Prezes TVP: nie zamierzam podać się do dymisji
Nie mam zamiaru podawać się do dymisji -
mówi "Gazecie Wyborczej" prezes TVP Andrzej Urbański. Nie ma też
na razie żadnego sposobu, by go odwołać - przyznaje dziennik.
To oznacza, że Urbański utratą fotela prezesa TVP nie odpowie za zaangażowanie telewizji publicznej w kampanię wyborczą po stronie PiS - uważa "GW". Według niej, prezesa TVP chroni podwójną gardą PiS. Partia Kaczyńskiego ma większość w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji i w radzie nadzorczej TVP.
Rada nadzorcza to jedyne ciało, które może prezesa odwołać, lecz żadnej decyzji podjąć nie może, bo Krajowa Rada blokuje od czerwca uzupełnienie jej składu. Ale nawet gdyby uzupełniła, PiS ma w radzie nadzorczej większość (pięciu na dziewięciu członków) umożliwiającą obronę Urbańskiego.
Jednak telewizja publiczna - obok KRRiT - to jedyna instytucja, której obserwatorzy OBWE na wybory zarzucili stanie w wyborach po stronie PiS. Krajową Radę OBWE obwinia za to, że nie była w stanie kontrolować telewizji publicznej i zapobiec tej stronniczości.
Urbański, przychodząc na Woronicza siedem miesięcy temu, obiecywał, że jego TVP będzie obiektywna i rzetelna. Nie będzie wspierała żadnego projektu politycznego, ani opozycji, ani koalicji, będzie je co najwyżej prezentowała. Nie będę robił wazeliniarskiej telewizji - zarzekał się nowy prezes w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" z marca tego roku. TVP nie jest telewizją rządową czy koalicyjną, jest telewizją publiczną. (PAP)