarz podał już inne liczby.

- Ogółem na terenie całego kraju protestuje 15 179 szkół, czyli 74,29 proc. wszystkich placówek edukacji bezpośredniej - podsumował Broniarz na konferencji prasowej. To dane z godziny 10. ZNP szacuje, że w strajku może brać udział ok. 600 tys. nauczycieli.

Skąd różnice w liczbach? Czy to manipulacja?

Liczba protestujących według resortu jest mniejsza, bo ministerstwo bierze pod uwagę większą liczbę szkół i przedszkoli.

- W naszej statystyce nie uwzględniliśmy szkół i przedszkoli niepublicznych. Nie uwzględniliśmy także szkół policealnych, placówek doskonalenia zawodowego nauczycieli, bibliotek pedagogicznych, kolegiów pracowniczych, placówek kształcenia ustawicznego i praktycznego - wyliczał na wtorkowej konferencji szef ZNP Sławomir Broniarz. Jak zaznaczył, dlatego właśnie ZNP bierze pod uwagę ok. 20 tys. placówek, a MEN 30 tys.

W statystykach ZNP nie uwzględniło też takich placówek jak Specjalne Ośrodki Wychowawcze, które znajdują się w Systemie Informacji Oświatowej (SIO). Co więcej, ZNP jako jedną placówkę traktuje wszystkie zespoły szkolne i szkolno-przedszkolne. Pojawia się też pytanie, czy wszystkie placówki przyznają się do strajku.

Dlaczego MEN bierze pod uwagę placówki, które ZNP w swoim liczeniu pomija? - Być może będąc ministrem edukacji narodowej, nie zachowywałbym się inaczej - mówi Broniarz w rozmowie z Wirtualną Polską.

- To jest gra polityczna. Nie akceptujemy jej, ale rozumiemy. Służy temu, żeby pokazać premierowi, prezesowi, że wbrew pozorom i temu, co mówi związek, skala tego strajku jest niewielka - tłumaczy szef ZNP. Jak dodaje, "trudno, żebyśmy zorganizowali strajk w domu poprawczym, ośrodku szkolno-wychowawczym czy placówce rewalidacyjnej".

Broniarzowi w ocenie zbierania statystyk przez MEN wtóruje pani Joanna, nauczycielka. - To kolejna manipulacja. Nie pierwsza i nie ostatnia. Nic na to nie poradzimy. Chodzi o to, żeby pokazać, że problem jest mniejszy niż w rzeczywistości - podkreśla.

Poprosiliśmy Ryszarda Czarneckiego, europosła z PiS, o odniesienie się do zarzutów manipulowania statystykami i gry politycznej. - W przeciwieństwie do walczącego o reelekcję prezesa ZNP pana Broniarza nie będę dolewał oliwy do ognia, nie będę grał statystykami, tylko zaapeluję, żeby zapewnić dzieciom i rodzicom, którzy bardzo sytuację przeżywają, przeprowadzenie egzaminów w terminie - odpowiedział krótko.

To nic nowego?

Przypomnijmy, że różnice w danych to nic nowego. Przykład? Liczba osób z orzeczonym znacznym stopniem niepełnosprawności. W 2018 roku protestujący w imieniu osób niepełnosprawnych mówili o 272 tys., z kolei rząd i NFZ o 150 tys., a GUS o 893 tys.

Sytuacja powtarzała się przy okazji różnych protestów takich jak Czarny Protest czy Marsz Niepodległości. Organizatorzy, służby porządkowe i warszawski ratusz podawały inne liczby.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (159)