Prezydent ma pretekst
Nawet gdyby budżet trafił do prezydenta
przed 1 lutego, będzie on miał pretekst do rozwiązania parlamentu -
ujawnia "Życie Warszawy".
21.01.2006 | aktual.: 21.01.2006 07:17
Od kilku tygodni posłowie pracują w szaleńczym tempie, by zdążyć uchwalić ustawę na czas - tak, by nie dać prezydentowi pretekstu do skrócenia kadencji. Nerwowość zwiększyła jeszcze informacja, że Lech Kaczyński inaczej niż powszechnie sądzono interpretuje konstytucję i parlament powinien zakończyć całą procedurę nie 19 lutego, ale 30 stycznia.
Okazuje się jednak, że nie tylko w terminach tkwi problem. Sejm zajmuje się projektem budżetu skierowanym do izby 19 października zeszłego roku, już po wyborach i po desygnowaniu na premiera Kazimierza Marcinkiewicza.
- Jeśli prezydent rzeczywiście przyjmie, że początek prac należy liczyć od 30 września (tego dnia pierwszą wersję projektu ustawy budżetowej wniósł do Sejmu rząd Marka Belki), logiczną konsekwencją może być stwierdzenie, że posłowie pracowali nie nad tym dokumentem co trzeba - przyznaje dr Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista.
Dr Piotrowski zaznacza jednocześnie, że w jego opinii powinno się za początkową przyjąć datę październikową.
- Biorąc pod uwagę, jaką niespodziankę prezydent nam zgotował w sprawie terminów, tu też musimy być przygotowani na najgorsze - ocenia Bronisław Komorowski. Wicemarszałek Sejmu z ramienia PO podkreśla, że z formalnego punktu widzenia obydwa projekty budżetu - choć różnią się tylko treścią dwóch artykułów - to całkiem inne dokumenty. Świadczą o tym chociażby sygnatury druków sejmowych - ten z września ma numer 4432, ten z października - 20.
- Rzeczywiście, z powodu nieprecyzyjnych przepisów mamy problem - ocenia prof. Piotr Winczorek. Konstytucjonalista podkreśla, że wszystko będzie teraz zależało od dobrej woli prezydenta.