Proces ws. nieumyślnego postrzelenia żołnierza w Iraku
Przed Wojskowym Sądem Garnizonowym w
Krakowie dobiega końca proces w sprawie śmiertelnego
postrzelenia st. szer. Gerarda Wasielewskiego w Iraku. W
poniedziałek sąd przesłuchał dwóch świadków.
04.10.2004 | aktual.: 04.10.2004 16:13
Do tragedii doszło 22 grudnia 2003 roku w Karbali wśród żołnierzy polskiego kontyngentu wojskowego, wchodzącego w skład Międzynarodowych Sił Stabilizacyjnych w Iraku. Oskarżonym jest jeden z żołnierzy polskiego kontyngentu, starszy szeregowy służby nadterminowej. Jak wyjaśnił na poprzedniej rozprawie, do tragedii doszło podczas żartów w trakcie czyszczenia broni.
Okoliczności te potwierdzili świadkowie. Czyściliśmy razem broń w punkcie czyszczenia broni. Żartowaliśmy i planowaliśmy wspólny wypad w góry całą drużyną po powrocie do Polski - zeznawał naoczny świadek Artur H. Broń po skończeniu czyszczenia należy przestrzelić na sucho. Widziałem, jak Gerard wycelował broń w kierunku kolegi, to była forma żartu. Sprowokowany tym żartem kolega wziął swoją broń, wycelował, odbezpieczył i przeładował. Widziałem jego palec na spuście, zobaczyłem, że ma podpięty magazynek, ale nie zdążyłem nawet zawołać, kiedy padł strzał - opisywał moment wypadku.
Ogłuszony strzałem świadek zapamiętał jeszcze ogromnie emocjonalną reakcję oskarżonego, który podbiegł do rannego, objął go i krzyczał: Wasylku, Boże, co ja ci zrobiłem.
My go nie obwiniamy - stwierdził świadek na zakończenie zeznań i poinformował, że koledzy z drużyny kilka razy odwiedzali sprawcę postrzelenia podczas jego pobytu w szpitalu w Iraku i starali się podtrzymać go na duchu. Patrzyłem w oczy człowieka z przestrzeloną głową, z którym kilka minut wcześniej rozmawiałem, i miałem nadzieję, że uda się go uratować - zeznawał dowódca drużyny w tym dniu, st. chor. Jacek Z.
Na poprzedniej rozprawie oskarżony wyjaśniał, że do końca życia nie zapomni tej tragedii, która "w nim została". Oskarżony nie uchyla się od winy, przed sądem występuje bez obrońcy. Jeszcze z Iraku wysłał list do rodziny zastrzelonego kolegi, zabiegał i doprowadził do spotkania się z jego bliskimi. To była najtrudniejsza rzecz, jaką musiałem zrobić w życiu, ale wiedziałem, że muszę to zrobić - mówił. Na to spotkanie pojechał z kolegą z drużyny, z którym służyli wszyscy razem w Iraku.
Sąd ma zamiar jeszcze wyjaśnić, czy przełożeni żołnierzy mieli obowiązek nadzorować ich przy czyszczeniu broni. W tym celu wystąpi do dowódcy polskiego kontyngentu o zniesienie klauzuli ograniczonej dostępności do rozkazu w tej sprawie. Następna rozprawa odbędzie się w listopadzie.
Gerard Wasielewski miał 20 lat. Służył w 12. Brygadzie Zmechanizowanej w Szczecinie po odbyciu rocznej służby zasadniczej w 4. Pułku Chemicznym w Brodnicy. Do Iraku poleciał z główną grupą 8 sierpnia 2003 roku.
Półtora miesiąca przed wypadkiem wraz z oskarżonym jechał w konwoju, w którym zginął major Hieronim Kupczyk, pierwszy polski żołnierz poległy w Iraku.
Za czyn zarzucany oskarżonemu grozi kara od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności. Sąd nie zgodził się z wnioskiem przekazanym przez prokuraturę wraz z aktem oskarżenia, by skazać oskarżonego bez przeprowadzania rozprawy na karę dwóch lat pobawienia wolności z warunkowym zawieszeniem wykonania na trzy lata. Postanowił sprawę rozpoznać w toku przewodu sądowego.