Prokurator na porodówce
Dwustu tysięcy złotych za spowodowanie kalectwa dziecka oraz ośmiuset złotych comiesięcznej renty domagają się rodzice dwuletniego Jakuba od słupskiego szpitala. Maria K. na porodówkę w Ustce trafiła w południe 4 lutego 2002 roku. Lekarz na carskie cięcie zdecydował się jednak dopiero o godz. 19 - pisze "Głos Pomorza".
24.08.2004 | aktual.: 24.08.2004 08:58
Przez ten czas nikt się nią nie interesował, choć matka nie zawsze czuła tętno dziecka - opowiada mecenas Anna Bogucka-Skowrońska, reprezentująca interesy małżonków w procesie cywilnym. Potem lekarz wpisał do dokumentacji nieprawdę, że matka na nic się nie skarżyła, mimo że praktycznie nie przeprowadził żadnego wywiadu. Tymczasem dziecko urodziło się z ciężką zamartwicą, która spowodowała nieodwracalne zmiany w jego organizmie. Chłopiec jest niepełnosprawny. Pozew już trafił do sądu - podaje dziennik.
Jednocześnie prokuratura prowadzi w tej sprawie swoje dochodzenie. Zdążyła postawić zarzut poświadczenia nieprawdy przez lekarza dyżurnego, który przyjmował poród. Zarzuca mu, że wpisał do dokumentacji lekarskiej nieprawdziwe informacje o swoich czynnościach wobec pacjentki. Na razie jednak dochodzenie jest zawieszone - informuje "Głos Pomorza". Czekamy na uzupełnienie opinii biegłego, bo na razie wypowiedział się w sprawie dokumentacji. Natomiast nie ocenił, czy lekarz dopuścił się błędu w sztuce - mówi gazecie Tomasz Walendziak, zastępca słupskiego prokuratora rejonowego.