Prezes PiS: w "Dzienniku" pracują reżimowi dziennikarze
To jest bardzo w marnym stylu paszkwil, który jeszcze raz pokazuje, że pismo "Dziennik" jest dzisiaj biuletynem rządzącej partii. Nie tak dawno atakowano „reżimowych dziennikarzy”, więc jeżeli ktoś chce zobaczyć reżimowych dziennikarzy, to niech sobie obejrzy podobizny panów i pań zresztą także z tego pisma - powiedział Jarosław Kaczyński w "Sygnałach Dnia". Skomentował w ten sposób artykuł na temat swojego brata i jego otoczenia.
21.05.2008 11:00
Sygnały Dnia: Głośny artykuł w "Dzienniku" o prezydencie Lechu Kaczyńskim i jego otoczeniu. Czy pan czytał? Jak pan odnosi się do tego tezy, że to dwór pełen frakcji i koterii skupionych na wewnętrznych wyniszczających bitwach?
Jarosław Kaczyński: To jest bardzo w marnym stylu paszkwil, który jeszcze raz pokazuje, że pismo "Dziennik" jest dzisiaj biuletynem rządzącej partii. Nie tak dawno atakowano „reżimowych dziennikarzy”, więc jeżeli ktoś chce zobaczyć reżimowych dziennikarzy, to niech sobie obejrzy podobizny panów i pań zresztą także z tego pisma.
Ale o 10 rano dzwonicie do siebie panowie z prezydentem zapytać, jak się czujecie? Bo tam jest też taka informacja, że...
- W bardzo różnych porach do siebie dzwonimy. Ale w ogóle nie ma sensu z tym dyskutować, to jest artykuł, który ma uderzyć w prezydenta, który na arenie międzynarodowej, no bo tylko tam w tej chwili może działać na większą skalę, odnosi poważne sukcesy i chodzi o to, żeby przypadkiem to nie miało jakiegoś przeniesienia na jego pozycję wewnętrzną, bo wiadomo, jaki jest plan – ten system ma być zamknięty, polski establishment, który się tak potwornie przeraził naszej władzy, już ma być zawsze bezpieczny. A ponieważ to jest establishment z nieprawego łoża, to Polska będzie na tym bardzo, ale to bardzo tracić. I dlatego my w dalszym ciągu uważamy, że trzeba wrócić do władzy i trzeba Polskę przebudować. I to nie chodzi, oczywiście, o żadne rewolucje. Przywrócenie normalnych reguł rynkowych, normalnych reguł działania państwa to koniec tego establishmentu.