Prof. Ćwiąkalski: dozór elektroniczny jest dobry, ale trudny technicznie
Karnista, prof. Zbigniew Ćwiąkalski z Uniwersytetu Jagiellońskiego pozytywnie odnosi się do rządowego projektu ustawy wprowadzającej monitoring elektroniczny skazanych. Jego wątpliwości budzi jedynie strona techniczna i skala zastosowania tego rozwiązania.
31.10.2006 | aktual.: 31.10.2006 22:21
Sam pomysł jest dobry; stosowany jest już w niektórych krajach, m.in. USA - powiedział prof. Ćwiąkalski.
Dostrzega on jednak problemy związane ze stroną techniczną realizacji tego pomysłu, bo - jak tłumaczy - dozór elektroniczny funkcjonuje na takich zasadach jak telefonia komórkowa; jeżeli ktoś ma założoną obrączkę elektroniczną, jest kontrolowany przez nadajnik.
Powstaje pytanie: czy ten projekt ograniczy się tylko do dużych miast, czy też będzie obejmował całą Polskę - zastanawia się Ćwiąkalski. Nie bardzo wiadomo, dlaczego mieliby być lepiej traktowani więźniowie w dużych miastach, a nie np. w Bieszczadach - zaznacza.
Początkowo dozorem elektronicznym ma zostać objętych 3 tys. skazanych, a docelowo - 15 tys. Rozwiązanie to mogłoby być stosowany w przypadku skazanych na karę więzienia w wymiarze do sześciu miesięcy; na karę pozbawienia wolności do roku, jeśli czas pozostały do jej odbycia nie przekracza pół roku, oraz wobec skazanych, w stosunku do których orzeczono zastępczą karę pozbawienia wolności (np. w przypadku niepłacenia alimentów). Z dozoru nie mogliby korzystać skazani za umyślne przestępstwo lub przestępstwo skarbowe, jeśli byli już wcześniej skazani na karę więzienia.
Zdaniem prof. Ćwiąkalskiego, jest to projekt bardzo skromny, bo biorąc pod uwagę liczbę osób odbywających karę pozbawienia wolności, obejmuje tylko nielicznych.
Jednak w sytuacji, gdy polskie więzienia są przepełnione, jedyną drogą jest poszukiwanie alternatywnych rozwiązań - zaznacza profesor.