Prezydent niedopasowany
Naród ma poczucie, że prezydenta nigdy nie ma w pracy, a dziennikarze niezmordowanie próbują dociec dlaczego. Wyjaśnienie może być banalne - prezydent swojej pracy nie lubi.
20.07.2006 | aktual.: 20.07.2006 11:09
Stresuje cię kontakt z ludźmi, zwłaszcza z obcokrajowcami. Nie znasz żadnego języka obcego, nie jesteś też duszą towarzystwa. Masz niską tolerancję na krytykę, a w tej pracy nie jesteś w stanie jej uniknąć, choćbyś czynił cuda. Tysiące ludzi robi sobie na twój temat niewybredne dowcipy, drwiny pojawiają się też w gazetach i Internecie. I to nie tylko w Polsce. Co zrobić? Zwolnić się? Nie możesz. Jesteś prezydentem Polski. Zatrudniło cię 40-milionowe społeczeństwo. Nie powiesz mu pewnego dnia w telewizji: zdaje się, że to niedokładnie ta robota, o jaką mi chodziło. Składam wymówienie.
- Skłamałbym, mówiąc, że nigdy nie żałuję, że zostałem prezydentem. Czasem każdy człowiek żałuje - wyznał niedawno prezydent Lech Kaczyński w telewizji TVN. Czy czasami sukces wyborczy nie odbija się Lechowi Kaczyńskiemu czkawką, a niestrawności, które nie pozwalają mu na hiperważne spotkanie z wodzami Niemiec i Francji, nie są efektem nadwerężonych stresem wrzodów?
Za biurkiem w pałacu (namiestnikowskim)
Psychologowie dość dawno temu odkryli, że kiedy oglądamy albumy ze zdjęciami, nasz wzrok natychmiast biegnie do fotografii, na których sami jesteśmy. Ten odruch dotyczy zwykłych ludzi i prezydentów, na przykład gdy czytają poranne gazety, popijając kawę. W przypadku Lecha Kaczyńskiego herbatę. Czasem bez cukru, bywa, że słodzoną. Zasada jest taka: herbata musi być ze szklanki. - Lech Kaczyński nie lubi smaku z porcelany - mówi szefowa gabinetu prezydenta Elżbieta Jakubiak, która pracowała u Kaczyńskiego jeszcze w czasach, gdy rządził stolicą.
Gdy jesteś prezydentem nielubianym przez dziennikarzy, zanim zobaczysz dno filiżanki z herbatą, przeczytasz kilka negatywnych opinii o sobie. Obejrzysz też kilka zdjęć, które wyglądają, jakby były starannie dobrane przez nieprzyjaznych fotoedytorów. Pewnie dlatego prezydent wspomina o wrogich ośrodkach dziennikarskich w Polsce i za granicą. Za granicą ma to być niemiecki "Tageszeitung", który opublikował tekst satyryczny o prezydencie, w Polsce - "Gazeta Wyborcza".
Jak walczyć ze stresem spowodowanym krytyką? Prezydent nie stosuje tanich chwytów. - Nie pogryza w pracy, a my wszyscy przejęliśmy ten zwyczaj - mówi Elżbieta Jakubiak.
W kancelarii nie ma żadnych ciasteczek, paluszków i innego junk-foodu. W upały wszyscy ludzie prezydenta jedzą owoce - truskawki i czereśnie. W niektóre wieczory, kiedy nie mogą już wytrzymać z głodu i ze stresu - kanapki.
Czy reakcją prezydenta na niepochlebne publikacje jest ucieczka? Dziennikarze spekulują, że prezydent dostaje alergii na widok kamer. Czy planuje dzień tak, by mieć z nimi do czynienia jak najmniej? Elżbieta Jakubiak zaprzecza: - Prezydent zachował swoje nawyki pracy z ratusza. Wymyślił taki system: rano spotkania wewnętrzne, po południu zewnętrzne, wieczorem podejmowanie decyzji i podpisywanie dokumentów.
Półtora języka obcego
Prezydentowi najlepiej pracuje się wieczorem. Z daleka od fotela: - Kiedy ma podjąć decyzję, chodzi. Wszyscy siedzimy, a on krąży wokół nas. Czasami wychodzi na balkon - mówi szefowa jego gabinetu. Cała ta aktywność odbywa się tylko na oczach pracowników prezydenta, na zewnątrz pałacu jej nie widać. A powinno, bo prezydent pełni także funkcje reprezentacyjne.
Magdalena Środa, filozofka, była minister: - To bardzo prawdopodobne, że prezydent nie lubi swojej pracy. Jest człowiekiem kameralnym, przywiązanym do rodziny, zwłaszcza do matki. To człowiek, który ma mnóstwo kompleksów, a jednocześnie bardzo silne ambicje.
Elżbieta Jakubiak: - Niektórzy zarzucają prezydentowi, że zbyt silnie pokazuje emocje. Ale robi tak, gdy przychodzą dziennikarze, nigdy podczas negocjacji.
Kompleksy prezydenta widać w jego reakcjach. I to od dawna. - Spieprzaj, dziadu! - powiedział Lech Kaczyński po wyjściu ze spotkania wyborczego na Pradze Północ w listopadzie 2002 roku pijaczkowi, który zadawał mu nachalnie jakieś pytania. Potem tłumaczył dowcipnie: - Polityk też ma prawo do obrony godności. Pierwszą serię obelg wytrzymałem, dopiero przy drugiej powiedziałem twardo, ale jak na praską ulicę łagodnie, żeby sobie poszedł. Ta historia pokazuje jasno: godność własna - oto czuły punkt prezydenta RP.
Prezydent nie ma wyboru. Pracodawca (społeczeństwo) każe mu spotykać się z obcokrajowcami. Opowiada żona jednego z członków prezydenckiej świty podczas wizyty za granicą: - Siedzieliśmy przy stole. Atmosfera była fantastyczna. Wokół toczyły się ożywione rozmowy w kilku językach. Tylko prezydent milczał, siedział skulony i osowiały.
Magdaleny Środy to nie dziwi: - Nie zna języków obcych, co jest zadziwiające, bo przecież ma doktorat. A warunkiem obrony doktoratu jest zdanie egzaminu z języka obcego. Bez języków czuje się niepewnie. Nie umie też komunikować się językiem ciała.
Totalny brak znajomości języków obcych to - według Elżbiety Jakubiak - jeszcze jeden z mitów stworzonych przez nieprzychylną prasę.
- Prezydent świetnie rozumie rosyjski, ale też angielski, w którym czyta, choć nie mówi - przekonuje. - Czasem prezydent sam koryguje tłumaczy z angielskiego, bo ma znakomite wyczucie tematu.
Szefowa prezydenckiego gabinetu przyznaje jednak, że z językami obcymi szefa mogłoby być lepiej. Tak tłumaczy głowę państwa: - Prezydent jest dzieckiem z domu inteligenckiego, jego nieznajomość języka nie wynika z zaniedbania, tylko z jakiejś blokady.
Magdalena Środa była w marcu na konferencji w Budapeszcie, gdy przyjechał tam prezydent. - Wszędzie się spóźniał. Nie zna etykiety, nie potrafi swobodnie wyciągnąć ręki na powitanie. To wyglądało naprawdę źle - opowiada. Francuscy dziennikarze otwarcie naśmiewają się z polskiego prezydenta. Była minister: - Robi komiczne wrażenie. Nikt mu nie powiedział, jak się zachować, a on sam najwyraźniej nie ma potrzeby, żeby się czegoś nowego nauczyć. Nie chce korzystać z usług specjalistów, jak robi to choćby Andrzej Lepper.
Wydaje się, że prezydent popełnił błąd, czyszcząc kancelarię z fachowców, którzy zostali po Kwaśniewskim. Zastąpił ich zaufanymi ludźmi, którzy w dużym mieście sprawdzali się znakomicie, ale w skali Polski są o wiele gorsi, a gdy przychodzi do kontaktów zagranicznych - bezradni.
Spięty na delegacji
Szefowa gabinetu Lecha Kaczyńskiego Elżbieta Jakubiak stawia zaskakującą tezę: - Prezydent bardzo lubi wyjazdy zagraniczne. Szuka nowych punktów widzenia. Interesuje się tym, jak inni przywódcy patrzą na wydarzenia.
Przeciwna temu opinia o prezydencie zdaniem Elżbiety Jakubiak wzięła się z czasów, gdy Lech Kaczyński był szefem Warszawy. Wtedy nie lubił spotykać się z ambasadorami, nie jeździł za granicę, bo uznał, że ważniejsze jest działanie na miejscu. Ale to nie znaczy, że świat Lecha Kaczyńskiego nie interesuje.
Elżbieta Jakubiak: - Jako dziecko z bratem połykał książki historyczne. Uczyli się na przykład na pamięć całych dynastii przywódców afrykańskich, do dziś świetnie zna Afrykę.
Teraz, jako szef RP, Lech Kaczyński codziennie czyta prasówkę z prasy zagranicznej. - Byłam z nim na kilku wizytach zagranicznych. Jego te wyjazdy nie męczą, tylko fascynują. Chce poznawać prywatnie zagranicznych partnerów, bo wtedy łatwiej wyczuć, na jakie argumenty reagują - mówi Jakubiak. Wylicza przywódców, z którymi Kaczyńskiemu znakomicie się rozmawiało: Jacques Chirac - szybko znaleźli wspólny język; Angela Merkel - spotkał się z nią jeszcze jako prezydent elekt: nie mogli się rozstać i gawędzili jeszcze po oficjalnym pożegnaniu; Giscard d'Estaing - Lech Kaczyński zadziwił rozmówcę świetną znajomością życiorysu de Gaulle'a.
Inni jednak nie potwierdzają ciekawości świata prezydenta. Gdy w jednej z odwiedzanych metropolii po oficjalnej części zaproponowano mu prywatne "wyjście w miasto", odmówił. Wolał wracać od razu na lotnisko. Prezydent zamyka się w sobie, zwłaszcza w czasie wizyt zagranicznych. Żona zamyka go jeszcze bardziej, poprawia mu krawat, coś tam koryguje. A on nawet nie protestuje, jak większość mężczyzn w takich sytuacjach. W ogóle go to nie krępuje.
Szczękościsk i niestrawność
Ale w telewizji widzieliśmy skrępowanego prezydenta: gdy siedział przy kominku w Białym Domu. Obok rozluźnionego Busha swobodnie zanurzonego w fotelu - spięty Kaczyński na brzeżku siedzenia, skulony, z niepewnym uśmiechem.
Kto chciałby powtarzać regularnie takie doświadczenie? Na spotkanie Trójkąta Weimarskiego z kanclerz Merkel i prezydentem Chirakiem prezydent nie pojechał w ogóle. Z powodów zdrowotnych, jak podano oficjalnie. Gdy "Super Express" zasugerował chorobę serca głowy państwa, odpowiedź kancelarii była natychmiastowa. Przedstawiono wyniki badań okraszone autorytetem najsłynniejszego polskiego kardiologa i ministra zdrowia Zbigniewa Religi. Wynika z nich, że prezydent jest zdrów jak koń.
Zaświadczenia o chorobie wieńcowej z lat 80., do których dogrzebała się gazeta, były fałszywkami. Miały pomóc Kaczyńskiemu w czasach stanu wojennego, gdy reżim komunistyczny marzył o tym, by wsadzić go do więzienia.
Czy naród może być spokojny po oświadczeniu ministra Religi? Może nie ma niebezpieczeństwa zawału, a informacje o wylewie są tylko plotkami, ale gołym okiem - nawet w telewizji - widać, że z prezydentem jest nie najlepiej. Mówi znajoma Lecha Kaczyńskiego: - Nie wygląda dobrze. Gdy przeżywa stres, cierpi chyba na obrzęk śluzówek. Dostaje szczękościsku, jakby miał kluski w gardle. Mówi i nie można go zrozumieć. Dlatego źle wypada przed kamerami. Do tego dochodzi jego wrodzona niechęć do dużych przestrzeni. Najlepiej czuje się w małym gabinecie, takim, jaki miał jako prezydent Warszawy.
Oficjalnie powodem odwołania szczytu weimarskiego była niestrawność prezydenta. Bardziej przekonuje teoria, że dała o sobie znać znowu urażona godność prezydenta, który nie mógł znieść satyrycznego tekstu w "Tageszeitung" porównującego wodza Polski do kartofla. Ta decyzja nakręciła lawinę komentarzy i dyskusji. Obrazą polskiego prezydenta przez niemiecką gazetę zajęła się warszawska prokuratura. Afera kartoflana przybrała monstrualne rozmiary.
Awans ponad kompetencje?
Szef PiS Przemysław Gosiewski złożył zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez niemieckich dziennikarzy. Były minister spraw zagranicznych Władysław Bartoszewski o doniesieniu dowiedział się od "Przekroju". Nie chciał uwierzyć. - Pan to mówi jako satyrę czy jako fakt? - zdziwił się profesor i zaraz dodał: - Nie będę komentował niczego, co jest związane z panem prezydentem. Dostaję po kilka telefonów dziennie, od polskich i niemieckich dziennikarzy. Wszyscy pytają o kwestie ornitologiczne, a ja jestem przecież historykiem.
Psycholodzy nie chcą odpowiadać na pytanie, czy prezydent nie lubi swojej pracy - mają za mało danych. Profesor Bartoszewski nie chce nawet rozmawiać o cechach psychologicznych, jakie powinien mieć prezydent: - Powiem tyle: po raz pierwszy od roku 1918 mamy prezydenta, który jest profesorem prawa. Lepiej być nie może, teoretycznie jest to sytuacja optymalna.
- A w rzeczywistości?
- Rzeczywistość nie zawsze zgadza się z teorią.
Oględnie, lecz stanowczo mówi o prezydencie Henryk Wujec: - Istnieje pewne prawo wymyślone przez psychologów pracy. Mówi o ludziach, którzy są bardzo kompetentni i szybko awansują. Niektórzy w końcu awansują tak bardzo, że przestają być kompetentni.
Posłowie z politycznego zaplecza PiS też zauważyli, że prezydent wypada blado na swoim urzędzie. Antoni Mężydło: - On jest dobrym prezydentem o złym wizerunku. Wypada źle w mediach, bo jest spięty, sztywny i nienaturalny. Przytłacza go majestat urzędu, który sprawuje. Mam wrażenie, że odkąd został prezydentem, coś w nim pękło. Przecież jako minister sprawiedliwości brylował w mediach. Gdy odszedł z tej funkcji, mówił, że brakuje mu uwagi dziennikarzy.
Poseł PiS nie do końca zgadza się jednak z tezą, że prezydent nie lubi swojej pracy: - Lech Kaczyński nie lubi tylko reprezentacyjnej części bycia prezydentem, a do niej, niestety, w dużej mierze sprowadza się ten urząd. On lubi pracę, która przynosi konkretne efekty. Kiedy je ma, z przyjemnością spotyka się z dziennikarzami.
Nisko kompetencje prezydenta RP oceniają obywatele. W sześciu z siedmiu kategorii sondażu "Gazety Wyborczej" porównującego dotychczasowych prezydentów Kaczyński był ostatni. Tylko pięć procent uznało go za najlepszego z trzech prezydentów. Kwaśniewskiego wskazało aż 79%, Wałęsę - 11%.
Złe wyniki Lecha Kaczyńskiego w tym sondażu mogą być krzywdzące. Tłumaczyć je można świeżą aferą kartoflaną, a także tym, że prezydent źle wypada w telewizji. Nie tylko źle wygląda, ale wyraźnie źle się czuje przed kamerami. Jakby jego ciało i umysł buntowały się przeciwko roli, w jakiej się znalazł.
Henryk Wujec dobrze pamięta prezydenta z obrad Okrągłego Stołu. - Wtedy był bardzo kompetentny. Mobilizował się przed każdym spotkaniem, przychodził świetnie przygotowany. Cały czas spięty, to nie jest typ luzaka. Pamiętam, jak bardzo bracia Kaczyńscy naciskali przed Okrągłym Stołem, że obaj muszą brać udział w obradach. Jacek Kuroń zażartował wtedy: ale prezydentem Polski to oni nigdy razem nie będą. Zdaje się, że się mylił - mówi Wujec.
Elżbieta Jakubiak: - Lech Kaczyński całe życie przygotowywał się do bycia prezydentem.
Henryk Wujec: - On wie, że chce być wielkim prezydentem, ale nie ma pojęcia, jak to zrobić. Ta rola go przerasta.
Marcin Fabjański