PolskaPrezydent: będę wetował próby prywatyzacji szpitali

Prezydent: będę wetował próby prywatyzacji szpitali

Prezydent Lech Kaczyński zapowiedział w
czwartek, że niezależnie od tego kto wygra wybory, jeśli będą
próby prywatyzacji szpitali, to on je będzie wetował.

18.10.2007 | aktual.: 18.10.2007 10:21

Z góry mówię, nie wiem kto wygra wybory, ale jeżeli będą tego rodzaju projekty ustaw, to ja będę wetował, będę z nimi walczył - powiedział prezydent w radiowych "Sygnałach Dnia".

Według L. Kaczyńskiego, zdrowie i dostęp do edukacji, to wartości, które w jak najmniejszym stopniu powinny być rozdzielane według zasad rynkowych.

Zdaniem prezydenta, w ujawnionych przez CBA nagraniach rozmów Beaty Sawickiej, b. posłanki PO, świadczących, że dopuściła się ona korupcji, była też "mowa o pewnym nastawieniu do prywatyzacji szpitali".

Każdy kto zna realia polskiego życia świetnie wie, że jeśli ktoś zamierza wystawić 100 mld majątek do prywatyzacji, to zjawi się olbrzymia ilość ludzi, która chce na tym zrobić olbrzymie pieniądze w sposób niezupełnie legalny - stwierdził Kaczyński.

To jest fragment Rzeczpospolitej dla bogaczy, o której niejednokrotnie mówiłem, to jest coś, co jest niezbywalną cechą pewnej potężnej w Polsce partii politycznej - nie tą, to inną drogą- powiedział Lech Kaczyński.

Zdaniem prezydenta, to partia, której nazwy nie chciał wymienić, "jest po prostu jakby z natury nastawiona tylko wyłącznie na tych, którzy są bardzo zamożni".

Kaczyński dodał, że są takie dobra - "zdrowie w pierwszym rzędzie, edukacja w drugim", które powinny "być według zasad rynkowych, czyli według zasad kto ma ile pieniędzy, rozdzielane w jak najmniejszym stopniu".

Dopytywany, czy w jego ocenie w Platformie Obywatelskiej rzeczywiście istniała grupa, która planowała uwłaszczenie się na prywatyzacji szpitali, L. Kaczyński odpowiedział: "bez wątpienia ten projekt, przywódcy Platformy, którzy są ludźmi doświadczonymi, muszą o tym wiedzieć, musiał prowadzić do tego rodzaju skutków".

Jak dodał, jeśli mamy mieć społeczeństwo równych szans, to w dwóch dziedzinach - zdrowia i edukacji - szanse powinny być równe.

Według niego, zasada prywatyzacji szpitala czy w ogóle całej służby zdrowia, tę równość przekreśla "w sposób niezwykle wręcz brutalny". Każdy kto ma rozum o tym wie - dodał L. Kaczyński.

W trakcie kampanii zawsze wolno mówić prawdę

Prezydent Kaczyński nie widzi podstaw do stawiania tezy, że Centralne Biuro Antykorupcyjne zaingerowało w kampanię wyborczą.

L. Kaczyński zapytany, czy CBA zrobiło słusznie ujawniając teraz właśnie szczegóły korupcyjnej sprawy b. posłanki PO Beaty Sawickiej odpowiedział, że w trakcie kampanii wyborczej "wolno mówić prawdę, natomiast absolutnie nie wolno mówić nieprawdy".

Gdyby CBA powiedziało nieprawdę, to byłaby to przestępcza ingerencja w kampanię wyborczą. Gdyby CBA nic nie powiedziało, to opinia publiczna o istotnych elementach związanych z ludźmi jednak Platformy Obywatelskiej nie byłaby poinformowana- powiedział prezydent.

Zadał też pytanie, czy obywatele powinni być "prawdziwie informowani, czy powinni być manipulowani". Prezydent powiedział też, że szef CBA chciał sprawę Sawickiej przedstawić przed sejmową Komisją ds. Służb Specjalnych.

Mogła się zebrać komisja, która nie działa jawnie. Tam pan minister Mariusz Kamiński mógł przedstawić to co wie. Ponieważ mu na to nie pozwolono, to miał prawo przedstawić to publicznie - powiedział Kaczyński. W czasie prawdziwego zagrożenia, Tusk siedział cicho

W opinii prezydenta, na początku lat 90. w czasie tzw. inwigilacji prawicy, jedynym - według niego - okresie, w którym demokracja w Polsce była rzeczywiście zagrożona, honorowo zachowywał się jego brat Jarosław Kaczyński, a Donald Tusk "siedział cicho".

Prezydent został zapytany w czwartkowych "Sygnałach Dnia" o stwierdzenia szefa PO, że premier Kaczyński i szef CBA Mariusz Kamiński używają aparatu państwowego przeciw opozycji.

Tusk powiedział też, że nie ma już dziś szacunku dla Jarosława Kaczyńskiego. Szef Platformy ocenił ponadto w środę na konwencji swej partii w Białymstoku, że gen. Czesław Kiszczak - w latach 80. szef MSW - "mógłby się uczyć od pana Kaczyńskiego i pana Kamińskiego".

Lech Kaczyński powiedział, że Tusk wielokrotnie obrażał jego oraz jego brata w trakcie obecnej kampanii. Także mnie, chociaż ja w tej kampanii nie biorę udziału. I dlatego też czuję uprawniony do tego żeby się wypowiedzieć - oświadczył prezydent.

Według Lecha Kaczyńskiego, Tusk wychodzi z założenia, że "jemu wolno stawiać całkowicie nieprawdziwe zarzuty, że wolno mu się posługiwać materiałami z czasów tzw. inwigilacji prawicy, czyli jedynego okresu kiedy demokracja w Polsce rzeczywiście była zagrożona".

Donald Tusk o tym wiedział i stał na baczność przed panem Wachowskim (w latach 90. ministrem w kancelarii prezydenta Lecha Wałęsy). Mówię to z pełnym poczuciem odpowiedzialności - powiedział Lech Kaczyński.

Jego zdaniem, początek lat 90., okres tzw. inwigilacji prawicy "to był czas odpowiedzi na to, kto w polskiej polityce ma honor".

I honor miał Jarosław Kaczyński, bo się niezwykle twardo na procesy narażał ówczesnej władzy. Natomiast pan Donald Tusk, mówiąc najdelikatniej, siedział cicho - stwierdził prezydent.

Myślę, że gdyby miał trochę honoru, to od tej pory zawsze by siedział cicho w tej sprawie, kto jest za demokracją, a kto przeciw. Bo jedyne realne zagrożenie było wtedy - dodał.

Według Lecha Kaczyńskiego, "wtedy sfingowano procesy, wtedy prowadzono 'szeptanki', w ramach których przypisywano różnym ludziom działania, których nigdy w życiu nie podejmowali, wtedy, można powiedzieć, prowadzono operację na wielką skalę".

Jeżeli pan Donald Tusk o tym nie wiedział, to niech się zajmie inną pracą, a nie polityką, bo polityk ma obowiązek wiedzieć. A jeżeli wiedział i milczał to znaczy, że jego stosunek do demokracji jest - można powiedzieć - wysoce względny - ocenił Lech Kaczyński.

Podkreślił, że nie wypowiadałby się jako prezydent w tej sprawie, gdyby nie to, że "był osobiście jako prezydent nie biorący udziału w kampanii wielokrotnie wręcz obelżywie atakowany".

W ubiegłym tygodniu szef PO mówił, że jego partia dysponuje obszernym raportem i analizą, które pokazują, że "środowisko braci Kaczyńskich uwłaszczyło się na majątku państwowym na początku lat 90". Z samego raportu wynika, że mogło dojść do naruszenia prawa przy przejmowaniu przez Fundację Prasową Solidarność części majątku likwidowanej spółdzielni RSW "Prasa-Książka-Ruch".

Kompromis ws. Joaniny zawarty już w Brukseli

Według prezydenta Lecha Kaczyńskiego kompromis w sprawie tzw. mechanizmu z Joaniny został już zawarty podczas czerwcowego szczytu UE w Brukseli. Prezydent udaje się do Lizbony na szczyt przywódców unijnych, którzy mają przyjąć Traktat Reformujący UE.

Polska chce, aby unijni przywódcy zgodzili się na spełnienie naszego postulatu, by mechanizmowi z Joaniny - pozwalającemu na opóźnianie podejmowania decyzji przez państwa UE do czasu osiągnięcia jednolitego stanowiska - nadać charakter prawnie wiążący, za pomocą np. wpisania go do protokołu towarzyszącego Traktatowi. Prezydent nie wykluczył, że jeśli podczas lizbońskiego szczytu polski postulat nie zostanie spełniony, trzeba będzie - jak się wyraził - "przenieść dyskusję".

W tym przypadku nie mamy pola manewru. Bo myśmy ten kompromis już zawarli w Brukseli. Na stojąco, za dwadzieścia czwarta nad ranem, zmęczeni, przy drzwiach wejściowych - to wszystko prawda - mówił Lech Kaczyński.

Prezydent dodał, że w ustaleniach na brukselskim szczycie brali udział "poważni ludzie": kanclerz Niemiec Angela Merkel, prezydent Francji Nicholas Sarkozy, ówczesny brytyjski premier Tony Blair i premier Luksemburga Jean-Claude Juncker.

Pacta sunt servanda, krótko mówiąc umowy obowiązują. Zawarliśmy tę umowę, nie chcemy niczego więcej- oświadczył Lech Kaczyński. Według prezydenta, albo ją dostaniemy, "albo będziemy musieli przenieść tę dyskusję".

Zerwać szczyt? - dopytywał dziennikarz. Przenieść dyskusję - odpowiedział prezydent. I dodał, niektórzy bardzo chcą, żeby się mówiło o "umowie lizbońskiej".

Proszę bardzo, nie mam nic przeciwko temu, niech będzie to "umowa lizbońska", tylko na zasadzie umów, które już wcześniej w Brukseli zostały zawarte - podkreślił Kaczyński. Nie chcemy niczego więcej, niż zostało już ustalone - dodał.

Według prezydenta, "umową lizbońską niektórzy nazywają ostateczne porozumienie co do przyszłej treści zreformowanego traktatu europejskiego".

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)