Prof. Maciej Mrozowski: Polska potrzebna Rosji jako wróg
- Rosja potrzebuje wroga i w tym celu wykorzystuje Polskę w medialnej propagandzie. Dla Rosji stanowimy kulturowo-cywilizacyjne zagrożenie, a jeśli Tusk lub Sikorski dostaną wysokie stanowiska w strukturach Unii, to atak na Polskę będzie zmasowany, subtelny, ale podstępny i wredny - mówi Wirtualnej Polsce prof. Maciej Mrozowski, medioznawca SWPS.
22.07.2014 | aktual.: 22.07.2014 06:34
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ostatnio rosyjskie media stosują zmasowany antypolski medialny atak : "Polska chce odzyskać dawne ziemie", "Polski batalion walczy na Ukrainie", "Polska szkoli ukraińskie bojówki" - docierają do Rosjan nieprawdziwe informacje. Czego chce Rosja od Polski? Jaki ma w tym cel - pytamy prof. Macieja Mrozowskiego.
- Polska jest problemem dla Rosji, bo Rosja jest problemem dla Polski - mówi nasz rozmówca. Tłumaczy, że zabory i wieloletnia rosyjska dominacja skumulowały się w cały ciąg doświadczeń historycznych. Rosjanie wiedzą, że ich nie lubimy. Mamy sentyment wprawdzie do kultury rosyjskiej, do ludzi, bo mają podobny typ emocjonalności, ale państwa już nie lubimy.
Z kolei dla Rosjan jesteśmy zagrożeniem. Ich święto narodowe to dzień wypędzenia polskich panów. (Rocznica wypędzenia Polaków z Moskwy - 4 listopada - obchodzona jest w Rosji jako Dzień Jedności Narodowej. Jest to jedno z najważniejszych świąt państwowych w Rosji. Zostało ustanowione w 2004 roku z inicjatywy Putina.) I pomimo że te polskie rządy na Kremlu trwały bardzo krótko (XVII w), to dla Rosjan jest ono bardzo istotne, niemal symboliczne.
Duże imperium potrzebuje wroga, to jest taka logika. Wbrew pozorom, dla Rosji wrogiem nie są Niemcy. Niemcy im imponują. Są doskonale zorganizowaną gospodarką i cywilizacją, którą oni w dużym stopniu naśladują. Ameryka jest daleko, a Francja, Anglia też mniej ich interesują. Natomiast jest Polska. To wróg bezpośredni. Takiego bliższego wroga łatwiej wykorzystywać na skalę propagandową.
- My nie stanowimy żadnego militarnego zagrożenia dla Rosji, ale w pewnym sensie stanowimy zagrożenie kulturowe i cywilizacyjne - podkreśla medioznawca. Jak wyjaśnia, Rosjanie nie mogą wiedzieć, że w Polsce się żyje lepiej, bo jesteśmy na nieco wyższym poziomie cywilizacyjnym, że wprowadzamy reformy, rozwijamy się i pokazujemy drogę, którą można naśladować. Nie, takie wpływy należy stopować i im przeciwdziałać. Putin wielokrotnie podkreślał, że Polska ma rusofobię, że ich nienawidzimy i jesteśmy wobec nich agresywni, a na Zachodzie nie mogą nas traktować poważnie. Ta podskórna, wypływająca w mediach od czasu do czasu niechęć do Polaków jest im potrzebna.
To był wielki cios dla Rosji
Kreowanie polonofobii wśród rosyjskiej ludności sięga jeszcze czasów imperium. Po dojściu bolszewików do władzy, Polska staje się pierwszym zewnętrznym wrogiem. Przed II wojną światową, komunistyczna propaganda sowiecka w kontekście Ukrainy, traktowała Polaków jak okupantów. Biorąc jednak pod uwagę warunki, w jakich żyło społeczeństwo ukraińskie, do jakich doprowadziły szaleńcze rządy Stalina, trudno mówić już o propagandzie, to był terror.
Po wojnie byliśmy częścią imperium sowieckiego, więc w świat szła informacja o kochających się narodach. Propaganda głosiła, że sowieci podwójnie wyzwolili Polskę, od nazistowskiej okupacji niemieckiej oraz od panowania kapitalizmu. "Polska podwójnie wdzięczna". W telewizji kwiatki, uroczystości, parady, dynamiczny rozwój, czyli propaganda sukcesu.
Taki obraz funkcjonował do przełomu 1979-1980 roku. Wówczas propaganda padała na łeb na szyję. Prawdziwa jednak zmiana nastąpiła za Gorbaczowa, który doszedł do władzy w połowie lat 80. Młode pokolenie komunistów, otwarcie na świat, pieriestrojka i głasnost, czyli polityka otwarcia i jawności w życiu publicznym. To była zmiana, która miała doprowadzić do tego, że obraz przedstawiany w mediach zbliżał się do rzeczywistości. Pokazywano konflikty społeczne, trudności gospodarcze, patologie. Polska to wykorzystała i poszła do przodu.
- Dla Rosji wyjście Polski spod jej wpływów było wielkim ciosem. Z ich punktu widzenia Polska, to duży, silny kraj, który jeśli będzie się rozwijał, będzie stanowił zaporę - tłumaczy prof. Mrozowski.
Polska potrzebna Rosji jako wróg
- Cel propagandowy jest oczywisty - stwierdza profesor. To jednoczenie Rosji i budowanie poparcia wewnętrznego. Rosja zbliża się do granicy możliwości rozwoju, To już od dawna eksperci głoszą. Rozwijała się dzięki surowcom i importowi technologii, ale sama już nie za bardzo może się rozwijać. Zmiany społeczne powodują, że kolejne roczniki dojrzewają i pojawia się tam pierwsza klasa średnia. Oligarchowie pilnują swojego majątku, a klasa średnia będzie coraz bardziej niezadowolona, bo nie będzie miała możliwości rozwoju. Więc może pojawić się wewnętrzna opozycja, która może zagrozić Putinowi.
Może być tak samo, jak w przypadku Janukowicza. Jak ich dopadną, to za złodziejstwo, malwersacje i zbrodnie na narodzie, mogą ich mocno poturbować. Oznacza to, że koniecznością staje się wytwarzanie zewnętrznego zagrożenia i pokazywanie, że "dajemy sobie radę, odbijamy część imperium". To czyste myślenie imperialne.
Pomijając duże miasta, większość Rosji to naród słabo wykształcony, religijny, myślący magicznie, nie kalkulujący poważnie i przede wszystkim, nie korzystający z niezależnych źródeł informacji. Ten naród jest ofiarą tej propagandy, która z kolei jest skrojona na ich mentalność i potrzeby.
Zachód nie wierzy w te bzdury
Po wejściu Polski do Unii świat zachodni trochę powątpiewał w prawdziwość naszych obaw wobec Rosji. Uważał, że możemy sobie ułożyć stosunki gospodarcze, polityczne i kulturalne z Rosją, a prawicowe grupki w Polsce tworzą sztuczne zagrożenie by mobilizować elektorat. Natomiast dziś widzą, że Rosja działa pod przykrywką zbliżenia z Zachodem i ta globalizacja jej nie cywilizuje.
Więc w takie bzdury, jakimi karmi rosyjska propaganda swoich rodaków, już nikt nie wierzy. Jesteśmy w NATO, w UE, jesteśmy dosyć zintegrowani, więc takie numery nie wchodzą w grę. Zachód jest odporny, ale z drugiej strony boi się interweniować i nie chce walczyć z Rosją.
- Propaganda rządzi się pewną logiką, ale w przypadku Rosji już dawno oderwała się od rzeczywistości - mówi nasz rozmówca. W tej chwili władza musi uzasadniać to co się dzieje. Putin przecież nie przyzna się i nie przeprosi, że "wysłaliśmy rakietę i rozwaliliśmy samolot". Do momentu zestrzelenia samolotu mógł politycznie się wycofać. Teraz jest to jednak niewyobrażalne. Naród potraktowałby to jako klęskę. Dlatego wszystko jest tak dramatyczne i niesie za sobą kolejne zagrożenia.
Putin będzie musiał coś kombinować i musimy być przygotowani na kolejne propagandowe ciosy, zwłaszcza, że jest wielce prawdopodobne, że zaatakuje Ukrainę.
Na koniec prof. Mrozowski sygnalizuje, że jeżeli Radosław Sikorski lub Donald Tusk dostaną wysokie stanowiska w Unii, to atak ze strony Rosji będzie zmasowany. Rosja będzie starała się nas zdyskredytować. - Oczywiście atak nie będzie bezpośredni, bo nie zaatakują całej Unii, więc zabiegi propagandowe będą bardziej subtelne, ale i podstępne, i wredne - przestrzega.
Dominika Leonowicz, Wirtualna Polska