PolskaProf. Wiesław Binienda: oczekuję pomocy polskich naukowców

Prof. Wiesław Binienda: oczekuję pomocy polskich naukowców

- Prokuratura wojskowa grała ze mną w grę polityczną - lawirowała i kluczyła. Tymczasem ja cały czas zapraszam do siebie polskich prokuratorów, aby zapoznali się z wynikami moich badań oraz uzyskali resztę potrzebnych informacji. Nie mam nic do ukrycia - mówi w wywiadzie dla "Gazet Polskiej. Codziennie" prof. Wiesław Binienda.

Prof. Wiesław Binienda: oczekuję pomocy polskich naukowców
Źródło zdjęć: © PAP | Andrzej Hrechorowicz

08.06.2012 | aktual.: 08.06.2012 16:27

- Przygotowuję teraz odpowiedź na pismo prokuratury, które dostałem po powrocie do USA. Zaproponuję im wizytę tutaj, na mojej uczelni. Będę mógł im wtedy pokazać aparaturę, jakiej używam do pracy naukowej. Jeżeli naprawdę chcą się zapoznać z moimi wynikami, powinni tutaj przyjechać - zapowiedział Binienda, ekspert sejmowej komisji badającej okoliczności katastrofy smoleńskiej. Naukowiec dodał też, że jego dotychczasowe kontakty z polską prokuraturą nie były najlepsze. - Była to forma gry politycznej, w którą ja nie umiem grać - zaznaczył.

Binienda stwierdził, że prokuratura "kluczyła i lawirowała" w sprawie spotkania i do tej pory nie odpowiedziała mu na prośbę o przesłanie pytań, na które miałby odpowiedzieć. - Z treści listów, które dostałem wynika, że chcą się spotkać. Jednak kiedy czekałem na nich w Sejmie przez godzinę, nie pojawili się - powiedział. Zapowiedział też, że wyśle zaproszenie do polskich prokuratorów, którym w USA będzie mógł przedstawić swoje badania.

- Nie mam nic do ukrycia, o wszystkim mówiłem już wielokrotnie, także ostatnio w Polsce. Wszystko można również znaleźć w internecie, więc nie wiem o co im naprawdę chodzi - podkreślił. Dodał też, że w liście, który otrzymał od prokuratorów ppłk Karol Kopczyk zadeklarował chęć spotkania we wskazanym przez niego miejscu i czasie. - Pismo prokuratura pomija fakt, że czekałem na nich w Sejmie w ostatnim dniu pobytu w Polsce. Piszą tak, jakby tamta sytuacja w ogóle nie istniała, jakbyśmy żyli w dwóch odrębnych przestrzeniach kosmicznych - wyjaśnił w rozmowie z "Gazetą Polską Codzienną".

Prof. Wiesław Binienda, kierownik Wydziału Inżynierii Cywilnej na uniwersytecie w Akron w Ohio, jest autorem badań, z których ma wynikać, że zderzenie z brzozą nie mogło być przyczyną katastrofy Tu-154M. - Najpierw musiał być wybuch i musiał on nastąpić w powietrzu, żeby ściany mogły się otworzyć na zewnątrz. Dopiero później upadł całym ciężarem na ziemię - uważa Binienda.

24 maja Binienda ponownie przedstawił swe ustalenia na posiedzeniu zespołu parlamentarnego badającego przyczyny katastrofy, którym kieruje poseł PiS Antoni Macierewicz. Po obradach prezes PiS Jarosław Kaczyński powiedział, że "cała bajka o brzozie jest nieprawdą". Dodał, że "wielu wybitnych polskich naukowców publicznie stwierdza, że to, co głosi na podstawie badań prof. Binienda, jest prawdą". - Wszystko było inaczej. Polskie społeczeństwo i międzynarodowa opinia publiczna były w sposób wyjątkowo cyniczny i bezczelny oszukiwane - mówił Kaczyński.

W lipcu ub.r. komisja badająca katastrofę smoleńską, którą kierował ówczesny szef MSWiA Jerzy Miller, zaprezentowała swój raport. Odnosząc się do kwestii uderzenia samolotu o brzozę Miller mówił wówczas, że czym innym jest uderzanie brzozą o samolot, a czym innym zderzenie pędzącej maszyny z drzewem. Przypomniał, że brzoza nie była pierwszą przeszkodą, którą napotkał samolot. - Pierwsze przeszkody czyniły na tyle nieznaczące szkody w poszyciu samolotu, że nie prowadziło to do zmiany trajektorii lotu, co nie oznacza, że nie pozostawiało żadnych śladów na torze przelotu samolotu - zaznaczył Miller.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (264)