Proces Andrzeja S. bez zmiany sędziego prowadzącego
Proces znanego psychologa, oskarżonego m.in. o pedofilię, Andrzeja S., rozpoczął się w poniedziałek przed Sądem
Rejonowym dla Warszawy-Mokotowa. Rozprawy są tajne, nie wiadomo
nawet, czy przebywający w areszcie oskarżony przyznał się do
postawionych zarzutów. Sąd rozpatrzył odmownie wniosek obrony o zmianę składu sędziowskiego ze względu na wątpliwości związane z bezstronnością sędziego prowadzącego.
27.06.2005 | aktual.: 27.06.2005 15:29
W poniedziałek minął rok od dnia, gdy policja zatrzymała Andrzeja S. tuż po tym, gdy na osiedlowym śmietniku przy ul. Racławickiej w Warszawie znaleziono kilkaset zdjęć z pornografią dziecięcą. Podczas przeszukania pobliskiego mieszkania S. znaleziono kolejne zdjęcia i płyty CD z dziecięcą pornografią. Zdjęć miało być kilka tysięcy.
Sąd po otwarciu rozprawy postanowił - na wniosek prokuratora - utajnić jej przebieg. Powodem było - podobnie jak w innych tego typu sprawach - dobro dzieci pokrzywdzonych przez oskarżonego, a także obowiązek ochrony dobrych obyczajów. Rozpoczęcie procesu opóźniło się prawie o trzy godziny. Powodem był wniosek obrony o zmianę sędziego prowadzącego proces.
Kłopoty z wypowiedzią sędzi prowadzącej
Broniący Andrzeja S. mec. Andrzej Senejko zarzucił sędzi Edycie Snastin, że udzieliła wypowiedzi jednej z gazet i opublikowano tam jej zdjęcie w todze, z łańcuchem sędziowskim i kodeksem karnym w dłoni. Według obrony podaje to w wątpliwość bezstronność sędziego.
Wniosek o zmianę składu sądu rozpatrzyło trzech innych sędziów. W ogłoszonym jawnie postanowieniu sąd stwierdził jednak, że nie ma powodu, by podważać bezstronność sędzi Snastin, która oświadczyła, że nie wyrażała zgody na publikację jej wypowiedzi, a zresztą wypowiedź ta brzmiała: "Nie będę się kierować (przy orzekaniu - PAP) popularnością oskarżonego".
Po rozstrzygnięciu tej kwestii sąd pod przewodnictwem sędzi Snastin znów zebrał się za zamkniętymi drzwiami i rozpoczął się proces, co formalnie następuje po odczytaniu aktu oskarżenia. Później S. zaczął składać wyjaśnienia - nie wiadomo, czy przyznał się do postawionych mu zarzutów i czy podtrzymuje to, co powiedział w śledztwie. Wiadomo natomiast, że świadkowie, którzy byli wezwani do sądu na poniedziałek, będą wezwani jeszcze raz - dopiero na wrzesień. Wcześniej sąd przesłucha oskarżonego, a być może także biegłych.
Andrzej S., do niedawna powszechnie szanowany i ceniony psycholog, ze specjalnością psychologia kliniczna dziecka, zyskał dużą popularność dzięki efektom w psychoterapii rodzin i dzieci. Był autorem kilku książek poświęconych rodzinie.
Roczny pobyt w areszcie spowodował zmiany w wyglądzie oskarżonego - zgolił brodę, schudł. Pozostała natomiast dżinsowa koszula oraz skórzana kamizelka. Gdy wzmocniony policyjny konwój doprowadzał oskarżonego na salę rozpraw, Andrzej S. zasłaniał twarz zeszytem. Potem już tego nie robił.
Elementy seksualne częścią terapii?
Akt oskarżenia przeciw Andrzejowi S. trafił do sądu w maju. Psycholog oskarżony jest o "doprowadzenie nieletnich poniżej lat 15 do poddania się innym czynnościom seksualnym" oraz udostępnianie im "treści pornograficznych". Odpowiada też za utrwalanie pornografii dziecięcej na różnych nośnikach i rozpowszechnianie jej, m.in. w internecie. W śledztwie przesłuchano czworo dzieci, które mogły być ofiarami S.
Mój klient jest teraz pod dobrą opieką psychologiczną. Pracujemy nad tym, by zapomniał o tej traumie, którą przeżył - mówił dziennikarzom mec. Witold Leśniewski, pełnomocnik matki jednego z pokrzywdzonych dzieci, która jako jedyna postanowiła zostać oskarżycielem posiłkowym w procesie.
Adwokat dodał, że dziecko było przesłuchane w komfortowych warunkach, bez świadomości, że składa zeznania, odbywało się to w przystosowanym do przesłuchań dzieci "niebieskim pokoju" z zabawkami. W przesłuchaniu uczestniczyła sędzia, psycholog i wszystkie strony procesu.
W śledztwie Andrzej S. składał wyjaśnienia i podawał różne wersje zdarzeń. Według jednej z nich, elementy seksualne w spotkaniach S. z dziećmi były częścią terapii, która miała "otworzyć" te dzieci na kontakt - chodziło bowiem o dzieci autystyczne. Uważamy, że zebrany materiał dowodowy uprawdopodobnił w stopniu ostatecznym, że jest on sprawcą tych czynów - mówił zaś szef Prokuratury Rejonowej Warszawa-Mokotów Zbigniew Żelaźnicki, gdy wysyłano akt oskarżenia.
Śledczy przeprowadzili kilka ekspertyz, m.in. daktyloskopijną, informatyczną (sprawdzano, czy zdjęcia były rozpowszechniane w internecie - PAP) oraz seksuologiczną. Jedna z opinii miała rozstrzygnąć, czy ręka, która pojawia się na niektórych ze znalezionych zdjęć, jest ręką Andrzeja S. Prokuratura nie ujawniała jednak wyników tych ekspertyz.
Andrzej S. przebywał na sześciotygodniowej obserwacji sądowo- psychiatrycznej w Krakowie - lekarze nie kwestionowali poczytalności oskarżonego. Grozi mu do 10 lat więzienia.