Prezydent USA: nie wyślemy Ukrainie rakiet, które mogłyby dosięgnąć terytorium Rosji
Joe Biden zadeklarował w poniedziałek, że USA nie wyślą Ukrainie rakiet o zasięgu sięgającym terytorium Rosji. Odniósł się w ten sposób do kwestii ewentualnego przekazania systemów artylerii rakietowej M270 MLRS lub HIMARS.
- Nie wyślemy Ukrainie systemów rakietowych, którymi mogą uderzyć wewnątrz Rosji - powiedział Biden, odpowiadając przed Białym Domem na pytanie, czy USA wyślą Ukrainie rakiety dalekiego zasięgu. Prezydent Stanów Zjednoczonych nie wskazał jednak o jakie dokładnie systemy chodzi.
Przypomnijmy, że wcześniej CNN i inne media donosiły, że administracja Bidena zamierza włączyć do nowego pakietu pomocy wojskowej systemy artylerii rakietowej M270 MLRS lub HIMARS. W zależności od używanej amunicji, mogą one wystrzeliwać rakiety od 32 do nawet 300 kilometrów, choć podstawowe rakiety mają zasięg 32-45 kilometrów.
W ciągu ostatnich tygodni ukraińscy politycy, na czele z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim, zabiegali o przekazanie Ukrainie przez USA wieloprowadnicowych wyrzutni rakiet MLRS. Ta amerykańska broń może razić cele rakietami na odległość setek kilometrów, co zdaniem strony ukraińskiej mogłoby być przełomem w wojnie z Rosją.
Administracja prezydenta USA Joe Bidena zastanawiała się od tygodni, czy powinna przekazać te systemy rakietowe Ukrainie. Problem został poruszony w zeszłym tygodniu w czasie dwóch spotkań w Białym Domu zwołanych w celu omówienia polityki bezpieczeństwa narodowego - informuje stacja za amerykańskimi urzędnikami.
Amerykańskie wyrzutnie mogłyby atakować cele na Krymie
Jak podaje CNN, sednem sprawy była ta sama obawa, z którą zmagała się amerykańska administracja od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę: czy przekazywanie Ukraińcom coraz cięższej broni będzie postrzegane przez Rosję jako prowokacja, która mogłaby wywołać jakiś odwet przeciwko USA.
Jak podała stacja CNN, zasięg systemu jest jednym z głównych czynników komplikujących sprawę w związku z obawami o eskalację konfliktu z Rosją.
Jeśli Ukraina otrzymałaby amerykańskie wyrzutnie HIMARS, mogłoby to radykalnie zmienić sytuację na froncie. W polu rażenia rakiet znalazłyby się cele na Krymie okupowanym przez Rosję - ocenił w niedzielę na antenie Radia NW ukraiński ekspert wojskowy pułkownik Serhij Hrabski.
Deklaracje USA, a potrzeby Ukrainy
Wojskowy wyjaśnił, że systemy rakietowe HIMARS działają w dwóch modułach - pierwszy z nich pozwala razić obiekty oddalone o 25-30 km, natomiast drugi umożliwia wystrzeliwanie pocisków nawet na odległość 300 km.
- Mniej zaawansowany moduł również jest istotny, bowiem posiadanie takiej broni oznacza zdolność do zadawania przeciwnikowi bardzo poważnych strat - podkreślił Hrabski.
W jego ocenie, kluczowe znaczenie ma jednak drugi z komponentów systemu. - W naszym zasięgu znajdą się cele na Krymie, z których wróg przeprowadza ataki rakietowe na terytorium Ukrainy. Sytuacja zmieni się zasadniczo, ponieważ będziemy mogli (...) niszczyć z daleka strefy zaopatrzenia, konwoje, magazyny i punkty dowodzenia - ocenił ekspert.
"Rosjanie korzystają z tego, co mają w zapasie". Ekspert o uzbrojeniu wojsk Putina