Prokuratura Wojskowa: Andrzej Seremet źródłem informacji "Rzeczpospolitej"? To nadużycie
Prokuratura Generalna prosiła "Rzeczpospolitą" przed jej publikacją na temat rzekomego trotylu na wraku Tu-154, aby dać szansę prokuraturze na zebranie pełnej informacji w tej sprawie - poinformował rzecznik Andrzeja Seremeta Mateusz Martyniuk. Wcześniej Radio Zet podało, że to Prokurator Generalny Andrzej Seremet rozmawiał z "Rzeczpospolitą".
30.10.2012 | aktual.: 30.10.2012 16:16
- Zależało nam, by informacja "Rz" w takim kształcie się nie ukazała i aby nie rodziła interpretacji niezgodnych z faktami - oświadczył Martyniuk.
Przyznał, że Seremet rozmawiał z "Rz" przed publikacją, ale podkreślił, że "głębokim nadużyciem" jest sugerowanie przez część mediów, by Seremet był źródłem informacji "Rz" w całej sprawie. - Pytany przez dziennikarza, czy na wraku wykryto trotyl, odpowiedział, że detektory wykryły we wraku pewne substancje wysokoeneregetyczne, ale źródła ich pochodzenia mogą być różne i za wcześnie na formułowanie wniosków, na które trzeba poczekać do zakończenia badań". "Prokurator generalny uważa, że został źle zrozumiany - powiedział rzecznik Seremeta.
- Naszą intencją było, by dać szanse prokuraturze na zebranie stosownych informacji i spotkanie z biegłymi. Dziś taką możliwość mieliśmy i prokuratorzy na konferencji przedstawili stosowną informację - powiedział rzecznik.
Doniesienia "Rzeczpospolitej"
Polscy specjaliści z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego, którzy badali wrak samolotu, odkryli na nim ślady materiałów wybuchowych - poinformowała "Rzeczpospolita". Polscy prokuratorzy i biegli mieli wątpliwości co do rosyjskiej ekspertyzy pirotechnicznej. Odmówili podpisania ostatecznej opinii o przyczynach zgonu bez dokładnego przebadania tupolewa. Twierdzili też, że polscy eksperci, którzy prowadzili wcześniejsze badanie, mieli do dyspozycji zbyt małą liczbę próbek, by wykluczyć obecność materiałów wybuchowych.
Dlatego przez miesiąc badali wrak w Smoleńsku. Ich badania wykazały m.in., że aż na 30 fotelach lotniczych znajdują się ślady trotylu oraz nitrogliceryny. Substancje te znaleziono również na śródpłaciu samolotu, w miejscu łączenia kadłuba ze skrzydłem. Było ich tyle, że jedno z urządzeń wyczerpało skalę.
Na czele ekipy stali dwaj referenci postępowania smoleńskiego podpułkownicy Jarosław Sej i Karol Kopczyk. Wyposażono ich w najnowocześniejszy sprzęt pozwalający na wykrycie najdrobniejszych śladów materiałów wybuchowych.
O odkryciu biegłych poinformowano natychmiast prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, naczelnego prokuratora wojskowego płk. Jerzego Artymiaka oraz Donalda Tuska.
Ciężko jednak stwierdzić, jak ślady trotylu znalazły się na wraku. Wciąż pozostaje możliwe, że mógł pochodzić jeszcze z czasu walk w Smoleńsku podczas II wojny światowej.
Do tej pory biegli pracujący dla prokuratury nie stwierdzili obecności we wraku materiałów wybuchowych. Powoływali się przy tym na ekspertyzy rosyjskich specjalistów.
Wypowiedź Andrzeja Seremeta z 27.06.2012
- Dysponujemy opiniami pirotechnicznymi, które poprzez badanie odzieży oraz szczątków wykluczyły działania jakichkolwiek substancji chemicznych - mówił Andrzej Seremet 27.06.2012 w audycji "Gość Radia ZET" Moniki Olejnik.
- Dysponujemy rejestratorem danych technicznych, które niemal do samego końca rejestrują te dane i nic nie wskazywałoby na to, że nastąpił jakiś wybuch - dodał prokurator generalny. Przypomniał również, że prokuratura posiada opinię biegłych wykonanymi po ekshumacji Zbigniewa Wassermanna. - Stwierdzili, że badania szczątków pana Wassermanna wskazują na to, że noszą takie obrażenia, które są charakterystyczne dla ofiar wypadków komunikacyjnych. Nie stwierdzono, aby na to ciało działały siły akustyczne bądź uderzeniowe. Myślę, że ten zestaw informacji jest dość przekonujący - mówił wtedy Seremet.