Prokuratura bada wypadek na lotnisku w Pyrzowicach
Prokuratura Rejonowa w Tarnowskich Górach i
Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych wyjaśniają
okoliczności niedzielnego incydentu na lotnisku w Pyrzowicach k.
Katowic. Lecący zbyt nisko hiszpański samolot zniszczył tam
światła naprowadzania na pas startowy.
Ze wstępnych ustaleń komisji wynika, że piloci byli trzeźwi (zostanie to potwierdzone, gdy prokuratura otrzyma wyniki badań ich krwi) i prawdopodobnie nie przekroczyli norm czasu pracy. W rozmowach z przedstawicielami komisji wskazywali na rozbieżne wskazania przyrządów wspomagających proces lądowania. Rozstrzygnie to analiza zapisów z tzw. czarnych skrzynek samolotu. Przesłuchania załogi maszyny rozpoczęła też prokuratura.
Wszczęliśmy postępowanie w kierunku art. 174 kodeksu karnego, służące wyjaśnieniu, czy doszło do sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu powietrznym - powiedziała szefowa tarnogórskiej prokuratury, Jolanta Mandzij.
Za takie przestępstwo może grozić nawet 8 lat więzienia, a w przypadku działania nieumyślnego - do trzech lat. Prokurator zastrzegła, że postępowanie prowadzone jest w sprawie, a pytanie o możliwość postawienia komukolwiek zarzutów jest przedwczesne.
Do wypadku doszło w nocy z soboty na niedzielę. Hiszpański samolot z powracającymi z Bejrutu polskimi żołnierzami na pokładzie, podchodząc do lądowania, zniszczył kilkadziesiąt świateł naprowadzających maszyny na pas startowy na odcinku prawie 900 m. Nikomu nic się nie stało, ale samolot jest bardzo poważnie uszkodzony.
Prokurator poinformowała, że krótko po incydencie trzem członkom 11-osobowej załogi: pilotom i mechanikowi pobrano krew, aby przeprowadzić badania na zawartość alkoholu. Zlecono tzw. badania retrospektywne, które mają dać odpowiedź na pytanie, czy w czasie poprzedzającym wypadek piloci mogli spożywać alkohol. Wynik badania będzie znany za 2-3 dni.
Według Ryszarda Rutkowskiego z Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych nic nie wskazuje na to, aby którykolwiek z pilotów był w chwili zdarzenia pod wpływem alkoholu. Nie potwierdzają się też wstępne przypuszczenia dotyczące przemęczenia pilota. Komisja ustaliła, że maszyna była prowadzona przez dwie osoby, a właśnie ze względu na długi czas pracy załogę wzmocniono o trzecią osobę, by odciążyła kolegów.
Rutkowski poinformował, że komisja zabezpieczyła już dwie czarne skrzynki samolotu - pierwsza rejestruje rozmowy pilotów w kokpicie, druga szczegółowo zapisuje wszystkie parametry lotu. Aby odczytać zapisy, skrzynki zostaną wysłane do specjalistycznego ośrodka w Niemczech; prawdopodobnie potrwa to kilka dni. Odczyt pozwoli zweryfikować zeznania pilotów.
Przesłuchania załogi samolotu rozpoczęła już prokuratura. W dalszej kolejności przesłuchani zostaną także świadkowie - obsługa lotniska, kontrolerzy lotów itp. Już wcześniej prokurator i policjanci, podobnie jak członkowie komisji, dokonali oględzin pasa startowego i samolotu. Prokuratura czeka też na wycenę strat, zarówno ze strony portu lotniczego, jak i hiszpańskiego przewoźnika. Przedstawiciele lotniska mówią wstępnie o kilkunastu tysiącach dolarów, straty przewoźnika - linii Air Europa - mogą być wielokrotnie większe. Jak powiedział rzecznik lotniska, Cezary Orzech, incydent nie wpłynął na pracę portu. Już w niedzielę po południu, po zainstalowaniu w części zapasowych świateł, udało się przywrócić pierwszą kategorię naprowadzania samolotów na pas startowy, uruchamiając światła ścieżki podejścia w uproszczonej formie. Piloci nie powinni mieć kłopotów z lądowaniem nawet przy gorszej pogodzie. Pełne odtworzenie systemu zajmie maksymalnie trzy tygodnie. Światła dostarczy fiński producent lamp lotniczych,
którego przedstawiciele wkrótce spodziewani są na miejscu.
Uszkodzony boeing 737-800 należy do hiszpańskich linii lotniczych Air Europa. Wynajęła go Organizacja Narodów Zjednoczonych do transportu żołnierzy wracających z misji pokojowej w Libanie. Na pokładzie było 114 polskich żołnierzy i 11 członków załogi. Podchodząc do lądowania maszyna zeszła zbyt nisko, kadłubem, silnikami i skrzydłami ścinając wysokie na kilka metrów lampy na odcinku ok. 900 m. Mimo to samolot bezpiecznie wylądował, a pilot nie zgłosił kontrolerom żadnych kłopotów.
Według Rutkowskiego początkowe milczenie pilotów nie jest zaskakujące. Jak powiedział, organizacje związkowe pilotów zalecają swoim członkom, aby w podobnych sytuacjach, w stresie, nie składali pochopnych oświadczeń i nie podpisywali żadnych dokumentów do czasu spokojnego wyjaśnienia incydentu.