Prezydent Olsztyna zamieszany w sprawie o molestowanie
Olsztyńska historia jest wyjątkowo ponura. Bo człowiekiem, który - jak wskazują informacje zebrane przez dziennikarza "Rzeczpospolitej" - prawdopodobnie dopuszczał się molestowania, a może i gwałtu, jest prezydent miasta, a więc wysokiej rangi polityk wybrany przez mieszkańców w bezpośrednim głosowaniu.
22.01.2008 | aktual.: 22.01.2008 04:25
Został obdarzony bardzo dużym zaufaniem. O jego występkach wiedzieli inni politycy. Prokuratura nie miała dość determinacji, by zbadać, kto jest sprawcą domniemanego przestępstwa - pisze Igor Janke.
Według niego, to historia jak z kryminalnych opowieści o skorumpowanych i zepsutych do cna lokalnych władzach miasteczek w opanowanych niegdyś przez mafię południowych Włoszech. Jeden kryje drugiego, organy ścigania nie są w stanie - albo nie chcą - nic zrobić. Ofiary czują się tak bardzo zagrożone, że boją się wyjawić prawdę przed tymi, którzy odpowiadają za praworządność w państwie. Kompletnie nie wierzą w skuteczność państwa i jego aparatu.
Bohaterka tekstu w "Rzeczpospolitej" czuła, że żyje w dżungli, a nie w praworządnym państwie. Jej historia bardzo przypomina seksskandal w Samoobronie z byłym wicepremierem w tle. Tam politycy też czuli się kompletnie bezkarni. Mieli przekonanie, że mogą wszystko. I poniekąd mieli rację. Bo kobiety im ulegały i długo bały się komukolwiek donieść. Pani Anna z Olsztyna też przez wiele lat ukrywała swoją hańbę.
Wnioski są dwa. Jeden - że na molestowanie kobiet niestety w wielu kręgach polskiego społeczeństwa jest ciągle mniejsze lub większe przyzwolenie. Drugi - że Polacy czasem czują się całkiem bezbronni. Nie wierzą, że państwo jest w stanie ich obronić przed złoczyńcami.
W Olsztynie zawiedli wszyscy, którzy powinni działać. Nie reagowali ani politycy, ani organy państwa. Ani zwykli ludzie, którzy też wiedzieli o tej historii. A hańbiona kobieta po prostu bała się, że państwo jest zbyt słabe, by jej pomóc. Na szczęście w końcu uwierzyła dziennikarzowi - czytamy w "Rzeczpospolitej". (PAP)