Proces właściciela armaty
Proces właściciela repliki armaty, której
wystrzał zranił jedną osobę, rozpoczął się przed Sądem
Rejonowym w Złotoryi (Dolnośląskie). Feralny wystrzał z armaty
miał uatrakcyjnić imprezę plenerową, która odbywała się w czerwcu
2003 roku koło Złotoryi.
06.05.2005 15:15
48-letni mieszkaniec Złotoryi stanął przed sądem pod zarzutem nieumyślnego narażenia na niebezpieczeństwo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu oraz spowodowania obrażeń u widza. Według prokuratury, właściciel repliki armaty nie zachował należytych środków bezpieczeństwa podczas oddawania strzałów na wiwat.
Mężczyzna nie przyznał się do winy. Twierdzi, że poszkodowany obserwator znalazł się w polu rażenia armaty przez własną lekkomyślność. Oskarżony uważa, że ogłoszenia konferansjerów prowadzących imprezę, informujące o planowanym wystrzale na wiwat, były wystarczającym ostrzeżeniem dla uczestników zabawy.
Do zdarzenia doszło 28 czerwca 2003 roku w czasie IV Dymarek Kaczawskich, które odbywały się w miejscowości Leszczyna k. Złotoryi. W trakcie tej imprezy, utrzymanej w klimacie średniowiecznego jarmarku, prezentowane są tradycje górnicze okolicy.
Właściciel armaty oddał strzał, raniąc znajdującego się w pobliżu mężczyznę, wykonującego zdjęcia imprezy. Fotoreporter, który w chwili wystrzału stał w odległości ok. 3 metrów od armaty, odniósł szereg poważnych obrażeń, m.in. doznał wstrząśnienia mózgu i uszkodzenia słuchu.
Według prokuratury armata wystrzeliła bez odpowiednich ostrzeżeń, a jej właściciel nie zadbał o bezpieczeństwo. W śledztwie powołano biegłego z zakresu batalistyki, który stwierdził, że wprawdzie na replikę średniowiecznej armaty nie potrzeba stosownego zezwolenia, jednak jest ono wymagane na tak istotną część amunicji, jaką jest proch strzelniczy. Dlatego właściciel armaty odpowiada także o nielegalne posiadane prochu.